Krótka zapowiedź nadchodzących zmian!
Nie przedłużając, niedługo do obiegu wejdzie blog. Tak, kolejny. Wiem jestem pod tym względem nieznośny. Nie przemyślałem czegoś na początku i teraz robię zamieszanie. Chciałbym jednak, żeby zawierał on moją całą "tfurczoźć" w jednym miejscu. Więc byłyby tam Fragmenty, Nauczyciel, Spektrum i opowiadania pisane od września. Myślę, że nie jest to zły pomysł, a mi prościej będzie monitorować swoje postępy w pisaniu. Pierwsze dwa blogi nadal będą działać i pojawiać się na nich będą nowe rozdziały. Zdaję sobie sprawę z tego, że o wiele łatwiej jest natrafić na Fragmenty niż na wszystko, co powstało później, dlatego też tak a nie inaczej. To chyba wszystko. Jakby koncepcja się zmieniła, to dam znać. Czy ktoś ma coś przeciw?

sobota, 5 grudnia 2015

Fragmenty duszy II

      - Paniczu. Już pora wstać. - Głos Sebastiana wydobywał moją świadomość z pajęczyny odpoczynku bez sennych marzeń. - Paniczu?
     Przewróciłem się na drugi bok, ignorując kamerdynera. Wtuliłem się w ciepłe pielesze i zacisnąłem palce na poduszce.
      - Jeszcze moment.
      - Jest już późno - zaczął. - Powinien panicz już dawno wstać.
     Powoli otworzyłem lewe oko. W kominku palił się ogień, cicho trzaskało muskane językami ognia drewno. Za oknem było szaro. Zapowiadało się na ulewę.
      - Mam na dziś zaplanowane jakieś spotkanie?
      - Żadnego.
      - Więc jest to świetna okazja, żeby zrobić sobie dzień wolny - mruknąłem sennie, zagrzebując się w pościeli. - Ostatnio stwierdziłeś, że jestem spięty. Potrzebuję odpoczynku, Sebastianie.
      - Dobrze. Jednak nalegam, żeby panicz już nie spał.
      - Tak, tak, bo rozreguluję sobie rytm dobowy, pamiętam o tym.
     Przeciągnąłem się, jednak nie miałem najmniejszej ochoty na wyjście z łóżka. Przewróciłem się na plecy. 
       - Życzę sobie na śniadanie naleśniki z truskawkami. Przynieś mi je do łóżka. Nie przyjmuję odmowy.
     Demon nie oponował, tylko bez gadania poszedł przygotować posiłek. Lekko mnie to zdziwiło, ale nie miałem powodu do narzekań. Sięgnąłem po pozostawioną na szafce nocnej filiżankę. Upiłem z niej łyk ciepłego naparu i wziąłem do ręki gazetę. Nieśpiesznie zacząłem zaczytywać się w niezbyt pouczające artykuły, jednakowoż dziś mogłem sobie na to pozwolić.
     Szelest papieru i trzaskanie opału w kominku w jakiś sposób mnie odprężało. Nie chodzi o to. że obudziłem się spięty. Choć faktycznie może trochę, ale nie było ku temu żadnego powodu. W sumie nie spałem zbyt dobrze. Byłem lekko skołowany, bo nie potrafiłem wyjaśnić dlaczego.
     Odsunąłem rozmyślania od siebie i zabrałem się za czytanie artykułu o nowym leku, który rzekomo miał być tym "cudownym lekiem". Czysta głupota.
     Oczekiwanie na Sebastiana zaczęło mi się lekko dłużyć. Złożyłem gazetę i rozprostowałem kręgosłup. Zacząłem wpatrywać się w niebieski baldachim haftowany złotymi i srebrnymi nićmi.
     Nawet najcudowniejszy lek już by mi nie pomógł. Dotknąłem policzka pod prawym okiem. Nie żałowałem. Po prostu nie byłem pewny, ile czasu mi pozostało. Zdawałem sobie sprawę z tego, jak dni przeciekają mi przez palce. Cel, który miałem osiągnąć przy pomocy Sebastiana, nie wydawał się przybliżać. Nie miałem pojęcia, kiedy wpadnę na jakikolwiek trop, ale na razie się na to nie zapowiadało. Pewnie nikt nie widziałby w tym powodu do zmartwień, przynajmniej dłużej pożyję. Obawiałem się jednak, że demon zaczyna się mną nudzić. Chyba każdy zaniepokoiłby się, skoro nie wiadomo, co dokładnie taka istota jest w stanie zrobić, gdy znuży się swoją dotychczasową zdobyczą. Mam nadzieję, że nie to samo, co koty ze swoją ofiarą...
     Z rozmyślań wyrwało mnie pukanie, po którym nastąpiło skrzypnięcie drzwi. Doprowadziłem się do porządku, żeby nie zbłaźnić się przed Sebastianem. Odrzuciłem gazetę na etażerkę. Po pokoju rozszedł się cudowny zapach słodkich naleśników. Wprost uwielbiałem jeść takie śniadania w łóżku. Szkoda, że lokaj tak rzadko zgadzał się na coś takiego. Gdybym mu rozkazał się na to zgodzić, wypadłoby to okropnie dziecinnie.
     Demon postawił przede mną ostrożnie srebrzystą tacę. Przez chwilę delektowałem się samym aromatem truskawek i rozpuszczonej czekolady. Najlepsze z możliwych zestawień. Nie trzeba mnie było zachęcać do jedzenia. W jednej chwili z talerza zniknął pierwszy naleśnik, którego popiłem świeżo parzoną czarną herbatą. Zdawało mi się, że na wargach bruneta, stojącego przy łóżku, pojawił się cień uśmiechu.
      - Co cię tak cieszy? - zapytałem prawie bez wyrzutu, po czym odkroiłem następny kawałek zrolowanego ciasta.
      - Pomyślałem, że to urocze, ile radości potrafi sprawić niektórym zajadanie się słodkościami.
      - Wcale mnie to nie uszczęśliwia - zaprzeczyłem, a następnie wbiłem wzrok w talerz.
     Sam często nie rozumiałem, dlaczego coś mówię bądź robię. Po prostu nie chciałem, żeby Sebastian uznał mnie za dziecko. Choć czasem podobało mi się to, jak okazjonalnie mnie rozpieszcza, to nigdy nie zmusiłbym się do przyznania tego na głos. Nie mogłem pozwolić sobie na okazywanie słabości. Nie przy nim.
     Poza tym, czy aby przed chwilą nie zostałem nazwany uroczym...? Przecież doskonale wiedział, jak bardzo nie ciepię być tak nazywanym.
     Skończyłem się posilać .
      - Czy życzy sobie panicz, bym przygotował  ubrania?
      - Nie, chcę jeszcze trochę poleżeć. Ostatnio bolą mnie plecy. - Po co mu się w ogóle tłumaczyłem?
      - Rozumiem. W takim razie, pozwolę sobie zasugerować masaż.
      - To nie będzie konieczne - stwierdziłem beznamiętnym tonem. - Możesz się już oddalić. Wezwę cię, jeśli zapragnę wstać z łóżka.
      - Yes, my Lord.
     Mężczyzna zabrał ze sobą brudne naczynia i zostawił mnie ze samym sobą.


     Zaczynam nabierać przekonania do tego, że nie umiem spędzić dnia nie zaglądając chociażby do gabinetu. Musiałem przyznać, że czułem się tu bardzo komfortowo. Bo paradoksalnie nie w każdym miejscu w posiadłości tak było.
     Wylegiwałem się na szezlongu i czekałem, aż najdzie mnie ochota na robienie czegokolwiek. To chyba wina pogody. Choć nie wykluczam swojego rozleniwienia. Brakowało mi kryminalnych spraw, przy których mógłbym pracować. Wydawało mi się, że zdolności dedukcji maleją z każdym dniem. Czyżby Królowa o mnie zapomniała? Bo wątpię, żeby nie znalazło się dla mnie choćby najbardziej błahe zajęcie.
      - Sebastianie. Przyjdź tutaj.
     Nie musiałem długo czekać na pojawienie się mojego sługi.
      - Czy panicz czegoś sobie życzy? - zapytał, gdy zamknął za sobą drzwi.
     Tak właściwie to niczego.
      - Nudzi mi się.
     Może udałoby mi się wciągnąć go w jakąś grę?
      - A napisał już panicz list do panienki Elizabeth? - kontynuował, widząc moją nietęgą minę. - Polecam się za to zabrać jak najprędzej.
     Parsknąłem, lekko zirytowany takim obrotem spraw. Szczerze wolałem mieć awanturę o nieodpisanie, niż ułożyć tą pseudo troskliwą i czułą odpowiedź.
      - Nie dałoby się unieważnić jakoś tych zaręczyn?
      - Obawiam się, że nie.
     Westchnąłem dość głośno na myśl o zbliżającym się ślubie. Elizabeth już go sobie dokładnie zaplanowała. Opowiadała mi o tym kilka razy. Raz udało mi się nawet wysłuchać do końca i byłem wręcz przerażony tym, co ona sobie wyobraża.
      - Nie chcę się z nią żenić.
      - Z tego co zaobserwowałem nie wyrażasz chęci wiązania się z kimkolwiek, paniczu. Czy jest ku temu jakiś konkretny powód?
      - Nie - odpowiedziałem, po czym wstałem z leżanki i skierowałem się w stronę swojego biurka.
      - Wydawać by się mogło, że jednym z największych ludzkich pragnień jest znalezienie partnera. - Po takim wstępie nie mogłem oczekiwać niczego innego, niż jakiejś ciętej riposty lub przytyku. - Czyżby coś panicza przerażało we współżyciu?
      - Stosunek płciowy mnie nie przeraża, jeśli to masz na myśli.
     Starałem się nie brzmieć na zirytowanego, ale niezaprzeczalnie poczułem się odrobinę urażony.
     Usiadłem wygodnie przy mahoniowym blacie. Nadal obserwowałem demona. Wyglądał tak, jakby miał ochotę jeszcze coś dodać, tylko nie był pewny mojej reakcji.
      - Masz ochotę coś jeszcze zasugerować? - Chwyciłem w rękę pióro i ścisnąłem je mocno między dwoma palcami.
      - Cóż...wydaję mi się, że potrafię dostrzec pewne niuanse, których ty nie zauważasz, paniczu.
     Miałem zamiar zapytać, o co konkretnie mu chodziło, ale wykręcił się przygotowywaniem obiadu.
     Cholerny demon.

     Co mógł mieć na myśli? Teraz to już nic nie rozumiem.
     Według niego jestem złym kandydatem na męża? Przyznaję, jestem dość oschły, ale to jeszcze nie przesądza sprawy. Przecież nie każdy musi być od razu romantykiem. Może faktycznie chciał zasugerować to, że kochankiem będę marnym. Ale skąd on to mógł wiedzieć, do cholery? Poza tym on sam żyje w agamii, więc niech się lepiej nie wypowiada. Nie zauważyłem, żeby wychodził poza teren posiadłości, a z tego, co było mi wiadomo, zainteresowania Mey-Rin nie wykazywał nawet najmniejszego. Więc...
     Potrząsnąłem gwałtownie głową, by wyrzucić z niej dziwne obrazy. Miałem się skupić na pisaniu tego przeklętego listu, a tymczasem słowa demona nie chciały dać mi spokoju. Na dodatek nachodziły mnie te dziwne myśli.
     Zdawałem sobie sprawę, że przez to, co się stało, mam spaczony obraz stosunku. Pewnie dlatego wizja wchodzenia w trwały związek, który będzie wymagał mojego zaangażowania pod tym względem, nie była zbyt kusząca. To to jeszcze pół biedy. Jak ja przeżyję ojcostwo, skoro do dzieci nie zbliżam się na odległość mniejszą niż trzy metry?
     Uderzyłem głową w blat zrezygnowany.
      - Panicz źle się czuje?
     Prawie zapomniałem o obecności Sebastiana, który układał książki na regałach w gabinecie. Patrzył na mnie lekko zdziwiony, ignorując moje wściekłe spojrzenie. Nie poruszałem ponownie tematu, ponieważ nie chciałem się już dzisiaj denerwować. Postanowiłem nie ciągnąć też demona za język w żadnej innej kwestii. Odegram się na nim innym razem. W ten czy inny sposób, to bez znaczenia. Byle tylko toczyła się ta gra, stanowiąca jedną z nielicznych rozrywek, jakimi się interesowałem.
     Chociaż może jest jednak wypada złamać postanowienie o nie ciągnięciu za język...
      - Sebastianie - zacząłem, przyjmując bardziej godną postawę. - Co tak właściwie o mnie myślisz?
      - W jakim sensie, paniczu? - Odłożył na półkę wytartą przed chwilą z kurzu encyklopedię.
      - Pytam o to, jak mnie postrzegasz.
     Oparłem głowę na prawej ręce. Nie spuszczałem wzroku z demona.
      - Cóż... dla mnie liczy się tylko twoja dusza. Wszystko inne jest drugorzędne.
      - Taaa... dusza... co w niej właściwie takiego niezwykłego?
      - Obawiam się, że jako człowiek nie zrozumiesz tego, paniczu. - Wymijającej odpowiedzi nie mogło przecież zabraknąć.
      - Dobrze, więc... skoro jest taka wyjątkowa, że nie jestem w stanie tego pojąć, dlaczego nie weźmiesz jej już teraz? - Wiedziałem, że stąpam po cienkim lodzie, bo takie podpuszczanie demona mogło się dla mnie kiedyś źle skończyć, ale w tej chwili nie zastanawiałem się nad tym.
      - To wbrew kontraktowi, który zawarliśmy, nieprawdaż?
      - Och... no tak... kontrakt... - Zrobiłem zamyśloną minę, po czym wbiłem wzrok w papier z kilkoma plamami po atramencie. - Co byś zrobił, gdyby przestał cię obowiązywać przez jakiś czas? Hmmm? - Wróciłem wzrokiem do demona. Bezszelestnie znalazł się tuż przy moim biurku, gdy na niego nie patrzyłem.
      - Do czego zmierzasz, paniczu?
      - Do niczego. Po prostu jestem ciekaw.
      - Wystarczy tylko rozkaz...
      - Dziękuję. Będę o tym pamiętał - zakończyłem rozmowę, czując, że wreszcie mogę zabrać się za udzielenie odpowiedzi swojej narzeczonej.
     Na moich wargach zaigrał złośliwy uśmieszek, kiedy Sebastian powrócił do swoich obowiązków. Skoro i tak zapewne nie pozostało mi zbyt wiele czasu, czemu nie spożytkować go odpowiednio?
     Zabrałem się za pisanie. Szło mi zadziwiająco dobrze. Szkoda, że tylko na początku. Gdy docierałem do środka, zaczęła mnie boleć głowa. Zlekceważyłem to, jednak po kilkunastu minutach czułem się, jakby miało rozsadzić mi głowę od środka. Zrobiło mi się dziwnie ciepło, gorąco wręcz.
      - Możesz sprawdzić, czy nie mam gorączki? - zwróciłem się do bruneta, który właśnie miał zamiar wychodzić z pomieszczenia.
      - Oczywiście, paniczu. - Obrócił się i zbliżył do mnie.
     W miarę zmniejszania się dzielącej nas odległości, ból słabł. Kiedy demon delikatnie dotknął mojego czoła wierzchem dłoni, zniknęła też podwyższona temperatura, która przecież nie była urojeniem.
      - Wydaje mi się, że wszystko jest w porządku.
      - To dobrze.
     Uciekłem wzrokiem od spojrzenia bursztynowych oczu. Wydawało mi się, że przez chwile zaigrał w nich szkarłat, ale mogło być to zwykłe przewidzenie. Sebastian wpatrywał się we mnie przed dłuższą chwilę, jednak nic więcej nie powiedział.
 
     Raz...dwa...trzy...
     Mey-Rin znów rozbiła jedną z moich ulubionych zastaw... Może udałoby się dostać chociażby podobną. Ehhh...
     W sumie nie byłem na nią zły. Przyzwyczaiłem się już do takich wypadków, więc z czasem przestały mnie zbytnio denerwować. Odczuwałem jednak irytację. Ale ona nie była moja. Nie moja.Mimo że od zdarzenia minęło kilka dłuższych chwil, stan ten nie przechodził.
     Wypadek był o tyle niefortunny, że odłamki porcelany wbiły się Sebastianowi w lewę ramię i dłonie, gdy po dżentelmeńsku uchronił pokojówkę przed pokaleczeniem się tymi okruchami. Chinka poślizgnęła się na własnym fartuchu, który rozwiązał się i zsunął.
      Demon nie dał Mey-Rin opatrzyć drobnych ran i zajął się nimi sam. W sumie nie stanowiły one dla niego żadnego zagrożenia, ale wbite w ciało drobinki trzeba było powyciągać.Wątpię, żeby go to bolało, ale jednak marnowało czas. W związku z tym podwieczorek opóźnił się nieznacznie. Naprawdę nieznacznie.
      - Czyżby Mey-Rin zmusiła cię do opatrunku? - zapytałem, dostrzegłszy ledwo widoczny biały bandaż pomiędzy mankietem koszuli a rękawiczką.
      - Niestety. Prawdopodobnie będę zmuszony nosić je przynajmniej przez kilka dni, by nie wzbudzić podejrzeń.
      - Rozumiem.
     Z jakiegoś nieznanego powodu nie podobała mi się myśl o tym, że pokojówka dotykała mojego demona. Zdarzało się to poprzednio, ale zgoła innych okolicznościach, więc nie poświęcałem temu uwagi. Teraz jednak wyraźnie mi to przeszkadzało...
      - Nie dawaj się jej więcej dotykać.
     Sebastian zerknął na mnie pytająco.
      - Masz się nie dawać dotykać Mey-Rin - powtórzyłem dobitnie, wbijając mocno widelec w kremówkę.
      - Czy jest ku temu jakiś powód? - odezwał się po krótkim zastanowieniu.
      - Nie muszę podawać ci powodów. Rozkaz to rozkaz. Masz się dostosować.
      - Yes, my Lord.
     To nie zazdrość, ani nic w tym guście. Po prostu nie pozwalam, żeby ktoś bez pozwolenia robił cokolwiek z moją własnością.
     

6 komentarzy:

  1. Drugi rozdział :3 Cudownie :3 Ty wiesz, że czekam na więcej... :>

    OdpowiedzUsuń
  2. Przeczytałam już w sobotę, ale komentuje dopiero teraz.
    Kolejny rozdział świetny. Miło się czyta, wciąga i (jak dla mnie) zmusza do myślenia.
    Wspaniały opis uczuć wewnętrznych dzięki, którym można było wcielić się w rolę Ciela.
    Czekam na następną notkę i życzę dużo weny 😉

    OdpowiedzUsuń
  3. Tego, że naprawdę poprawiłeś się w pisaniu opisów, nie muszę mówić :). Rozdział wyszedł naprawdę dobrze, uczucia Ciela grały tu dużą rolę i mam nadzieję, że niedługo ukażesz też te, które trapią Sebusia, bo jest tak, prawda? Co więcej? Najbardziej podobała mi się końcówka - czyżby zazdrość zżerała naszego panicza? W sumie zaprzeczył, ale dla mnie jest to nie do podważenia :). Więcej nie napiszę, gdyż jakieś fatalne choróbsko się przypałętało i utrudnia składne pisanie. Dobranoc :).

    Pozdrawiam cieplutko,

    R :D.

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej. Trafiła na Twojego bloga dopiero dzisiaj i mam prośbę, nie usuwaj jeszcze przez parę dni starych rozdziałów. Świetnie piszesz wiec szybko pójdzie mi nadrabianie zaległości. pozdrawiam Lena

    OdpowiedzUsuń
  5. Ojojoj, dawno mnie nie było;-; no to nadrabiam dalej ale najpierw krótka notka c: Od kiedy zaczęłam czytać twoje opowiadania, uważam że pisałeś serio świetnie, a teraz jeszcze lepiej ci to idzie :D jestem słaba w wyrażaniu krytyki, choć staram się jak mogę; w tej chwili jednak po prostu nie mogę, mózg mi siada;-; więc mam nadzieję, że wystarczy najzwyklejsze : Rozdział bardzo mi się spodobał... BARDZO ❤
    Idę dalej nadrabiać zaległości xDD
    Pozdrawiam, Kuro Neko c:

    OdpowiedzUsuń
  6. Obiecałam że zaczne czytać i słowa dotrzymałam. Żałuję że nie zaczęłam czytać cześniej :(

    OdpowiedzUsuń