Krótka zapowiedź nadchodzących zmian!
Nie przedłużając, niedługo do obiegu wejdzie blog. Tak, kolejny. Wiem jestem pod tym względem nieznośny. Nie przemyślałem czegoś na początku i teraz robię zamieszanie. Chciałbym jednak, żeby zawierał on moją całą "tfurczoźć" w jednym miejscu. Więc byłyby tam Fragmenty, Nauczyciel, Spektrum i opowiadania pisane od września. Myślę, że nie jest to zły pomysł, a mi prościej będzie monitorować swoje postępy w pisaniu. Pierwsze dwa blogi nadal będą działać i pojawiać się na nich będą nowe rozdziały. Zdaję sobie sprawę z tego, że o wiele łatwiej jest natrafić na Fragmenty niż na wszystko, co powstało później, dlatego też tak a nie inaczej. To chyba wszystko. Jakby koncepcja się zmieniła, to dam znać. Czy ktoś ma coś przeciw?

wtorek, 10 maja 2016

Fragmety duszy XI

     Siedziałem w fotelu w moim gabinecie, wpatrując się w nieokreślony punkt za oknem. Czułem się zupełnie pusty w środku. Nawet myśli mnie nie dręczyły. Nie wiedziałem, ile czasu już tak przesiedziałem, ale mógłbym siedzieć tak nawet całą wieczność, byleby nie musieć wychodzić naprzeciw rzeczywistości.
     To, co się stało, nie powinno mieć miejsca, jednak nie było sensu tego roztrząsać. Teraz liczyły się tylko konsekwencje.
     Mimowolnie wbiłem paznokcie w podłokietniki. Krzyk Elizabeth nadal rozbrzmiewał gdzieś w podświadomości, sprowadzając mnie piekielnie bolesnym sposobem na ziemię. Zdawałem sobie sprawę z tego, jak mocno ją skrzywdziłem, jednak w tamtej chwili nie umiałem wydukać ani słowa usprawiedliwienia czy przeprosin. Gdybym mógł, oszczędziłbym jej tego. Nie wiedziałem, jak dużo widziała, ale na pewno zbyt wiele. Nie pofatygowałem się do niej, żeby sprawdzić jak zareagowała, gdy w pełni to do niej dotarło.
     Nie uważałem się za osobę niekonsekwentną, ale kara, którą prawdopodobnie będę musiał ponieść, wydawała mi się wręcz absurdalna i chciałbym jej uniknąć. Nie chciałem przepłacić życiem jednorazowego wybryku, lecz nie uważałem, żebym miał prawo prosić ją, by przemilczała tę sytuację. Miała prawo być na mnie wściekła.
      - Paniczu, wszystko w porządku? Nie odpowiedziałeś, więc wszedłem, wybacz.
     Sebastian stanął za oparciem fotela. Przez dłuższą chwilę trwaliśmy w milczeniu. Nawet nie wiedziałem, co chciałbym powiedzieć. Sytuacja była dość jasna, demon wiedział, co mi teraz groziło.
     Mężczyzna pogładził opuszkami palców moją szczękę. To, co robił, i tak było bez znaczenia. Pozostawałem bierny w stosunku do tego. Po raz kolejny czułem się martwy, spróchniały, zepsuty od środka.
      - Dlaczego to zrobiłeś, Sebastianie? Dlaczego mnie...? - Uniosłem rękę w górę, żeby strzepnąć rękę kamerdynera z policzka, a zamiast tego dotknąłem swoich ust bezwiednie.
      - Wydawało mi się, że właśnie tego chciałeś.
     Demon schylił się tak, że jego głowa znajdowała się na tej samej wysokości, co moja. Wyglądało to mniej więcej tak, jakby wpatrywał się w ten sam nieistniejący punkt co ja.
      - Tak ludzie okazują uczucia, nieprawdaż? - zapytał.
      - Masz rację. Jednak ty nie jesteś człowiekiem, Sebastianie.
     Nie widziałem jego twarzy, ale wydawało mi się, że go to uraziło.
     Westchnąłem.
      - Co teraz zrobimy? - rzuciłem niby w pustą przestrzeń. 
     Problemy wydawały się piętrzyć. Najpierw ten demon, teraz Elizabeth. Chciałem pozbyć się tego ciężaru ze swoich ramion i zrzucić go na Sebastiana. Nie było to ani odrobinę dojrzałe, ale niezaprzeczalnie lokaj ponosił za to część, mógłbym pokusić się o stwierdzenie, że na dodatku tą większą, winy.
      - Wiedziałeś, że Elizabeth idzie w naszą stronę. Powinieneś przestać, więc dlaczego tego nie zrobiłeś? - Głos miałem chłodny. Odciąłem się od wszelkich emocji, żeby nie dać się im ponieść.
      - Jestem demonem, jak już dzisiaj zauważyłeś - stwierdził, prostując się. Co za tym idzie również egoistą. Działam we własnym interesie i niechętnie dzielę się swoją własnością.
      - Od kiedy jestem twoją własnością? - Rozmowa sprawiła, że znów zacząłem stąpać po ziemi.
      - Od kiedy się za nią uznałeś, paniczu? - To na powrót zamknęło mi usta. - Demonom nie należy ukazywać swoich słabości, myślałem, że o tym wiesz.
       - Nie uznałbym tego za słabość, Sebastianie.
       Wstałem. Przeszedłem kilka kroków w stronę lokaja. Oparłem się o biurko i spojrzałem mu w oczy.
      - Jeśli uznajesz to za słabość, uważasz za słabego również siebie. Podporządkowanie demonowi, czy jak to nazwałeś "bycie jego własnością", nie wydaje się być czymś... - zatrzymałem się, by znaleźć odpowiednie słowo. - ...przykrym. Nie dałeś mi tego odczuć dotychczasowo.
     Nie byłem w pełni świadom tego, co mówiłem.
      - Skoro jestem twoją własnością, to zadbaj o to, bym kontynuował swój żywot. Chyba że nie zależy ci na zabawce.
     Jego oczy zalśniły przez chwilę czerwienią. Zirytowałem się. Nie chodziło o to, jak mnie traktował, ale o to, że nie ponosił za to odpowiedzialności.
     Czekałem, aż coś powie. Cisza sprawiła, że zacząłem się zastanawiać nad tym, co powiedziałem.
     Szlachecką dumę diabli wzięli. Dosłownie.
     Sebastian sprawiał wrażenie nieporuszonego.
      - Nie obchodzi cię to, że przez ciebie otrzymam wyrok skazujący - powiedziałem nieświadomie i na pozór obojętnie.
      - Nie uważam tego za zagrożenie, paniczu, choć wątpię, że panienka Elizabeth przemilczy tą sytuację. Niewątpliwie unieważnienie małżeństwa nie dotknęłoby jej wtedy tak boleśnie, gdyż wina zdawałaby się leżeć po twojej stronie. Poza tym ona nie jest zaręczona z tobą i doskonale zdaje sobie z tego sprawę. Nie kocha ciebie (Odwołanie do Two-Ciels Theory, jakby ktoś o tym nie słyszał. Dla mnie owa teoria jest całkiem prawdopodobna, dlatego zdecydowałem się o nią zahaczyć). Nie widzę więc powodu, dla którego miałbyś nazbyt frasować się jej obecnym zachowaniem.
      - Co nie zmienia faktu, że grozi mi kara śmierci za to, co mi zrobiłeś.
     Nadal patrzyłem mu w oczy, które przybrały ludzki, brązowy kolor.
      - Nie znasz, paniczu, demoniej etykiety, jednak utrzymywanie kontaktu wzrokowego przez dłuższy czas traktowane jest jako podważenie pozycji w hierarchii.
      - Zapamiętam, jednakowoż nadal jesteśmy w świecie rządzącym się ludzkimi zasadami. Nie widzę, więc powodu, bym musiał znać owe maniery.
      - Demony żyją o krok od ludzi, myślałem, że zdajesz sobie z tego sprawę, paniczu.
     Spuściłem wzrok. Nie patrzyłem się już w jego oczy, tylko przenosiłem wzrok z ust na grdykę, wsłuchując się w to, co mówi.
      - Nie byłem tego świadomy, gdyż mi tego nie powiedziałeś.
      - Mówię teraz, paniczu.
      - Jaki w tym cel?
     Tym razem, to on zbliżył się do mnie. Odwróciłem głowę w prawą stronę wpatrując się w pustą ścianę. Czułem, że na mnie patrzy.
      - Paniczu, w świecie ludzi nie ma już dla ciebie miejsca. Wkrótce stracisz autorytet i przywileje do czasu aż cię nie skarzą. Jeśli chcesz się ratować, zabiorę cię-.
      - Wymyśliłeś to sobie od początku, tak? - zapytałem z wyrzutem. - Chciałeś mnie od siebie uzależnić. - Gniew był pierwszym uczuciem, które w tej chwili mnie naszło. - Świetnie to sobie wymyśliłeś! - Uderzyłem w jego tors nieco poniżej lewego obojczyka dłonią zaciśniętą w pięść, która potem zatrzymała się w tym miejscu.
      Czyli jednak stracę wszystko, co osiągnąłem. Moje imię okryje się hańbą.
      Mimo tego nie potrafiłem być na niego wściekły za to, co zrobił. Chciałem tego w tamtej chwili. Było mi dobrze.
      - Weź mnie gdzie tylko chcesz, tylko nie zapominaj, że to nadal ja jestem twoim panem.
      - Oczywiście. - Chwycił moją pięść, która rozluźniła się pod wpływem jego dotyku.
     Zbliżył się na tyle, by móc swobodnie oprzeć rękę na ciemnym blacie biurka. Utknąłem pomiędzy nim, a meblem.
      - Na co czekasz? Nie mamy dużo czasu. Pakuj walizki.

     Nie próbowałem snuć domysłów na temat tego, co się stanie. Jeszcze nie do końca docierał do mnie fakt, że opuszczę swoją posiadłość na czas nieokreślony.
     Leżałem w zupełnym bezruchu. Nie wiem, ile minęło, odkąd Sebastian życzył mi dobrej nocy, ale miałem wrażenie, że nie mniej niż trzy godziny. W ogóle nie czułem się senny. Nie potrafiłem znaleźć jednak powodu, dla którego nie mogłem zasnąć. W głowie miałem pustkę. Oddzieliłem od siebie nieprzyjemne myśli. Przyjemne raczej mi się nie przytrafiały.
     Chciałem, żeby Sebastian do mnie przyszedł, ale wiedziałem, że to nie najlepszy pomysł. Nie byłem w stanie przewidzieć, czym by się to skończyło. Straciłem kontrolę nad tym, co działo się w moim życiu. Nie do końca cieszyłem się z tego powodu, jednak w pewnym sensie mnie to ekscytowało.
     Utkwiłem wzrok w kolumience łóżka. Nie było w niej nic nadzwyczajnego, po prostu zdążyłem już napatrzeć się na wszystkie rzeczy w zasięgu wzroku.
     Westchnąłem ciężko. Najchętniej zrezygnowałbym ze snu, jednak potrzebowałem jakiegokolwiek wypoczynku, który na przekór mnie nie chciał nadejść.
     Usiadłem i oparłem się o obite granatowym materiałem wezgłowie. Po chwili zastanowienia wystawiłem nogi za łózko i dotknąłem stopami przyjemnie chłodnej podłogi. Wstałem i lekko chwiejnym krokiem wyszedłem na korytarz. Bez konkretnego celu.
     Skierowałem swoje kroki w stronę schodów. Miękkie włókna dywanu łaskotały przyjemnie. Zdałem sobie sprawę, że tak właściwie chciałem iść do Sebastiana. Potrząsnąłem energicznie głową, żeby wyswobodzić się spod wpływu tej nieracjonalnej myśli.
     Chciałem wrócić do swojej sypialni, jednak usłyszałem hałas, głuche uderzenie o podłogę.
     Instynkt samozachowawczy podpowiadał mi, żeby nie szukać źródła owego dźwięku, jednak inna, nieznana mi siła, ciągnęła mnie w stronę holu. Podszedłem do poręczy. Ostrożnie wychyliłem się i zlustrowałem opustoszały parter. Cisza. Przeżywałem déjà vu.
     Zszedłem na dół, nie wywołując przy tym najmniejszego szmeru. Wejrzałem w głąb wschodniego skrzydła. Wyglądało tak jak zwykle. Tak samo zresztą zachodnie.
     Może mi się wydawało, pomyślałem. Zaraz po tym usłyszałem stłumiony... ryk?
     Wbiłem wzrok w ścianę na końcu wschodniej części posiadłości. Przełknąłem głośno ślinę. Serce waliło mi jak oszalałe. Pośród panującej znów ciszy, byłem w stanie usłyszeć jego przyśpieszone uderzenia.
      Skierowałem kroki w tę stronę. Oczywiście się bałem i przeczucia podpowiadały mi, że nic dobrego nie wyniknie z tego, że tam pójdę. Obawiałem się również, że dotyczy to mojego demona, dlatego postanowiłem to skontrolować.
     Stąpałem ostrożnie, wsłuchując się w niepokojącą ciszę.
     Ponownie usłyszałem ryk, tym razem jednak dużo głośniejszy.
     Kolana się pode mną ugięły. Nie miałem już wątpliwości. Przyszedł tutaj.
     Zastanawiałem się, czy powinienem się wycofać. Ciężko było mi się ruszyć, sparaliżował mnie strach. Sebastian nie wydawał mi się groźny, dlatego że go znałem, jednak po obcym demonie spodziewałbym się najgorszego.
     Zanim zdążyłem dojść do jakiegoś wniosku, śmignęła mi przed oczyma czarno-biała plama. Zamarłem. Nie miałem nawet odwagi, by zacząć drżeć.
     Przyglądałem się spanikowany, aczkolwiek świadomy tego, co się dzieje, przypartemu do ściany nośnej Sebastianowi. Z rozbitego łuku brwiowego spływała strużką ciemna krew bądź coś, co ją imitowało. Ubranie miał ubrudzone jakimś pyłem, pomijając fakt, że jest praktycznie w strzępach.
     Przeniosłem wzrok na drugiego demona. Ledwo dostrzegałem w nim osobę, którą miałem okazję zobaczyć w warsztacie Niny. Szczęka wydawała się być ubrudzona jakąś czarną mazią, spod której wystawały ostre, ciemne zęby. Oczy świeciły nienaturalnym, różowawym blaskiem, jednak pomimo niego mogłem dostrzec w nich niemal szał.
     Sebastian najwyraźniej dostrzegł moją obecność, ponieważ zerknął na mnie. Skarcił mnie krótkim spojrzeniem. Zacząłem robić drobne kroki w tył. Nie byłem pewien, czy drugi demon mnie nie dostrzega, czy po prostu ignoruje, ale nie chciałem rozjuszyć go jeszcze bardziej.
     Mój lokaj miał siłę mu się opierać, co też robił. Utrzymywał dystans, trzymając drugiego za dłonie. Wydawało mi się, że ich ruchy są w pewnym sensie ograniczone, jednak nie zastanawiałem się wtedy dlaczego.
     Nie słyszałem, żeby coś do siebie mówili. Mogli rozmawiać wcześniej, z owej sytuacji wynikałoby, że Sebastian nie przystał na postawione warunki.
     Drugi demon odwrócił głowę w moją stronę. Mogłem wtedy dostrzec, że prawa strona jego twarzy również wydawała się być czymś ubrudzona. Wykrzywił się, co zauważyłem dzięki nieznacznemu ruchowi zębów. Chyba najgorsza parodia uśmiechu jaką kiedykolwiek przyszło mi zobaczyć.
     Ustałem. Obawiałem się, że on zaraz rzuci się na mnie. Wiedziałem, że nie zdołam uciec, jednak pobiegłem w stronę holu. Miałem nadzieję, że Sebastian wykorzysta okazję i wbije mu nóż w plecy lub coś podobnego.
     Czarna smuga śmignęła mi przed oczami, po czym przybrała jednolitą postać, chylącą się w stronę mojej twarzy. Wzrok utkwiłem w długich, szarych palcach wyciągniętych w stronę prawego policzka. Odchyliłem się zbyt mocno do tyłu, straciłem równowagę i upadłem. Nie przejmowałem się stłuczoną kością ogonową.
     Serce biło mi jak oszalałe. Próbowałem nie wpatrywać się w rozbawione - dostrzegłem w nich coś na kształt radości - oczy.
     Desperacko próbowałem podnieść się z podłogi, ale spanikowałem.
     Demon nachylił się nade mną bardziej. Najwyraźniej napawał się moim przerażeniem. Nie potrafiłem odebrać mu tej przyjemności. Nie potrafiłem przestać się trząść. Nie potrafiłem się uspokoić.
     Wpatrywał się w znak paktu umieszczony na moim oku. Zmrużyłem je szybko, przed chwilą było jeszcze szeroko otwarte. Poczułem jak zwężają mi się oskrzela. Fatalny czas na atak astmy.
     Rozproszony demon został kopnięty w twarz. Pewnie gdyby nie ograniczenia na poły ludzkiego ciała nawet by się tego nie zauważył. Skrzywił się, odrobinę wytrącony z równowagi. Sebastian rzucił się na niego zza moich pleców i szybko przyparł do podłogi.
     Pozbierałem się z podłogi. Nie mogłem jednak odwrócić wzroku od pokaźnych pazurów, które wbijały się w ramiona niechcianego posłańca. Nigdy jeszcze czegoś takiego nie widziałem. Wtedy zrozumiałem, że żaden z nich nie miał ubrudzonej skóry. Ona po prostu przybrała czarny kolor z jakiegoś powodu.
     Demon próbował się wyszarpać. Po chwili mu się udało. Przewrócił mojego lokaja na plecy i przycisnął ręce do jego gardła.
     Wyglądało na to, że chce coś powiedzieć, jednak pierwsze głoski zagłuszył huk.
     Spojrzałem w stronę, z której dobiegł hałas. Mey Rin stała na półpiętrze ze strzelbą w ręku.
     Demon podniósł wzrok, w którym odmalowało się niedowierzanie. Z dziury, którą zrobił nabój, zaczęła sączyć się gęsta krew. Zabrudziła białą koszulę Sebastiana, który chyba sam do końca nie był świadom zaistniałej sytuacji.
      - Ty suko - wychrypiał na tyle głośno, żeby to usłyszała.
     Kobieta chciała najwyraźniej przeładować broń. Zapewne strzeliłaby jeszcze parę razy, gdyby zaszła taka potrzeba, ale Sebastian wydawał się już opanować sytuację.
     Zacząłem kaszleć dość głośno. Oparłem rękę na ścianie i złapałem się za klatkę piersiową. Nie mogłem się opanować.

       - Paniczu, wybacz, on nigdy nie przestrzegał zasad dobrego wychowania.
     Nie powiedziałem, że nic się nie stało. Stało się. Dostałem ataku astmy, stłukłem sobie kość ogonową, nie przespałem nocy, tożsamość Sebastiana wyszła na jaw. Należałoby jeszcze doliczyć ewentualne straty materialne, ale przykuty do łóżka nie mogłem zrobić oględzin.
      - Nie podoba mi się takie rozwiązanie sytuacji - stwierdziłem. -A jeśli już nie wrócisz?
      - Wtedy będziesz prawdopodobnie bezpieczniejszy niż teraz.
     Poprawiłem sobie poduszkę, która służyła mi za oparcie.
      - Przypomnij raz jeszcze, dlaczego nie możesz wziąć mnie ze sobą.
      - Podróż z tobą zajmie zbyt wiele czasu, paniczu.
      - No tak, jestem ciężarem - mruknąłem urażony, mimo że rozumiałem sytuację. - Ale musisz po mnie wrócić. To jest rozkaz.
      Nie chciałem pozwolić mojemu demonowi załatwiać spraw, o których nie miałem pojęcia, dlatego kazałem mu wszystko wytłumaczyć. Po tym miałem jeszcze większy mętlik w głowie, ale poniekąd rozumiałem przymus.
      - Zdążysz nim zacznę tracić rozum? - zapytałem.
      - Wydaje mi się, że tak.
     Skinąłem powoli głową, wpatrując się w fałdy pierzyny. Nie wiedziałem, czy powinienem coś jeszcze powiedzieć. Pożegnać się czy też nie.
      - Czy z Mey-Rin wszystko w prządku?
      - Tak. Już wszystko jej wyjaśniłem.
     Zapewne nie była to najłatwiejsza rozmowa w długim życiu Sebastiana.
     Ponownie zapanowała dość niezręczna cisza. Zmierzyłem swojego lokacja wzrokiem. Ubranie znów miał w jednym kawałku. Wyglądał, jakby właściwie nic się nie stało. Spojrzałem na jego ręce. Wyglądały jak zwykle. Ludzko. Zapewne pod białym materiałem rękawiczek nie było śladu po wydarzeniach z dzisiejszej nocy.
      - Powinieneś odpocząć, paniczu - zwrócił mi uwagę.
      - Wiem. Nie chcesz zrobić tego zanim pójdziesz? - Pokręcił głową w zaprzeczeniu. - Rozumiem.
     Liczyłem na jakieś słowa otuchy, jakiś czuły gest. Powstrzymywanie się nie miało już wtedy żadnego znaczenia. Nie uraczono mnie nim jednak.
      - Śpij dobrze, paniczu.

-------------------------------------------------------------------------------------
Krótkie info związane ze spisem treści z prawej strony ekranu. Rozdziały od dziesiątego wzwyż będą pojawiać się we wspomnianym miejscu tylko na blogu, którego bezpośrednio dotyczą. Czyli odnośnika do jedenastego rozdziału Fragmentów na La Douleur Exquise nie będzie z boku, ale w zakładce spisu treści się znajdzie.

Następne krótkie info: zacząłem pisać rozdział specjalny z okazji nadchodzących 50 k. Nie wiem, czy mi się z tym uda wyrobić, ale powoli zaczyna mi ubywać szkolnych obowiązków, więc się postaram. Dodatkowo najprawdopodobniej będę pisał niedługie opowiadanie yuri, z którym muszę wyrobić się do następnego tygodnia. Nie wiem, czy ktoś byłby chętny je zobaczyć, dlatego pytam o opinię. Jeśli się uda to skrobnąć, to mogę na bloga wrzucić.

Przepraszam za zwłokę
Daniel

2 komentarze:

  1. Okej, to tak Ci może tu napiszę... pod warunkiem, że internet mi się nie zetnie :/
    Kocham rozterki Ciela <3 Są takie bardzo na miejscu xD jeśli chodzi o jego prawdopodobne kłopoty. Aż wyobraziłam sobie Elizabeth kablującą matce o wybrykach narzeczonego, a potem galop Francis do posiadłości, zaskarżenie na policję (swoją drogą mogłoby być podobnie jak u Oscara Wilde...).
    Może jak pamiętasz (albo i nie, mało kto pamięta, o czym kiedyś mówiłam), bycie poza fandomem sprawia mi coś w rodzaju nowej przyjemności. Mogę spojrzeć na tekst z zupełnie innej strony, i... Widzę więcej.
    Muszę Ci pogratulować po tysiąc razy - zazdroszczę sposobu pisania. I jestem ciekawa rozmowy Sebastiana z Mey - Rin xD Bardzo.
    Tylko jedna rzecz, która rzuciła mi się w oczy - piszesz "Odchyliłem się zbyt mocno do tyłu, straciłem równowagę i upadłem. Nie przejmowałem się stłuczoną kością ogonową." a potem pada "Sebastian rzucił się na niego zza moich pleców i szybko przyparł do podłogi."
    Nie było ani słowa o tym by Ciel wstał, więc ja bym to zrozumiała tak, że Sebastian nagle był pod podłogą lub, co gorsza, w podłodze. Czy się mylę?

    Danielu, nie przestawaj pisać :)
    Pozdrawiam :*, do następnego

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmmm... no nie napisałem o tym, że nie wstał, bo nie wstał :x... ale nawet jak się siedzi, to się ma plecy i to co jest za nimi ;-; ... co nie?

      Usuń