Krótka zapowiedź nadchodzących zmian!
Nie przedłużając, niedługo do obiegu wejdzie blog. Tak, kolejny. Wiem jestem pod tym względem nieznośny. Nie przemyślałem czegoś na początku i teraz robię zamieszanie. Chciałbym jednak, żeby zawierał on moją całą "tfurczoźć" w jednym miejscu. Więc byłyby tam Fragmenty, Nauczyciel, Spektrum i opowiadania pisane od września. Myślę, że nie jest to zły pomysł, a mi prościej będzie monitorować swoje postępy w pisaniu. Pierwsze dwa blogi nadal będą działać i pojawiać się na nich będą nowe rozdziały. Zdaję sobie sprawę z tego, że o wiele łatwiej jest natrafić na Fragmenty niż na wszystko, co powstało później, dlatego też tak a nie inaczej. To chyba wszystko. Jakby koncepcja się zmieniła, to dam znać. Czy ktoś ma coś przeciw?

środa, 2 marca 2016

Fragmenty duszy VII

     Od przedwczoraj kontakty pomiędzy mną a Sebastianem ograniczały się do niezbędnego minimum. Kąpałem i ubierałem się sam. Wbrew opinii potrafiłem sobie z tym poradzić. Demon przygotowywał mi ubrania zanim się budziłem. Na szafce nocnej czekała na mnie też ciepła herbata.
     Nie pokazywał mi się na oczy. Nie towarzyszył mi przy posiłkach. Nie wychodził razem ze mną na taras. Nie prowadził ze mną gier słownych w bawialni. Trzymał się z daleka, tak jak mu kazałem.
      - Ciel, twój khansama jest przygnębiony - zaczął, siedzący obok mnie Bengalczyk.
     Zmierzyłem go ukradkiem, spoglądając znad filiżanki. Poruszał niespokojnie palcami, lekko drżały mu ręce.
     Sebastian coś mu zrobił? Nie, nie posunąłby się do tego...
      - On nie wie, co to przygnębienie - odburknąłem.
     Padało. Krople deszczu zawzięcie pukały w szyby oraz rozbijały się o fasadę budynku. Miałem nadzieję, że pogoda szybko się poprawi. Bez demona u boku takie dni wydawały się jeszcze bardziej melancholijne i wprawiające w zadumę, z której raczej nie wyciągało się pozytywnych wniosków.
     - Jesteś pewien? Wygląda na smutnego.
    Wydałem z siebie jedynie ciche prychnięcie, czym ostatecznie zakończyłem rozmowę.

     Było mi źle.
     Nie mogłem dopatrzeć się niczego konkretnego, co wprawiałoby mnie w taki stan. Nie doskwierał mi dyskomfort. Po prostu było mi źle. W każdym znaczeniu tego słowa, a jednocześnie w żadnym z nich.
     Kiedy korzystałem z ciepłej kąpieli, opuściły mnie siły. Nie byłem w stanie wstać i się wytrzeć. Tak przynajmniej przeczuwałem, dlatego tkwiłem w powoli stygnącej wodzie. Wyglądałem za okno. Na czarnym niebie nie było ani jednej gwiazdki. Wszystko zasłonięte przez chmury i dymy. Nie wiedziałem, która była godzina, ale na pewno późna.
     Ciekawe, czy Sebastian się niepokoi...
     Pokręciłem głową z dezaprobatą, zażenowany swoimi własnymi myślami.
     Co się ze mną dzieje?
     Podniosłem prawą rękę z trudem i dotknąłem nią policzka pod okiem, które utraciło błękit. Nic przez nie nie czułem. Może to dziwne, ale wydawało mi się, że odbieram dzięki niemu różne rzeczy. A teraz nic. Pustka.
     Czemu nie przyjdzie...? Przecież... to nie był rozkaz, prawda? 
     Jestem głupi. Tak, właśnie taki jestem, czy zawsze byłem?
     Szarpnąłem się nagle niczym poparzony.
     Nie, nie, nie! Tylko nie to!
     Próbowałem szybko wyjść z wanny. Obawiałem się, że mógłbym zachłysnąć się wodą albo gorzej, jeśli dopadną mnie spazmy. Ostatecznie upadłem na podłogę. Udało mi się nie uderzyć głową w kafelki, jednak przeczuwałem, że będę mieć siniaki na rękach i żebrach. Skuliłem się. Nic już więcej mną nie szarpnęło.
      - Paniczu, wszystko w porządku?
     Lekko oszołomiony bólem wydałem z siebie coś na kształt skomlenia. Nie byłem w stanie wyartykułować czegokolwiek.
      - Czy mogę zasugerować pomoc?
      Nie przychodź, nie patrz, nie dotykaj, nie wchodź, nie patrz, nie dotykaj, nie podchodź, nie patrz, nie dotykaj, nie patrz...


      - Boli. Nie dotykaj.
     Sebastian próbował zrobić mi okład na żebrach, na których prawej stronie wykwitły dwa dorodne siniaki, jednak stwierdziłem, że to nie będzie konieczne. Próbowałem największą część ciała, jaką byłem w stanie.
      - Zostaw już. Przynieś lepiej koszulę.
     Czy ja dam radę dzisiaj zasnąć? Nie umiem zasypiać na plecach.
      - Przestań się wreszcie patrzeć - powiedziałem, skrępowany. Dłoń demona nadal błądziła w okolicach obtłuczonych żeber. Siniaki odznaczały się dość wyraźnie purpurą na tle białej skóry. - Chcę wreszcie zasnąć.
     Tak naprawdę nie chciało mi się spać ani odrobinę, ale chciałem, żeby Sebastian już sobie poszedł.
      - Przestań, powiedziałem.
     Mężczyzna przestał się na mnie patrzeć. Zaraz potem wyprostował się i pomógł mi założyć koszulę nocną.
      - Możesz już iść - stwierdziłem, wsuwając się pod kołdrę. Demon zmienił ją na cieńszą, w końcu robiło się coraz cieplej.
     Odwróciłem się plecami do lokaja, uważając przy tym, by nie urazić dodatkowo powstałych stłuczeń, zwłaszcza tych na klatce piersiowej. Przymknąłem oczy, czekając aż zostanę w sypialni sam. Żadnego ruchu. Wydawało mi się, że powietrze zastygło w bezruchu pomimo lekko uchylonego okna.
     Nie wyszedł. Dlaczego?
     Nie kazałem mu wyjść wprost, więc się nie zastosował..
     Zrobiło się niezręcznie.
     Czeka na coś? Powinienem coś powiedzieć? Przeprosić za wczoraj? Podziękować za dzisiaj?
      - Chodziłeś z rozwiązanymi sznurowadłami, paniczu - zwrócił uwagę. - Przykro mi, że nie mogłem dopełnić obowiązku zawiązania ich.
      Poruszyłem głową na znak, że rozumiem, choć nie wiedziałem do czego zmierza. Czekałem, aż będzie kontynuował. Jednak demon uraczył mnie tylko krótkim i cichym:
      - Dobranoc.

     Oplotłem ramiona wokół leżącej obok mnie poduszki.

      - Ciel, wstań wreszcie!
     Około godziny dwunastej do mojej sypialni w towarzystwie huku drzwi uderzających o ścianę wparował ciemnoskóry młodzieniec.
      - Nie zamierzam - mruknąłem, nie odrywając wzroku od gazety.
      - Czeeemu? - zajęczał, przyklękając przy łóżku i kładąc ręce na pościeli. - Dziś jeszcze ze mną w nic nie zagrałeś - kontynuował zawodzenie.
      - Odpoczywam. Właśnie po to tu przyjechałem.
     Przewróciłem stronę gazety, trafiając na rozpiskę przedstawień teatralnych, meczy krykieta i innych rozrywkowych wydarzeń. A może jakiejś godne uwagi, ciekawe morderstwo, którym mógłbym się zająć? Wydaję mi się, że Królowa o mnie zapomniała.
      - Spróbuj wieczorem, może uda ci się mnie na coś namówić.
      - Wieczorem? Chyba nie mogę wieczorem...
      - Hmm? - Uniosłem lekko brwi. - Masz coś do zrobienia?
      - Tak! - odpowiedział bez zastanowienia. - Właśnie tak!
     Zniknął z pomieszczenia tak szybko, jak się w nim zjawił.

     Sebastian wyszedł. Wysłałem go po jakiś dobry trunek, bo po prostu miałem już dość tego, jak patrzy się na mnie. Dodatkowo liczyłem na to, że zrobi jutro tort węgierski.
     Krążyłem po domu, kiedy go nie było. Od wschodniego do zachodniego skrzydła i z powrotem.
     Już zaczynałem odczuwać skutki tego oddalenia.
     W sumie zostałem sam. W posiadłości panowała taka cisza, że odnosiłem wrażenie, iż postukiwanie mojej laski rozchodzi się echem po korytarzach. Soma z Agnim gdzieś zniknęli. Przystanąłem przy oknie wychodzącym na ulicę. Ściemniało się. Nie licząc staruszka zapalającego uliczne latarnie, przed moją kamienicą nikt się nie kręcił.
     Poczułem narastające ciepło.
     Znowu to samo.
     Przyłożyłem dłonie do gładkiej powierzchni szyby w poszukiwaniu odrobiny chłodu. Spanikowałem lekko, gdy nie odnalazłem w niej ani odrobiny zimna. Czułem, że zaczynam się chwiać na własnych nogach.
     Co się stanie jeśli zemdleję? Czy Sebastian to zauważy? Nie chcę, dam radę.
     Zacząłem mocować się z klamką okna. Nie dawałem jednak rady go otworzyć.
     Powietrza!
     Kaszlałem bez opanowania. Zwróciłem się w stronę balkonowych drzwi. Opierając się o laskę i ścianę, doszedłem do nich z trudem. Oparłem się o lewe skrzydło. Zamroczyło mnie. Po omacku szukałem klamki, Oblałem się potem, a żyły na skroniach zaczęło pulsować boleśnie.
     Osunąłem się na kolana, próbując nacisnąć klamkę swoim ciężarem.
     Oczy, które tak desperacko starałem się utrzymać otwarte, zamknęły się.
     Ukłucie w okolicach szyi nie zrobiło mi już większej różnicy, jednak drgnąłem w reakcji na nie. Jakaś dłoń nakryła moje usta. Szum, który słyszałem, ucichł, a pełzające po ciele dreszcze zniknęły. Zostało tylko nie do końca nieprzyjemne mrowienie na szyi. I coś mokrego. Lekko szorstkiego.
     Jęknąłem w zasłaniające usta palce. Było mi dobrze, tak mi się wydawało. Nigdy czegoś takiego nie doświadczyłem.
     Druga ręka oplatała mnie w pasie, powoli i lekko unosząc do pionu. Przez delikatny materiał koszuli wyczuwałem ją tak, jakby dotykała mojej nagiej skory. Ciepło płynące gdzieś za mnie.
     Usłyszałem stukot butów. Nie przejąłem się nim. Wydawał się taki odległy. Zagłębiałem się się dalej w doznaniu. W upojeniu.
     Uniesiono mnie do góry. Nadal miałem zamknięte oczy, jednak ledwo wyczuwalny, chłodny podmuch owiał moje policzki.
     Ciche kliknięcie i kolejne.
     Z jednej strony chłód z drugiej ciepło. Kroki. Wilgoć. Odurzenie. Ekscytacja.
      - Seba - st -
     Koniec.
     Wszystko zniknęło.
   
     Relacje pomiędzy mną a Sebastianem znów się skomplikowały. Ostatnio wahały się pomiędzy normalnością, czymś nowym i nieznanym, a gniewem. Chciałem zatrzymać to koszmarne wahadło, jednak nie dostrzegałem żadnego sposobu. Na dodatek nie wiedziałem, co znajduje się w jego punkcie równowagi.
     Starałem się utrzymywać swojego demona na dystans, dopóki nie namyślę się, co robić. Nie wyrażał sprzeciwu. Zachowywał się tak, jakby nigdy nic. W gruncie rzeczy odpowiadało mi to.
     Czy kiedyś już do tego doszło? Prawdopodobnie tak. Chyba nawet wiem kiedy.
      - Zaparz mi jeszcze herbaty. - Przy niej lepiej mi się myśli.
     Nie mam pewności, że to Sebastian, ale jeśli nie on, to kto? To musiał być Sebastian, nie podlega to dyskusji. Dobrze, co zatem zrobił? Tu pojawia się problem. Czułem go całym sobą, ale...
     Mógłbym go sprowokować, by zrobił to jeszcze raz? 
     Nie, nie. To nie wchodzi w grę. Zbyt sprawnie się kontroluje, nie zrobiłby niczego, co potencjalnie mogłoby mi się nie spodobać. Ale czy mi się to nie podobało? Czy wyglądałem, jakby mi się to nie podobało? Gdybym choć na chwilę otworzył oczy, może dostrzegłbym swoje odbicie w szybie.
     Czułem się dobrze. Tak jak przedtem Sebastian zrobił coś, a mnie zrobiło się lepiej. Czyli norma.
     Tylko dlaczego musiał to robić? Dlaczego musiałem trzymać go tak blisko siebie, by być spokojnym  i w miarę możliwości pozostawać przy zdrowiu? Jest na to jakieś logiczne wytłumaczenie? Sebastian na pewno to wie. Zaczynam zdawać sobie sprawę, że bez niego do niczego nie dojdę, ale czy mogę zapytać go o to wprost? 
     Nie wiedziałem o nim zbyt wiele. Zwłaszcza jeśli chodzi o jego faktyczne jestestwo. Wydawało mi się zawsze takie odległe, mimo że dla mnie było na wyciągnięcie ręki. Wiedza. Wiedza, którą demony posiadają. Na pewno jest wielka. Historia? Z pewnością. Medycyna? Może. Języki obce?
     Zbudziła się we mnie od dawna tłumiona ciekawość.
     Zapytać? Nie ma sensu czekać, aż Sebastian sam z siebie powie cokolwiek. Może mu nie wolno? Zakładając, że istnieją inne demony, może być związany jakąś przysięgą milczenia, czy czymś podobnym. 
     Jest tyle rzeczy, o których chciałbym się dowiedzieć. Na pierwszym miejscu jest oczywiście to, co się ze mną dzieje, ale poza tym jeszcze tyle spraw. 
     Przeglądałem się dzisiaj w lustrze. Nie miałem na szyi żadnego śladu, który świadczyłby o tym, że demon cokolwiek z nią zrobił. Dla pewności sprawdziłem też resztę ciała. Nic, wszystko po staremu.
     Chociaż gdzieś w głowie pozostało uczucie ekscytacji, którą odczuwałem, gdy mój sługa mnie dotykał, starałem się wszystko traktować jako suche fakty. Stało się tak i koniec.

      - Sebastianie.
     Było już późno i przyszła moja pora na sen. Nie powiedział bym, że całodzienne rozmyślanie mnie nie zmęczyło, ale jeszcze chciałem coś zrobić.
     Chciałem sięgnąć po owoc...
     Demon patrzył na mnie uważnie. Mogłem być pewny, że żaden szczegół mu nie umknie, jednak nie o to w tej chwili chodziło.
      - Zrób to samo, co wczoraj. - Wyraz twarzy twarzy mężczyzny nie zmienił się, choć wydawało mi się, że dostrzegłem w jakiś inny sposób jego zdziwienie. - Teraz - dodałem.
     Wydawało mi się, że minęła wieczność, nim demon drgnął.
      - Wydaję mi się, że to nie jest konieczne, paniczu.
      - Wiem. Mimo to chcę, żebyś to powtórzył - starałem się mówić jak najspokojniej.
     Mrugnąłem. Moje oczy nie jarzyły się w mroku w przeciwieństwie do tęczówek Sebastiana w tej chwili.
     Wyprostowałem się bardziej. Siedziałem na skraju łóżka, jak każdego wieczoru. Tym razem jednak nie czekałem aż demon wyjdzie. Czekałem aż coś zrobi. Cokolwiek. Chciałem powtórzyć rozkaz, jednak przeszkodził mi w tym ból, który poczułem niespodziewanie.
     Sebastian zrobił to szybko. Wbił kły w moje ciało. Zrobił to w taki sposób, że nie mogłem dostrzec jego twarzy. Jednak nadal pozostawałem świadom tego, co się dzieje. Byłem w stanie go dotknąć. Jego ramion, szyi, włosów. Nie były tylko mirażem.
     Przechyliłem się bardziej do tyłu. Demon napierał na mnie, jedną ręką ręką przytrzymując mnie za kark, a drugą podpierając się o brzeg łóżka.
     Czułem ściekające po mojej szyi krople, które barwiły kołnierzyk koszuli nocnej na czerwono.
     Postanowiłem się temu poddać, skoro nie miałem już odwrotu.
     Gdy ból zelżał, mężczyzna zmusił mnie, bym się położył.  Leżałem pod nim na wznak, podczas gdy on spijał moją krew. Jednak chyba nie chodzi mu o nią, tylko o coś innego. O coś, co krąży wraz z nią...
     Zabije mnie?
     Mimo tej myśli, nadal pozostawałem mu uległy. Pozwalałem, by wplatał palce w moje włosy. Sprawiało mi to specyficzną przyjemność, neutralizującą ból.
     Pogładziłem go po szyi, nie chcąc pozostawać zupełnie biernym. Nie wiedziałem, co powinienem zrobić, czego oczekiwać. Póki co czułem się pewnie. Przytomnie.
     Dłoń demona zsunęła się z włosów, by pogładzić mnie po nieposiniaczonej stronie ciała.
     To zachodzi za daleko. Przecież zapierałem się tego, przez lata.
     Z gardła wydostał mi się cichy jęk, gdy demon przejechał językiem po mojej szyi.
     Teraz przestać?
     Odsunąłem się instynktownie na tyle, na ile mogłem, kładąc przy tym dłonie na barkach Sebastiana.
     Odbierze to jako sygnał, że ma przestać? Czy chciałem, żeby przestał?
     Zaczynałem się ekscytować. Myśl, że demon ma nade mną pewną kontrolę, poniecała mnie.
      - Wybacz paniczu. Zapomniałem się.
     Przestałem czuć ciepło jego ciała, gdy się odsunął. Pozostała dziwna pustka, choć może to za dużo powiedziane. W każdym razie uczucie niespełnienia miało pozostać ze mną do samego ranka.
--------------------------------------------------------------------
Wróciłem :D! Ktoś tęsknił ;u;? 
Udało mi się zdobyć finalistę konkursu, więc nie dość, że jestem teraz wolny jak dziki jeleń, to zgarnę stypendium, którego mi kretyni nie chcieli przyznać w zeszłym roku, mimo że tyram na nie od początku nauki -.-
Teraz rozdziały się będą pojawiać w miarę możliwości regularnie. Będę się starał wrzucać dwa na tydzień, ale nie wiem czy mi się na pewno uda.
Pozdrawiam.
Danny






5 komentarzy:

  1. Super rozdział. Znalazłam twojego bloga niedawno, a jestem nim zafascynowana.
    Ps. Wybacz, że krótki, ale idę do szkoły

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. W obliczu faktu, że Cielak prawie chciał wylecieć przez okno (taak, przypomniała mi się ta rymowanka, czy czym to tam jest :p), to rozdział chyba jakiś krótszy.
    Świetnie dozujesz ilość informacji, nie przesycasz rozdziałów, a i postaci pozostają takie, jakie powinny. :3
    Gratulacje, zazdroszczę. Bardzo. Bo Tobie to da bezproblemowe dostanie się do szkoły :/ a ja muszę walczyć ;_;

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja musiałem walczyć z maturalnymi zagadnieniami z biologii przez dwa miesiące ;-;
      Ale bardzo dziękuję :3

      Usuń
    2. A ja niestety myślę później niż robię, no i się nie postarałam, nie zostałam finalistką z niczego i teraz może się okazać, że nie przyjmą mnie tam, gdzie bym chciała...

      Usuń