Krótka zapowiedź nadchodzących zmian!
Nie przedłużając, niedługo do obiegu wejdzie blog. Tak, kolejny. Wiem jestem pod tym względem nieznośny. Nie przemyślałem czegoś na początku i teraz robię zamieszanie. Chciałbym jednak, żeby zawierał on moją całą "tfurczoźć" w jednym miejscu. Więc byłyby tam Fragmenty, Nauczyciel, Spektrum i opowiadania pisane od września. Myślę, że nie jest to zły pomysł, a mi prościej będzie monitorować swoje postępy w pisaniu. Pierwsze dwa blogi nadal będą działać i pojawiać się na nich będą nowe rozdziały. Zdaję sobie sprawę z tego, że o wiele łatwiej jest natrafić na Fragmenty niż na wszystko, co powstało później, dlatego też tak a nie inaczej. To chyba wszystko. Jakby koncepcja się zmieniła, to dam znać. Czy ktoś ma coś przeciw?

czwartek, 16 kwietnia 2015

Nuczyciel III cz.2

   Wracając do domu powolnym krokiem oraz okrężną drogą, zastanawiałem się co mam teraz zrobić. Jeśli katecheta zadzwonił do cioci Angeliny i na mnie nakablował, to będzie mogiła. Szlaban do końca życia, a na dodatek profesor będzie się nade mną pastwił jeszcze bardziej niż nad innymi.
     Wsłuchiwałem się właśnie w piosenkę jednego z moich ulubionych zespołów. Słuchawki to zdecydowanie najlepszy z wynalazków człowieka zaraz po łóżku. Powstrzymując się, by nie zacząć niekontrolowanie machać głową na środku chodnika albo co gorsza zacząć śpiewać na głos "No Jesus Christ", zastanawiałem się czy powrót do domu jest najlepszą decyzją dzisiejszego dnia.
     Przemyślałem już zostanie na noc u Eliota, ale nie miałem przy sobie książek na następny dzień...
     Tak więc jednak muszę udać się na wielce prawdopodobną konfrontację z moją opiekunką...
     Ciocia Ann jest straszna, gdy się wścieknie. Jak w zeszłym roku poszedłem się jej zapytać, czy mogę przekuć sobie ucho, to przez cały dzień robiła mi o to wyrzuty. Może nie wygląda, ale jest bardzo konsekwentna i surowa...
     Nie to co mama...
     Odgoniłem od siebie złe myśli i wszedłem w zakręt. Mieszkałem na Heather Street w niewielkim domku jednorodzinnym. Poza mną i ciocią mieszkała z nami jeszcze Mey Rin, okazyjnie odwiedzająca rodzine pokojówka, która obrała sobie za cel także gotowanie.. Przyzwyczaiłem się już do tego, że jem węgiel na obiad, ale podejrzewałem, że to może mieć jakiś wpływ na mój beznadziejnie niski wzrost. Byłem najniższy w klasie, ale na szczęście nikt nie dokuczał mi z tego powodu.
     Dochodząc do drzwi własnego domu, potrzebowałem chwili, by zastanowić się po raz wtóry, czy wchodzenie tam to dobry pomysł. Niepewnie nacisnąłem klamkę...
      - Ciel! - No to mam przekichane...
     Ciotka stała najwyraźniej na sępa blisko drzwi wejściowych i czekała aż wrócę.
     Moja męska duma stwierdziła, że to będzie dla niej ujmą, jeśli ucieknę.Rozum z kolei podpowiadał co innego...
     Nie widząc jednak sensu uciekania, ciocia wkurzyłaby się jeszcze bardziej, wszedłem do domu z miną, jakbym szedł na ścięcie.
     Usłyszałem głośne kroki dochodzące zza ściany i po chwili ujrzałem czerwonowłosą kobietę, biegnącą do mnie z wyrazem twarzy, który nie wyrażał szczęścia na widok siostrzeńca.
      - Dlaczego nic mi nie powiedziałeś?! - zapytała z wyrzutem.
     Nie ukrywam, zbiło mnie to z tropu. Zdołałem wydać dźwięk zdziwienia zmieszany z błaganiem o litość.
      -Czemu mi nie powiedziałeś, że odniosłeś okulary temu nauczycielowi?
     Z gardła uciekło mi jeszcze kilka bliżej nie określonych dźwięków.
     - No bo...yyy...zapomniałem... - Zabrzmiało to raczej jak pytanie, niż stwierdzenie,ale może jednak uda mi się wybrnąć z sytuacji.
     Z kobiety faktycznie odparował cały gniew. Nigdy nie zrozumiem, jak udaje jej się tak szybko zmieniać nastroję...
     -Ale wiesz co? Taki straszny sztywniak z tego profesora.
     -Taaa....-zaśmiałem się nerwowo.
    Szkoda, że uznawałem tę cechę za jeden z jego największych atutów....

     Czyli jednak zadzwonił...
      ...najwyraźniej z podziękowaniami. Miło...
     Jakoś nie miałem teraz ochoty na robienie niczego pożytecznego. Odrobiłem już zadania domowe, a na sprawdziany jakoś nie miałem siły się uczyć. Dopadło mnie masakryczne przygnębienie .Często tak miałem, że po prostu traciłem chęć do życia. Przechodziło mi po kilku godzinach lub dniu, ale egzystencja w tym konkretnym okresie była okropna. Wszystko się tak ciągnęło, a ja nie miałem na nic ochoty...
     Przekręciłem się na łóżku znudzony wpatrywaniem się w sufit. Dochodziła już dziewiąta, a ja nadal nie zjadłem kolacji. Zszedłem na dół, ciesząc się, że nie napotkałem po drodze May Rin. Mógłbym powiedzieć jej coś nieprzyjemnego w takim stanie, a nie chciałem tego.
     Otworzyłem lodówkę. Nie zauważyłem w niej niczego ciekawego, więc przeszukałem szafki z jasnego drewna, w których mogłem znaleźć coś zjadliwego i coś, co byłbym skłonny w tej chwili zjeść. Po dokładnym przeszukaniu szafek i stwierdzeniu, że tu również nie ma nic wartego uwagi, wróciłem do lodówki. Wyciągnąłem z niej budyń w kubeczku. Przynajmniej nie będę musiał go przeżuwać...
     Usiadłem przy wysepce i zacząłem powoli pochłaniać czekoladowy budyń. Ciocia zostawiła w domu prywatny telefon. W tej chwili była w pracy w szpitalu i zabrała ze sobą tylko służbowy.
      Czułem nieodpartą pokusę sprawdzenia, czy aby się numer profesora Sebastiana nie zapisał. Tak profilaktycznie...
     Dobra kogo ja oszukuję, po prostu chciałem go znać!
     Chwyciłem komórkę i szybko przeszukałem listę połączeń przychodzących. Znalezienie numeru w telefonie cioci wcale nie jest łatwym zadaniem. Udało mi się go w końcu odszukać, po chyba pięćdziesięciu innych odebranych lub nieodebranych połączeniach.
     Przepisałem go do swojej komórki.
     Dopiero gdy miałem wcisnąć na ekranie zapisz, zorientowałem się, co ja właściwie wyprawiam.
     Jak ktoś ze znajomych, to zobaczy będzie afera na całą szkołę...!
     *klik*

     Wpatrywałem się w okienko kontaktu. Chciałem napisać...
     Tylko kto normalny by tak zrobił?!
     Zadzwonienie nie wchodziło w grę. Rozmowa w cztery oczy z nim sprawiała trudność, więc przez telefon nie będzie lepiej. No i pozostaje ryzyko niewygodnych pytań.
     SMS był lepszą opcją.
     Przed oczyma wyświetliła mi się klawiatura ekranowa. Tylko co można napisać do swojego nauczyciela po 22....?
     Nie zastanawiając się wiele, bo to nie miałoby już sensu, wystukałem na klawiaturze "Dobranoc" i wysłałem.
     Później sparaliżował mnie strach na myśl o tym, co się teraz stanie. Jeśli zadzwoni to nie odbiorę, bo nie będę w stanie wykrztusić ani słowa.
     Cichy dźwięk obwieścił mi, że przyszła do wiadomość. Nie było wątpliwości od kogo. Prawie wcale nie zdarzało mi się rozmawiać z kimś w taki sposób.
     Przeczytałem tekst wyświetlony na ekraniku.

2 komentarze:

  1. Świetne;33
    Jak zwykle zresztą x33
    Czekam na następne rozdziały<3

    OdpowiedzUsuń
  2. Yay! Yay! Yay! Yay! Yay! Yay! Yay! Yay! Yay! Yay! Yay! Yay! Zajebista notka! Sama nie wiem, o czym mam pisać, bo podobało mi się wszystko! A szczególnie końcówka :). To "Dobranoc" było urocze, a rozkminy Ciela wprost epickie ;). I teraz wyszło na jaw, że profesor od dawna ma numer naszej sierotki w swoim telefonie :D. A to ci wykrętna kreatura! R leci dalej, dlatego komentarz oszczędny. Wybacz :D

    OdpowiedzUsuń