Krótka zapowiedź nadchodzących zmian!
Nie przedłużając, niedługo do obiegu wejdzie blog. Tak, kolejny. Wiem jestem pod tym względem nieznośny. Nie przemyślałem czegoś na początku i teraz robię zamieszanie. Chciałbym jednak, żeby zawierał on moją całą "tfurczoźć" w jednym miejscu. Więc byłyby tam Fragmenty, Nauczyciel, Spektrum i opowiadania pisane od września. Myślę, że nie jest to zły pomysł, a mi prościej będzie monitorować swoje postępy w pisaniu. Pierwsze dwa blogi nadal będą działać i pojawiać się na nich będą nowe rozdziały. Zdaję sobie sprawę z tego, że o wiele łatwiej jest natrafić na Fragmenty niż na wszystko, co powstało później, dlatego też tak a nie inaczej. To chyba wszystko. Jakby koncepcja się zmieniła, to dam znać. Czy ktoś ma coś przeciw?

poniedziałek, 30 marca 2015

Nauczyciel I


      - Phantomhive, nie śpij! - Donośny głos zabrzmiał w klasie.
     Zdarzało się to dość często, więc w sumie nie zaciekawiłoby mnie, kogo tym razem profesor Michaelis okrzyczy, gdyby te słowa nie były skierowane do mnie.
     Wyprostowałem się na momencie, usilnie próbując wyglądać na przytomnego i słuchającego z największym możliwym skupieniem. Nie pomagało w tym jednak dopadające mnie zmęczenie, a religia jest taka nudna, że nikt nie ma mi tego przysypiania za złe. Oczywiście poza nauczycielem prowadzącym...
     Profesor Michaelis nienawidził, kiedy uczniowie nie skupiali się dostatecznie na jego zajęciach. Mimo że był tylko katechetą i nawet nie miał lekcji z wszystkimi klasami, każdy go znał. Wzbudzał strach we wszystkich chłopakach i dziewczynach chodzących do tej szkoły. Z tego co słyszałem, bali się go również inni nauczyciele oraz pozostały personel...
     Zdębiałem, kiedy odszedł od biurka, na którym się opierał, gdy nie przechadzał się pomiędzy ławkami.
     W klasie zapanowała grobowa cisza, gdy mężczyzna zbliżał się do mnie. Słychać było tylko postukiwanie jego obcasów o podłogę. Przełknąłem ślinę chyba odrobinę za głośno, bo miałem wrażenie, że ten dźwięk dosłyszał każdy siedzący w sali lekcyjnej. Wbiłem wzrok w ławkę.
     Zatrzymał się przy mojej ławce. Nie wiem, co dokładnie sprawiało, że ludzie instynktownie unikali wchodzenia mu w drogę, ale nieprzeciętny wzrost na pewno miał w tym swój wkład. Katecheta faktycznie był wysoki, ale niezbyt barczysty.
     Stanął nade mną, a ja modliłem się, by nie kazał mi podnosić głowy, żebym spojrzał mu w oczy.
      - Spójrz na mnie - usłyszałem, a głos, który wypowiedział te słowa był przerażająco spokojny.
     Posłusznie jednak wykonałem polecenia, nie wypowiadając ani słowa.
     Kiedy siedziałem na krześle, nauczyciel wydawał się być jeszcze wyższy. Przytłaczająco wręcz.
     Nie miałem najmniejszych szans na uniknięcie jego przeszywającego na wskroś spojrzenia.
     Ta...to chyba przez te oczy było koło niego tyle szumu. Wydawał się przez nie taki...dziwnie odległy. Jakby nie należał do tego świata. Podejrzewam, że to one były sprawcami tej otaczającej go aury tajemnicy. Wszystkie dziewczyny w szkole piszczały, gdy pierwszy raz przekroczył szkole progi, roztaczając wokół siebie właśnie owe uczucie odrębności. Nawet to, że okazał się takim despotą, jakoś nie stłumiło ich westchnień. Nawet jeśli nie mają co liczyć na zakazany romans z nauczycielem, to pomarzyć sobie mogą.
     W końcu nikt im nie zabroni...
     Nie tylko im zostawała sama wyobraźnia, albowiem profesor Sebastian uchodził za kogoś skrajnie niedostępnego i wszystkie nauczycielki, które miały odwagę zaproponować mu wspólne wyjście, zostały odprawione z kwitkiem.
     - Phantomhive, napiszesz na jutro sto razy "Nie będę okazywać braku szacunku nauczycielowi religii,poprzez spanie na lekcji". Zrozumiałeś? - Skinąłem nerwowo głową. - Świetnie.
     Tak taką karę właśnie najczęściej wymierzał nasz ukochany pan katecheta i wierzcie na słowo była bardzo skuteczna. A sto razy to zaledwie pikuś. Niektórym zadawał po tysiąc, a plotki chodziły, że nawet po dwa.
      Profesor spojrzał na zegarek, a jego długie czarne włosy zafalowały przez przeciąg.
     Jedna z pani pracujących w naszej szkole przyszła obwieścić nam, że prądu nie ma i dlatego dzwonek nie zadzwonił. Z racji tego, że była to nasza ostatnia lekcja, mogliśmy już iść do domu. Normalnie wszyscy spakowaliby się w trybie natychmiastowym, jak najszybciej wybiegając z klasy, ale oczywiście takie zachowanie na katechezie było niedopuszczalne...
     Wszyscy uczniowie pochowali po cichu książki i spokojnie wyszli z klasy, żegnając się z nauczycielem. Ja jak zwykle wychodziłem z sali na końcu. Widziałem, więc wszystkie zamglone dziewczęce spojrzenia w stronę nauczyciela.
     Zazdrościłem tym wszystkim dziewczynom, że mogą sobie tak otwarcie wzdychać...
 ----------------------------------------------------------------------------------------------------------
No tak jak obiecałem,tak jest. ^ ^
Nie mam zielonego pojęcia czy to opowiadanie też zostanie tak ciepło przyjęte,ale mam nadzieję,że się spodoba.Co do tego jak będą teraz wychodziły rozdziały,to myślę,że oba opowiadania będą wychodziły na zmianę.Tak przynajmniej będę się starać.
Pojawiać się będą także,reedycje rozdziałów "Fragmentów".Kiedy jakaś notka zostanie poprawiona to będzie się obok jej tytułu pojawiać "(R).
Napiszcie  mi proszę,co myślicie o koncepcji opowiadania :D
Pozdrawiam,Dan :3

piątek, 27 marca 2015

Fragmenty duszy XXXIII

  Starałem się dotrzymać demonowi kroku, lecz było to okropnie wyczerpujące. Przy dość szybkim tempie próbowałem wyłapać jak najwięcej person, które znać z opisu powinienem. Szczególnie tych, którzy stanowili dla mnie potencjalne zagrożenie.
   Bez większego trudu dostrzegłem białorogich członków Rady Stygijskiej, jednak stwierdzenie kto był kim było już cięższym zadaniem. Gdzieś we wpatrującym się w Sebastiana tłumie dostrzegłem bliźniaków: Ozyrysa i Izisa, z rogami przyozdobionymi złotem. Wydawało mi się, że ujrzałem także brutalnego Dagona w towarzystwie łagodniej usposobionego Thammuza.
   Trzymając za rękę mojego demona wręcz przebiegałem przez sale balową. Poza tym, że dokładnie obserwowano każdy ruch Sebastiana, ja również byłem poddawany ocenie. To było nieprzyjemne uczucie, ale przyzwyczaiłem się już do niego.
   Przed oczyma mijały mi białowłose nimfy i blond elfy. Wampiry o szarawym odcieniu skóry. I demony. Łatwo było odróżnić demona od każdej innej istoty, ponieważ cechowały się innego rodzaju urodą. Czuć było od nich pewność siebie i stanowczość w swoim postępowaniu. Takie przynajmniej odnosiłem wrażenie.
   W demonicznej urodzie było coś specyficznego. Nie chodziło o kolor włosów lub skóry. Pod względem różnorodności byli tacy sami jak inne zebrane tutaj rasy. Chodziło o ogólne wrażenie. O ile elfy lub nimfy wdawały się naprawdę kruchymi istotami, tak demony wyglądały bardzo silnie. Tą różnice było nawet widać przy porównywaniu  kobiet demonów do innych tutaj obecnych.
   Mój lokaj, w sumie to nie byłem pewny czy mogę go tak teraz nazywać skoro nasze stosunki trochę się zmieniły, zatrzymał się dość gwałtownie, przez co nieomal w niego nie uderzyłem. Klęknął, odsłaniając mi tym widok. Zrobiłem to samo, dojrzawszy przed kim właściwie demon uklęknął.
 Usłyszałem jak przywitał się. Nie byłem pewny czy powinienem również grzecznie się przywitać, czy raczej milczeć.
 Jednakowoż, moje rozważania szybko zostały  przerwane przez kolejne szepty. Nie rozumiałem ich wszystkich dokładnie, ale chyba coś o nieodpowiednim traktowaniu...miałem wrażenie, że trochę przesadzają, ale nie śmiałem wypowiadać się na głos o obyczajach, których nie zdążyłem poznać zbyt dobrze.
  Sebastian podniósł się, więc tak zrobiłem i ja. Zbliżyłem się do niego ponownie, nie chcąc by był zbyt daleko. Nie czułbym się szczególnie bezpiecznie, gdyby zniknął mi z oczu.
  Zmierzyłem szubko wzrokiem Lucyfera stojącego przed nami. Nie wiedziałem czego mam się spodziewać, ale zdecydowanie nie tak wyobrażałem sobie poważanego Władcę Piekieł.
  Wzrost Lucyfera faktycznie robił wrażenie, ale był on stosunkowo chudym mężczyzną. Długie srebrzyste włosy spływały mu na ramiona, a stalowe oczy mierzyły wszystko delikatnym spojrzeniem. Na ustach błąkał mu się tajemniczy uśmiech, gdy podchodził bliżej. Również odznaczał się gracją ruchów jak mój demon.
  Mimo naprawdę zachwycającego wyglądu i na pierwszy rzut oka łagodnego charakteru, wydał mi się tak jakby zmęczony. Nie widziałem żadnych oznak zmęczenia, które mogłyby potwierdzić moje przypuszczenia, więc może po prostu mi się wydawało.
  Spojrzałem dalej i w tle dostrzegłem pozostałą część Rady, również z kieliszkami w rękach. Nie patrzyli na mnie przychylnie, zatem postanowiłem się w nich nie wpatrywać, by nie pogłębić ich niechęci wobec mnie.
  Nie wiedząc co zrobić z oczami, zacząłem wpatrywać się w czubki swoich butów, co wyglądało pewnie okropnie dziecinnie. Z racji na mój niski wzrost i młody wiek, ogólnie wyglądałem tu bardzo dziecinnie.
   - Mal, gdzieś ty się podziewał? Chyba już trzysta lat cię nie widziałem! - usłyszałem melodyjny głos nad swoją głową.
  Skuliłem się jeszcze bardziej. Teraz zaczynałem żałować, że tu przyszedłem, ale teraz już chyba za późno.
   - Nawet kogoś z sobą przyprowadziłeś. Jak miło... - srebrnowłosy mężczyzna złapał mnie z podbródek, zmuszając mnie tym samym do podniesienia głowy.
  Skierowałem wzrok na Sebastiana licząc na jakąś pomoc z jego strony, ale on tylko przyglądał się jak Lucyfer dokonuję oględzin mojej twarzy i nieimponującej postury.
  - To twój kontrakor, prawda? - miałem wrażenie, że wszyscy wpatrujący się w nas teraz nasłuchują uważnie każdego słowa z tej rozmowy.
  Sebastian skinął tylko głową.
  - Nigdy nie stawiałeś pieczęci na oku... - pogładził policzek pod zakrytym opaską okiem niemal czule.
  Demon wyjaśnił mi, że im bliżej oka pieczęć się znajduję tym większa więź wytwarza się pomiędzy nim a kontraktorem. Sprawiało to, że demon mógł z łatwością odnaleźć swojego pana i odczytywać jego pragnienie bez słów, ale uniemożliwiało również ucieczkę przed kontrahentem.
  To oznacza, że Sebastian bał się,że mu ucieknę...?
   - Nigdy nie zjawiałeś się w czyimś towarzystwie... - władca demonów ciągnął rozmowę dalej. - Czy jest jakiś szczególny powód, dla którego ten młody chłopiec się tu zjawił razem z tobą?
  Przełknąłem ślinę ze stresu i nie mogłem pozbyć się wrażenia, że zabrzmiało to przeraźliwie głośno.
  Obawiałem się, że mój kochanek, tak od teraz będę go nazywać przynajmniej w myślach, powie coś głupiego. Znaczy coś, co minie się z faktycznym stanem rzeczy i zapewne sprawi mi dużą przykrość.
  Moją uwagę od dalszego zastanawiania się nad tą sprawą odciągnął nieznaczny ruch za jednym z członków Rady. Zza długich blond włosów, które sięgały prawie do ziemi i zależały zapewne do Azazela, rozpoznawalnego przez swoje rogi w brązowym kolorze, wychyliła się niewielka, niebieskowłosa  główka.
  Z początku uznałem, że od stresu po prostu mi się to przewidziało, lecz po chwili zobaczyłem ponownie wpatrujące się we mnie niebieskie oczy.
   - Ten chłopiec jest posiadaczem fragmentu mojej duszy... - demon wyglądał jakby chciał jeszcze kontynuować swoją wypowiedź, ale dziewczynka, chowająca się za jednym z potężniejszych demonów podbiegła w naszym kierunku. Chwyciła nogawkę spodni Lucyfera i schowała się teraz za niego, nieśmiale wychylając się.
  Była mniejsza ode mnie. Jej wzrost ceniłbym na około 1,35. Długie, falowane włosy opadały swobodnie na jej plecy. Wydawało mi się, że są niebieskie, ale później ciemniały i przechodziły w czerń. Określiłbym ją mianem uroczej.
  Wpatrywała się to we mnie i w Sebastiana. Lucyfer pogłaskał ją uspokajająco po głowie.
    - Witaj z powrotem... - wykrztusiła nieśmiale patrząc na mojego mężczyznę.
  Schowała się ponownie zwinnym ruchem za rozmawiającego z Sebastianem demona, a w powietrzu za nią zalśnił białawy kryształ zawieszony na szyi. To musiała być kochanka Lucyfera, ale...
   ....jakoś ciężko było w to uwierzyć.
  W każdym razie jej obecność dodawała mi sporej otuchy, ponieważ wcale nie byłem tu najbardziej przestraszonym gościem.
  - Czyli w końcu ją znalazłeś? - uśmiechnął się ciepło. - Długo szukałeś swojej duszy. Trudno było odgadnąć, że będzie akurat w innym ciele, co? Pewnie sam bym nie zgadł - zaśmiał się krótko, po czym zakaszlał.
   Chyba naprawdę był zmęczony. Albo po prostu niewyspany, ale nie wiem czy takie zjawisko zachodzi także pośród jego rasy.
   - Mówiłam ci, że masz się nie przemęczać! - wysoki głosik odezwał się z dołu.
   - Pamiętam, Luno - zapewnił.
   Dziewczynka znowu zamajaczyła za plecami demona i pojawiła się po ich drugiej stronie, wpatrując się we mnie, tym razem odważniej. Ubrana była skromnie, podobnie jak osoba, której towarzyszyła. Biała zwiewna sukienka nie została ozdobiona koronkami czy wstążkami. Piękna w swojej prostocie, nie próbowała postarzać na siłę drobnej osóbki stojącej przede mną.
   Wyciągnęła do mnie rękę, a ja wpatrywałem się w jej białe paznokietki.
    - Luna... - spłonęła rumieńcem.
   Uścisnąłem jej dłoń delikatnie, bojąc się,że przy mocniejszym uścisku zrobiłbym jej krzywdę.
    - Ciel.

  Luna nie zmieniła się praktycznie wcale, odkąd ostatni raz ją widziałem. Ta sama drobna postura i przenikliwe oczy, których upływ czasu jakimś cudem nie dotykał.
  Mimo, że wyglądała jak dziecko miała już około trzech tysięcy lat. I od tego czasu zajmowała się Lucyferem codziennie. Nie wiem skąd ona bierze siłę, by zajmować się osobą tak upartą, nie potrafiącą o siebie zadbać jak on. Była jednak powszechnie szanowana za to, że tak martwi się o jego zdrowie.
  Choć ona tak właściwie martwiła się o każdego kogo spotkała. Luna była wręcz nienaturalnie ufna i troskliwa. Nie mam pojęcia jak potrafiła taka być, poznając okrucieństwo tego świata....
 

poniedziałek, 23 marca 2015

Fragmenty duszy XXXII

   - Spóźniłeś się...
  Takie były pierwsze słowa jakie usłyszałem, po tym jak płomienie spełzły z mojego ciała.
  Odważyłem się otworzyć oczy. Zobaczyłem przed sobą pokój. Konkretniej salon.
  Był wystawnie umeblowany, a ściany pokrywała czerwono-złota tapeta. Na jednym z foteli obitych czerwonym materiałem, nie mogłem dokładnie ocenić jakim, siedział demon, który był bratem Sebastiana.
  Siedział pośrodku tego przepychu, spoglądając to na mnie, to na demona stojącego za mną. Zajadał się przy tym ciastkami postawionymi na stoliczku obok.
  Odruchowo cofnąłem się na jego widok. Nie miałem ochoty na powtórkę z naszego pierwszego spotkania. Siedzący przed nami demon jednak wydawał się mnie całkowicie ignorować.
   - Spóźniłeś się... - powtórzył.
  Mój mężczyzna spojrzał na wiszący na ścianie zegar. Zmarszczył przy tym lekko brwi.
   - Jestem punktualnie.
   - Umówiłem się z chłopakami, że zabiorę cię na wspólną partyjkę pokera, wiesz nie będą pocieszeni, że się nie zjawiliśmy.
   - Wyjdź.
  Drugi demon nie wydawał się zbytnio szczęśliwy z usłyszanej komendy, ale niechętnie podniósł się z siedzenia. Zabrał przy tym talerz z ciastkami.
  Już miał się zbierać do wyjścia, lecz zmierzył jeszcze dokładnie moją osobę.
   - Myślisz, że mądrze było przyprowadzać ze sobą swojego zwierzaczka? - usłyszałem jeszcze, po czym czarnowłosy mężczyzna po prostu zniknął, pozostawiając po sobie ciemny dym, który natychmiast również się rozpłynął.
   - Zwierzaczka? - powtórzyłem, nie do końca rozumiejąc o co mu chodziło.
   - Nie słuchaj tego idioty.
 Sebastian westchnął i odsunął się ode mnie. Podszedł do miejsca, w którym jeszcze przed momentem siedział jego brat i dokładnie je obejrzał. Powiedziałbym, że szukał okruszków z wypieków pochłanianych przez wspomnianego, ale najwyraźniej ich nie znalazł.
   - Niewychowana łajza... - przeklął ledwie dosłyszalnie.

  Dlaczego akurat wtedy, kiedy wszystko zaczęło się układać ten kretyn się zjawia i robi zamieszanie. Nie wspominając już o samej idei wojny. Przecież ona się znów będzie ciągnąć przez tysiąc lat, a i tak nikt jej nie wygra. Idiotyzm.
  Po co wciągać połowę mitycznego świata w wojnę, której nie można wygrać? Wszyscy chyba zdają sobie sprawę jak ciężko jest zabić anioła i ile trudu trzeba sobie zadać, by owego pochwycić.
  Kiedyś zapewne bez chwili wahania przystałbym na propozycję przyjęcia z powrotem tytuły dowódcy, ale teraz...
  Miałbym tak po prostu zostawić Ciela samemu sobie? To nie dopuszczalne. Anioły znalazłyby go, skrzywdziły. Ukryłbym go wśród kłosów pszenicy, tak jak wszystkie ważne dla mnie osoby, ale...gdzie to jest? Gdzie mam go zataić ,skoro nawet nie pamiętam gdzie to jest?
  Eh...dlaczego muszę być taki beznadziejny?
   - Sebastianie? Coś się stało? - usłyszałem zza siebie słodki głosik.
  Chłopiec przytulił się do moich pleców przyciągając mnie bliżej rękami oplecionymi wokół mojego torsu.
  Był ciepły. Może aż trochę za bardzo. Ale to nie gorączka spowodowana przeziębieniem. Prawdopodobnie nie najlepiej znosi takie "podróże". Całkiem logiczne wytłumaczenie.
  - Nie...wszystko jest w porządku - musiałem włożyć masę wysiłku, by zabrzmiało to wiarygodnie.
 Tak naprawdę nic nie było w porządku. Halfas miał rację. Nie powinienem był zabierać ze sobą Ciela, ale teraz chyba jest już za późno. Wiem pod kogo opieką będzie tutaj bezpieczny, ale...
 ...nie chcę, żeby usłyszał o mnie coś złego...

  - Sebastianie, gdzie my w ogóle jesteśmy?
  - W Wenecji.
  - To wiem! Bardziej konkretnie?
  - Bauer Il Palazzo.
 Wpatrywałem się chwilę w twarz demona ogłupiały. W najznamienitszym hotelu w Europie gromadzą się demony, żeby obradować na tematy swoich posunięć...
 W samym centrum Wenecji...
  - Nie uważasz, że to niemądre organizować takie spotkania w tak widocznym miejscu?
  - Nie. Anioły nie lubią Wenecji... - odpowiedział, nie przestając kroczyć ku sali balowej.
 Korytarze nie były zawiłe, ale były okropnie długie.
  - Dlaczego?
  Przystanął.
  - Wenecja jest miastem kradzieży. Każdy kamień i każda cegła z jakiej zbudowano mury weneckich budynków jest kradziona. Każdy kawałek drewna na dachu. Pomyśl, nie ma w okolicy żadnych lasów ani kopalń. Nawet złote krucyfiksy w kościołach są kradzione...
  - Skąd wiesz, że nie są uczciwie zakupione? Skąd masz pewność, że wszystkie te materiały zostały skradzione?
  - Sam nadzorowałem budowę tego miasta czternaście stuleci temu... - uśmiechnął się w samozachwycie.
  To był w istocie argument nie do przebicia.
  Wielkie odrzwia, do których się zbliżaliśmy były już otwarte. W wielkiej sali mogłem już z daleka dostrzec istoty znajdujące się w środku.
   Do opisania tego różnorasowego misz-maszu potrzeba by było ogromnego zasobu słów, dlatego ja ograniczę się tylko do "nieziemski". Najbardziej trafne określenie jakie przychodziło mi teraz to głowy.
   Nie wiem czy na pewno stuprocentowo dobrze odgadywałem pochodzenie zabawiających się w środku osób, ale wydaje mi się, że poza demonami dostrzegłem również wampira, kilka nimf radośnie chichoczącym w swoim towarzystwie. Mignęły mi gdzieś elfy oraz równie przepiękne kobiety z tego gatunku. Ciężko było odróżnić je od nimf. Dostrzegłem również kobietę, choć może bardziej jednak pasowałoby określenie dziewczyna, która bardziej przypominała anioła niż inny gatunek. Zapytałem o nią Sebastiana, zanim jeszcze weszliśmy do sali.
  - To Alaemon. Jest demonem i księżniczką.
  Alaemon wyglądała na przygnębioną. Może niepokoiła ją wizja nadchodzącego starcia?
  Lustrując dokładnie ten niecodzienny tłum doszedł do mnie pewien fakt. Ja nie będę się tu niczym odznaczał. Mój szlachecki tytuł nic tu nie znaczy. Uroda też została przyćmiona. Zapewne nikt nie zwróci na mnie uwagi...
  Kiedy jednak przekroczyliśmy z mężczyzną próg, wszystkie gwarne rozmowy ucichły. Muzycy grający melodie, żyjącą swoim własnym życiem, również przerwali swoje zajęcie i skierowali swoje spojrzenia na nas. Poczułem się nieswojo,przytłoczony wszystkimi tymi spojrzeniami. Schowałem się trochę za Sebastianem, ale i tak byłem w stanie usłyszeć szepty niosące się dookoła.
 - To on...
 - Żyje...
 - Zdrajca...
 - Kogo ze sobą przyprowadził?
 - To dziecko?
 - Przecież nie żyje...

  Byłem na to przygotowany, ale jednak miałem nadzieję, że zebrani okażą więcej taktu. Kroczyłem bez słowa dalej, trzymając za rękę przestraszonego lekko chłopca. Próbowałem się dostać na drugą stronę pomieszczenia, ponieważ zapewne tam mogłem należycie przywitać się z Lucyferem.
  Przedzierając się przez tłum i dalej ignorując jakże irytujące szepty, dostrzegłem kilka znajomych twarzy. Kilka przychylnych, choć mimo wszystko zdziwionych moją obecnością, większość oszołomionych tym całkowicie oraz niektórych obojętnych wobec tego.
 Dostrzegłem jednak wkrótce długie, białe włosy Władcy Piekła. Odwrócił się w moją stronę, a ja poczułem na sobie wzrok jego stalowo-szarych oczu. Uśmiechnął się niemal ciepło na mój widok. Nie ubrał się tak jak na władce przystało jak zwykle. Czarna koszula i biały krawat ,nawet bez fraku czy marynarki. Niedbałość Lucyfera nie była rozumiana przez większość demonów, ale ja wiedziałem, dlaczego się tak zachowuje. Chciał być sobą jak zawsze.
  Jego przyozdobione srebrem rogi, zabłyszczały w świetle tysięcy świec. Kieliszek, który trzymał w lewej dłoni zakołysał się, prawie wylała się z niego krwisto-czerwona ciecz.
 Przyklęknąłem przed jego obliczem. Ciel zrobił to samo. Przygotowałem go na to już wcześniej.
 - Pokornie wstawiam się na twoje wezwanie, Lucyferze.

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Jak widać ja jednak żyję,niech was nie zmyli moja długa nieobecność ^ ^!
Przepraszam za nią,ale to po części wina spiętrzonych czynników prywatnych i nauki szkolnej.Chcę serdecznie powitać nową czytelniczkę-Vincent Reiz!Obiecuję,że jak tylko wygrzebię troszkę czasu to zajrzę na twojego bloga :3

Dziękuję też za 2000 wyświetleń i serdecznie pozdrawiam wszystkich czytelników :3

czwartek, 12 marca 2015

Ogłoszenie !

W związku z tym,że nadal nie mam internetu notki prawdopodobnie nie pojawią się w weekend.Przepraszam za to,ale jakiś kretyn wjechał w światłowód koparką -.-.
Postaram się to jakoś zrekompensować,a tymczasem życzę miłego odpoczynku <3

Danielek

Fragmenty duszy XXXI

   Obracałem w dłoniach kryształową różyczkę.
   Nie przypominałem sobie, żeby mój ojciec kiedykolwiek ją nosił.
   Nie chcąc zagłębiać się we wspomnienia, wyszedłem z garderoby. Akurat w tej chwili Sebastian przechodził przez drzwi prowadzące na korytarz.
   Schowałem broszkę do kieszeni, mając nadzieję, że ten ruch umknie uwadze demona.
    - Czas na obiad - oznajmił mi.
   Mieliśmy udać się na bankiet przed zmierzchem, więc musiałem zjeść obiad wcześniej niż zwykle. Nie miałem w sumie nic przeciwko temu.
   Zeszliśmy razem do jadalni, gdzie czekała już na mnie upieczona ryba. Starałem się ,żeby zjeść ją jak najszybciej i wypytać jeszcze Sebastiana o różne sprawy, by rozwiać swoje wątpliwości.
   Oczywiście demon zwrócił mi uwagę, że nie powinienem jeść w zbyt szybkim tempie. Nie wiem czasem jak traktować jego nadopiekuńczość. Niby dobra cecha a tak czasem przeszkadza.
   Po posiłku Sebastian wziął ze mną długą kąpiel. Wypadało być dokładnie wymytym przy pojawieniu się w tak doborowym towarzystwie. Jednakowoż, kiedy siedziałem w wodzie na kolanach demona, nie poczułem, by jego zapach się zmienił. Jak zwykle oczywiście brunet dobrał świetnie sole do kąpieli, które miały przyjemną świeżą woń ,ale nie przeszła ona na mężczyznę tak jak na mnie.
   Sebastian nadal pachniał cynamonem i czekoladą, za którymi ukrywało się coś nieobliczalnego i dzikiego. Może taką woń mają właśnie demony?
   Może faktycznie mają, ale ja byłem pewny, że nie będę zaciągał się innym zapachem niż zapachem mojego demona. Z pewnością żaden inny nie otumani mnie tak, ani nie doprowadzi do takiego stanu. Uwielbiałem chować twarz w zagłębieniu szyi bruneta, gdy obsypywał pocałunkami moje ramiona. Uzależniłem się od topnienia pod jego dotykiem.
   Mój mężczyzna uwielbiał zaznaczać, że jestem jego własnością, mimo że nie robił tego werbalnie. Kark, szyję oraz ramiona miałem pokryte czerwonymi śladami, które za każdym razem zostawiały wargi i zęby Sebastiana, gdy tylko stykały się z moją skórą. Próbowałem odwdzięczać mu się tym samym, niestety nie byłem jeszcze tak wprawny jak demon i minie pewnie dużo czasu zanim nabiorę w tym doświadczenia.
   Mimo mojej częściowej niewinności w tych sprawach, brunet nie wydawał się niezadowolony z nieporadności jaką się odznaczałem. Cieszył się każdym dotykiem jakim go obdarzałem. Ja natomiast rozkochałem się w słuchaniu jego niskich pomruków zadowolenia. Nie miałem pojęcia jakim cudem je wydawał, ale czułem, że to nie jedyna i ostatnia rzecz,jaką mnie jeszcze zadziwi.
   Po tym rytuale, który podczas wspólnych kąpieli był już stałym punktem, umyliśmy sobie nawzajem włosy. Sebastian oczywiście trochę musiał po mnie poprawiać, no ale liczą się chęci.
   O ile mycie włosów było według mnie przyjemną czynnością, to piłowania paznokci nienawidziłem. Przeszkadzało mi okropnie uczucie, które mu towarzyszyło.
   - Spiłować ci też? - zapytałem mężczyznę, odchylając głowę w jego stronę.
   Demon w tym czasie zapalał następną świeczkę. Tak kąpaliśmy się tak długo, że niektóre zdążyły się już powypalać.
   - Nie trzeba.
   Spojrzałem się na ręce bruneta. Były bardzo zgrabne i kształtne. Długie palce zwieńczone były czarnymi jak noc paznokciami, przypominającymi ciemne migdały. Jak zdążyłem się już przekonać nie były pomalowane. Sebastian stwierdził, że były czarne odkąd pamięta. Ciężko stwierdzić jednak dokąd sięgają jego jeszcze niepełne wspomnienia.
   Przyglądałem się jeszcze przez chwilę jak zręczne dłonie odkładają świeczkę z powrotem na miejsce. Chyba faktycznie nie było potrzeby piłować demonowi paznokci, z takimi lekko długimi wyglądał dobrze.
   Oparłem się na powrót o tors lokaja. Wiedziałem, że nie wyjdziemy jeszcze z wanny, a ja uwielbiałem czuć pod sobą jego twarde mięśnie. Czekało mnie jeszcze mycie zębów...
   Kiedy w końcu wyszliśmy z łazienki słońce chowało się już za horyzontem, zalewając moją sypialnie ciepłym światłem.
   Zostało nam tylko ubranie się i mogliśmy już opuszczać posiadłość. Tylko nadal nie byłem pewny co do sposobu podróży...
   Ubranie się nie zajęło nam dużo czasu, ponieważ Sebastian przygotował wszystko już wcześniej.
Tak więc elegancko uprasowane ubrania i idealnie wypastowane buty zostały przez nas przywdziane. Na głowie demona ponownie pojawiły się rogi, które przyciągały mają uwagę. Nie mogłem oderwać od nich wzroku. Ale ja nie potrafiłem już wcale oderwać od demona oczu...
   Przypomniałem sobie o broszce, którą cały czas chowałem przed spojrzeniem bruneta. Kiedy miał już założony frak fachowej roboty zdecydowałem się ją przypiąć.
   Byłem przy tym czerwony niczym dojrzałe jabłko. Sebastian jednak docenił gest i pogłaskał mnie czule w podzięce po suchych już włosach.
   Nadal nie czułem się pewnie, będąc miły wobec demona, ale było już lepiej niż na początku.
    - To jak dostaniemy się do Wenecji? - zapytałem niepewnie, kiedy już odsunąłem się od bruneta. - I gdzie są nasze bagaże? - rozejrzałem się po pokoju, jednak nie dostrzegłem ich w miejscu w którym stały ani też nigdzie indziej.
   - Już są na miejscu - oznajmił niewzruszony.
   - Że jak?
    Sebastian pstryknął palcami i w kominku zapalił się ogień. Jeśli miało się w posiadaniu demona, nie trzeba się było przynajmniej martwić o ciepło w pokoju.
   Mężczyzna wyciągnął do mnie dłoń w zapraszającym geście. Chwyciłem ją, niepewny co demon chce  zrobić. Ten zbliżył się do kominka, a płomienie zaczęły lizać jego nogi, aż w końcu ogarnęły go całego. Wiedziałem, że go nie parzą, ale byłem pewny, że mnie kontakt z ogniem zaboli.
   Ręka demona przyciągała mnie jednak bliżej.
   - Sebastianie, ja nie chcę! - próbowałem się opierać, ale jednym stanowczym ruchem brunet przyciągnął mnie do siebie.
   Czułem jak ogarniają mnie płomienie, nie parzyły mnie. Wywoływały jednak uczucie mrowienia, jakby setki mrówek chodziło po ciele.
   Ciepły oddech ciemnowłosego owiał mój kark, a następnie ucho.
    - Witaj w nowym świecie, Ciel...

wtorek, 10 marca 2015

Frgamenty duszy XXX

   - Sebastianie,jesteś pewny, że wszystko spakowałeś? - zapytałem, chcąc dowiedzieć się, czy aby na pewno wszystko jest dopięte na ostatni guzik.
   - Tak. Na pewno wszystko zabrałem.
  Demon odpowiadał mi na to pytani już dzisiaj chyba szósty raz. A jest dopiero południe.
  Ekscytowałem się tym wyjazdem od początku tygodnia. Przez cały tydzień byłem podniecony wizją zobaczenia tulu ważnych w świecie demonów osobistości. Sebastian zdradził mi, że nieczęsto trafia się taka okazja, zwłaszcza dla człowieka, czym wcale nie pomógł mi się uspokoić.
  Patrzyłem na rozłożone na moim łóżku, które ostatnio stało się również łóżkiem Sebastiana, ubrania. Nadal uważałem, że Nina wykonała świetną robotę, tylko...czegoś mi tu brakowało.
  Nie miałem jednak pojęcia czego i mimo intensywnych rozmyślań nie udało mi się niczego wymyślić. Irytowało mnie to niepomiernie.
  Sebastian wyszedł, by zrobić rozpiskę reszcie służących. Obawiałem się jednak, że na niewiele się to zda i mimo usilnych starań moja piękna rezydencja ucierpi podczas mojej nieobecności. Pomimo tej wizji, do której szczerze zdążyłem się przyzwyczaić, ponieważ nader często się ziszczała, nie zamierzałem zrezygnować z dotrzymaniu towarzystwa demonowi.
  Zapowiedział mi już, że nie będzie mógł być przy mnie przez cały czas i opuści mnie na czas narady. Nie wyglądał na zbytnio przejętego wizją wojny. Może to dlatego, że jest przyzwyczajony. Albo uważa, że nic z tego nie będzie...
  W każdym bądź razie Sebastian zapowiedział mi, ze będzie mnie musiał z kimś zostawić na ten czas. Nie wiedział jeszcze co prawda z kim, ale jakoś nie martwiłem się trafieniem pod nieodpowiednią opiekę. Byłem pewny, że brunet nie zostawi mnie z byle kim.
   Dostałem także instrukcję do kogo pod żadnym pozorem się nie zbliżać a również przed kim w razie czego uciekać. Kamerdyner stwierdził, że demony nie zachowują się zwykle nieodpowiednio podczas tak wystawnych przyjęć, tym bardziej jeśli wyprawia je Lucyfer, więc taki incydent raczej nie powinien mieć miejsca.
  W minionym tygodniu Sebastian udzielił mi także, kilku lekcji związanych z etykietą wśród demonów i jeszcze kilku wyjaśnień dotyczących ras i ich hierarchii. Postarałem się to wszystko zapamiętać. Najbardziej obawiałem się jednak, że nie będę umiał rozpoznać ważnych osób, które powinienem potrafić rozpoznać.
  Pamiętam, że mam traktować z szacunkiem i nie narażać się Radzie Stygijskiej, czyli trzynastu demonom rządzącym w piekle. Oczywiście wiedziałem, że nie mam narażać się nikomu, bo jestem w końcu tylko człowiekiem i nie powinienem się za specjalnie wychylać.
  Wiedziałem już, że na zebraniu nie będą same demony, ale również zaproszeni przez nich goście. Sebastian powiedział, że demony przyprowadzają zwykle na takie uroczystości kochanków bądź zaufanych przyjaciół  albo przychodzą same. Jak się dowiedziałem demony nie ograniczają się do szukania partnerów w obrębie swojej rasy i na bankietach pojawiają się często nimfy, wampiry, boginki...
  Zapytałem również bruneta o to, czy spotkał się kiedyś ze związkiem demona z mrocznym żniwiarzem albo aniołem. Sebastian zmarszczył na to brwi, po czym odpowiedział, że to jest jedyny temat tabu w ich świecie i nawet się o tym nie wspomina.
  Skoro to był jedyny temat tabu,stwierdziłem, że ja się jakoś prześlizgnę przez kryteria oceniania istot z koszmarów. Ciężko wyobrazić sobie, co diabły mogą uznać za ładne bądź wartościowe, ale miałem nadzieję, że według nich będę coś sobą reprezentował.
  Wszedłem na garderoby. Miałem nadzieje, że wymyślę jakieś uzupełnienie do stroju Sebastiana.
  Zacząłem przeglądać różne pudła i pudełeczka, które były w zasięgu moich rąk.
  W niektórych były kapelusze, które odpadały. W innych były naszyjniki i wisiorki, więc nic w stylu bruneta. Przeglądając dalej natrafiłem się na jeszcze więcej damskich rzeczy. Nie miałem pojęcia skąd się tam wzięły. Oczywiście wiedziałem niestety, skąd w mojej garderobie wzięła się okrutnie różowa sukienka z muślinu, w której musiałem chodzić. Pamiętam dobrze sadystyczny sposób w jaki wbito mi do głowy zasady zachowania, jakich uczono młodych szlachcianek. Po raz pierwszy pomyślałem, że mogą się do czegoś przydać.
  Odwiesiłem ją z powrotem na miejsce i zerknąłem nad wiszące ubrania. Na półce nad wieszakiem był poustawiane inne pudełka. Udało mi się ściągnąć pierwsze z brzegu, ale musiałem się bardzo wysilić, żeby po nie sięgnąć.
  Było to obite w bordowy materiał pudełko lekko. Lekko się zakurzyło, będąc nieużywane. Były w niej rzeczy mojego ojca, które kiedyś przywiozła mi ciotka Francis. Zadrżałem na wspomnienie jej despotyzmu.
  Otworzyłem pudełko, w którym ujrzałem najprzeróżniejsze ozdoby. Niestety większość z nich było w naszych rodowych kolorach, czyli głównie błękitnych i srebrnych. Na dnie pudełka dostrzegłem jednak coś idealnego.
  Czerwoną broszkę w kształcie róży wykończoną srebrem.
 -------------------------------------------------------------------------------------------------------------
 Hej ^ ^!Mój internet nadal strajkuje i prawdopodobnie trzeba będzie wymienić jakiś kabel -.-...
 Nie mam pojęcia w jakim trybie będą pojawiać się następne rozdziały.,bo ta została napisana na wolnej lekcji informatyki...

poniedziałek, 9 marca 2015

Fragmenty duszy XXIX

   Nie mogłem zasnąć. Przez całą noc dręczyły mnie myśli, dotyczące Sebastiana i tego nad czym się zastanawiał. Nadal miałem wrażenie, że nie tęskni za domem, ale za jakąś osobą w nim mieszkającą. Dlatego to tak bardzo bolało.
   Bałem się, że jestem dla niego tylko chwilową odskocznią i kiedy wszystko się skończy, on po prostu o mnie zapomni. Tego tak bardzo się bałem. Przez te kilka dni taka wizja znacznie zbladła, ale teraz wróciła. Wróciła z przekonaniem, że jest prawdziwa...
   Widziałem, jak pierwsze promyki grudniowego wschodu słońca przedzierają się przez ciężkie zasłony. To małe światełko, przenikające przez szczeliny pomiędzy zasłonami, uświadomiło mi, że zaraz przyjdzie tu demon z zamiarem obudzenia mnie.
   Nie chciałem go widzieć. Nie chciałem też, żeby widział mnie w takim stanie. Zapłakanego, bez krztyny snu. Znienawidziłbym samego siebie, jeśli Sebastian zobaczyłby mnie takiego. Nie pozwoliłem sobie na coś takiego przez cztery lata, więc już nigdy więcej nie pozwolę sobie na taką chwile słabości.
   Ale już sobie pozwoliłeś...
   Nie pamiętasz, jak płakałeś a jego kolanach? Nie chcesz tego pamiętać, ale on to zapamięta. Bardzo dokładnie każdy szczegół...
   Zapamięta wyraz twojej twarzy. Dźwięk twojego szlochu. Smak twojej krwi...
   Smak twojej duszy...
   Może Sebastian tak naprawdę mnie nie kocha? Chce tylko odzyskać swoje wspomnienia, a przy okazji zabrać mi też duszę.
   Ale obiecał, że nigdy mnie nie okłamie...

   Usłyszałem ciche pukanie do drzwi, a potem skrzypnięcie zawiasów.
    - Wyjdź - rozkazałem demonowi głosem wypranym z uczuć.
  Nie podniosłem się z łóżka. Nawet się nie odwróciłem.
    - Ale...
    - Nie chcę cię widzieć na oczy! - wykrzyczałem.
   Zapewne słyszał mnie każdy w posiadłości, ale nie liczyło się to dla mnie. Tak bardzo mnie to bolało.
   Demon wyszedł, zamykając za sobą bezgłośnie drzwi. Zostawił po sobie pustkę, a mi chciało się w tym momencie płakać...
   Nie widziałem wyrazu jego twarzy, ale nie chciałem go widzieć. Bałem się, że zobaczę tam obojętność...

   Wstałem jednak wkrótce. Musiałem się ubrać, ale wrodzona duma nie pozwalała mi zawołać demona. Ubrałem się sam.
   Wyszło mi to trochę nieudolnie, ale nie było źle. Całość zakłócały jednak niezawiązane sznurowadła, które starałem się schować w buty.
   Zszedłem tak na śniadanie do jadalni. Było już w pół do dziesiątej, wiec mój żołądek zaczął się domagać czegoś do jedzenia.
  Usiadłem przy stole, ale nie doczekałem się Sebastiana niosącego śniadanie.
  Posiłek przyniósł mi za to Finny. Naleśniki z marmoladą różaną...
  - Finny, gdzie jest Sebastian? - zapytałem.
  - Nie wiem, paniczu. Zrobił śniadanie i wyszedł z kuchni. Myślałem, że idzie po ciebie - odpowiedział blondy, wyglądając trochę na zdezorientowanego. - Nie wyglądał na szczęśliwego...

   Poprosiłem Finnego, żeby potowarzyszył mi przy posiłku. Mimo, że nie rozmawialiśmy, zrobiło mi się odrobinę lżej. Naleśniki niewątpliwie przygotował Sebastian i, choć były naprawdę dobre, nie miałem siły, by zjeść je w całości. Finny wziął talerz ze stołu i popatrzył się na niego.
  - Mogę zjeść tego ostatniego? - zapytał, spoglądając to na mnie,to na niezjedzony naleśnik. - Proszę...
  - Jeśli chcesz - odpowiedziałem na pozór obojętnie.
Wiedziałem, jak bardzo chłopak lubi jeść wszystko co słodkie i jaką przyjemność mu sprawiłem.

  Zaszyłem się w bibliotece z nadzieją ,że jakaś lektura odgoni nieprzyjemne myśli. Nie mogłem jednak znaleźć niczego ciekawego. Przeczytałem już wszystkie powieści fabularne jakie znalazłem. Z podręcznikami również byłem zaznajomiony. Nad łaciną nie skupię się w tej chwili, więc odpadła w przedbiegach.
  Trzeba się wybrać do księgarni, bo nie pozostało mi już nic do czytania.
  Przeglądałem następny regał. Nieczęsto na niego zerkałem, ponieważ były tu książki o rysowaniu, robótkach ręcznych i innych tego typu rzeczy, do których talentu nie przejawiałem.
  Z braku lepszego zajęcia zajrzałem i tam. Wziąłem pierwszy lepszy podręcznik do rysowania i zacząłem go przeglądać.
  Na początku były opisane podstawy, cieniowanie, porady dotyczące uchwycenia kształtów. Nic wzbudzającego zainteresowanie na pierwszy rzut oka. Na marginesach jednak można było dostrzec starannie wypisane dopiski. Domyśliłem się od razu czyją ręką zostały napisane, tylko ciężko mi było w to uwierzyć.
  Mimo częstych rozmyślań nad tym jak Sebastian wypełnia sobie czas, nigdy nie wpadłbym na to, że demon zajmuję się pracami ręcznymi. Na taką opcje nigdy bym nie wpadł.
  Zapewne dlatego, że nigdy nie udało mi się przyłapać Sebastiana na czymś takim. Nie widziałem nigdy jak rysował, ani nic podobnego. Może to tłumaczyło jego unikalne pismo.
  Uśmiechnąłem się na myśl o demonie dziergającym na drutach.

  - May Rin! Widziałaś Sebastiana?
  - Widziałam go rano, ale później już nie! - odkrzyknęła mi Chinka.
  Pytałem już też Barda i pana Tanakę, ale żaden z nich nie potrafił udzielić mi odpowiedzi.
  Zacząłem się martwić o tego kretyna. Zawsze przepraszał mnie pierwszy.
  Przeszukałem już całą posiadłość. Każdy pokój z osobna. Byłem też sprawdzić pokój demona. Nie zauważyłem żadnych zmian, które mogłyby potwierdzić, że coś z tą zabrał. Nic się tu nie zmieniło.
  Nic poza czarnymi kopertami rozłożonymi na biurku.
  Może Sebastian postanowił wrócić do siebie?
  Ale nie mógł złamać kontraktu od tak, prawda?

  Przeszukałem piwnice, w których też nie było żadnego śladu demona. Wyszedłem na dwór, żeby przeszukać ogród - jedyne miejsce, w którym jeszcze nie byłem.
  Było dosyć ciepło jak na początek grudnia, ale i tak przeszył mnie zimny dreszcz. Sprawił on jednak, że moja złość na Sebastiana minęła.
  Słuchałem, jak obcasy moich butów stukają o kamyczki, którymi wyłożono ścieżki w ogrodzie. Nigdzie nie dostrzegałem zgrabnej sylwetki mężczyzny. Zaglądałem za każdy żywopłot i mijałem każdą ławeczkę ustawioną wśród przekwitłych już roślin.
  Nigdzie go nie było...
  - Sebastianie? - krzyknąłem.
  Odpowiedziało mi echo.
  - Chłopaki,widzieliście Sebastiana?
  -Nie.Czemu pytasz?
  -No, bo panicz wydaję się być zmartwiony jego nieobecnością...
Finny, który w tym momencie niósł drewno do podkładania w kuchennym piecyku, zasmucił się.Nie lubił, kiedy ludzie dla niego ważni byli przygnębieni.
  - Może się pokłócili? - zasugerował.
  - Finny, czy ty słyszysz co ty mówisz? Oni mieliby się pokłócić? Pfff... - prychnął Bard, któremu wydawało się, że taka rzecz jest wręcz niemożliwa.
  Zrozpaczone echo odbijało się o pnie drzew, aż w końcu ucichło zupełnie.
  Kolejny raz tego dnia moje oczy zaszkliły się.
  Sebastian kiedyś doprowadzi mnie do szaleństwa, ale niech doprowadzi...
…byleby tylko wrócił.

   Usiadłem na jednej z ławeczek ustawionych w ogrodzie. Było mi zimno, ale nie przejmowałem się tym teraz.
   Obiecałeś, że mnie nie opuścisz...
   Zbliżała się pora obiadu i zaczynałem głodnieć, nie wróciłem jednak do posiadłości. Nie miałem ochoty na jedzenie przyrządzone przez Barda. Nie wiedzieć czemu miałem okropne wrażenie, że doprowadziłoby ono do mojej śmierci.
   Chłód zdążył już dogłębnie mnie oziębić i pewnie złapie jakieś choróbsko.
   Po moim policzku spłynęła kolejna samotna łza...

   - Gdzie jest Ciel? - zapytał demon, który w taki czy inny sposób raczył pojawić się z powrotem.
   - Szuka cię, patafianie... - odpowiedział kucharz, nie odwracając się przy tym od podejrzanie wyglądającej zupy.
   Sebastian udawał, że nie słyszał drugiej części wypowiedzi, po czym skierował swój wzrok na siedzącego przy stolę ogrodnika i pokojówkę, którzy w tym czasie jedli obiad. Oboje skinęli głowami na znak, że Bard mówi prawdę.
  Mężczyzna uśmiechnął się na to tajemniczo i zniknął za drzwiami, z których przed chwilą się wychylał.
    - Nazwał panicza po imieniu... - stwierdził Finny patrząc znacząco na Mey Rin siedzącą obok niego.
 
  Przesuwałem czubkami butów kamyki, które leżały pod ławką. Starałem się nie płakać, choć szczerze wychodziło mi to marnie.
  Kopnąłem zawzięcie kolejny kamyczek, na co usłyszałem:
   - Zniszczysz sobie buty.
  Skamieniałem.
  Wrócił.
  Odwróciłem głowę, by móc spojrzeć za siebie. Zobaczyłem Sebastiana opierającego ręce o oparcie ławki.
  Bez zastanowienia rzuciłem mu się na szyję. Przytuliłem się do niego mocno, stęskniony za jego dotykiem. Za jego zapachem. Za jego obecnością.
  - Już nigdy więcej mnie nie zostawiaj, idioto!
 Demon westchnął cierpiętniczo.
  - Gdzie byłeś? - zapytałem, kiedy już zdążyłem się opanować.
  - Narzekałeś, że nie masz co czytać...
  Racja. Kazałem Sebastianowi jechać do Londynu po książki...
  Jestem załamany swoją własną głupotą.
  Jeszcze bardziej załamany byłem własnym zachowaniem. Pięć różnych odczuć w trzy sekundy.
Gratuluję! Zaczynasz się zachowywać zupełnie jak kobieta...
  - Zanieść cię do środka czy wolisz tu marznąć? - zapytał zaczepnie.
  - Zanieść...
 --------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Przepraszam za moją chwilową nieobecność,ale mój dostawca internetu postanowił zrobić mi psikusa -.-...
Mam nadzieje,że taka niezapowiedziana przerwa się już nie zdarzy i posty będą się pojawiać regularnie ^ ^

czwartek, 5 marca 2015

Fragmenty duszy XXVIII

  Nikt już tego wieczora nie naciskał na Sebastiana. Wszyscy zrozumieli, że nie ma co drążyć tematu, kiedy zobaczyli twarz demona, która do tej chwili trwała w smutnym zamyśleniu.
  Ja także postanowiłem nie rozdrapywać ran brunetowi, choć okropnie ciekawiło mnie jak wygląda miejsce, które odważył się nazwać "domem".
  Rozmyślałem nad tym przez resztę wieczoru, a mężczyzna myślał o...o tym nad czym myślał.
  Cokolwiek by to nie było, skutecznie odwracało uwagę mężczyzny od mojej osoby i szczerze nie podobało mi się to ani trochę. Za bardzo polubiłem bliskość Sebastiana, by mu to darować od tak.
  Tylko, że nie miałem pojęcia jak móc ponownie przykuć uwagę demona. Na sztuce uwodzenia się nie znałem, a wątpiłem, że coś innego na niego zadziała.
  Wieczór minął przez to w ciszy. Nie była to jakaś przytłaczająca cisza, ale irytowała niemiłosiernie swoją obecnością. Dopiero, gdy brunet życzył mi dobrej nocy, przerwałem ją.
  - Nie będziesz dzisiaj spał ze mną? - ta opcja bardzo nie przypadła mi do gustu, ale nic nie wskazywało na to, że demon się jednak do mnie przyłączy.
  - Muszę coś rozważyć...
  - Pomogę ci! - przerwałem mu w połowie zdania. Byłem gotowy zrobić wszystko, byle by tylko nie odszedł.
  - Przepraszam, ale w tym niestety nie dasz rady mi pomóc... - odparł cicho, a ja usłyszałem w jego głosie ogromny żal. - Dobranoc... - usłyszałem jeszcze szept i zostałem obdarzony delikatnym całusem w czoło.
  Demon wyszedł, a ja patrzyłem się jeszcze długo w stronę drzwi. Nie otworzyły się już jednak.
  W moim oku zalśniła łza...

  Dom...
  Pola pszenicy...błękitne niebo...cisza...
  No i jest jeszcze Naberius, który chętnie "zrobi mi krzywdę" za zakochanie się w człowieku...znowu...
  Myślałem, że nigdy nie zacznie mi brakować osób, których nie pamiętam...jednak naprawdę zaczęło.
  Zatęskniłem za utalentowaną w sztukach Demetrią i za pogodną Nilą. Zabrakło wprawnych rąk
Lawiniusza i Tacjany. Zniknęły z oczu barwne, egzotyczne kwiaty pielęgnowane przez czarne dłonie Narzesa. Codziennym śmiechem Żywi, budzącym wszystkich mieszkańców rezydencji...
  Wiem, że to na pewno nie wszyscy, których powinienem pamiętać, ale nie udało mi się przypomnieć nikogo więcej.
  Nie pamiętam żadnego pomieszczenia w całej posiadłości. Nie pamiętam również jak wyglądała z zewnątrz. Pamiętam za to wybrukowane chodniki otaczającego ją ogrodu oraz niezwykłe rośliny, które w nim rosły. Staw po północnej jego stronie nad, którym rosły wierzby. Huśtawki na nich wiszące.
  Zachodzące nad łanami zboża słońce, świecące nad urodzajem okolicznych ziem...
  Wszystko na wyciągnięcie ręki,  ale...
 ...nie pamiętam, gdzie ona była.

  Otarłem spływającą po policzku łzę.
  Miałem nadzieję ,że Sebastianowi przejdzie ten stan. Bard miał rację, że ostatnio demon był nieobecny. Myślałem jednak, że jest to spowodowane mną, ale okazało się,że przynajmniej częściowo nie było.
  Nie kłamał chyba, mówiąc, że tęskni za domem. Demony prawdopodobnie potrafiły okazywać przywiązanie, więc to całkiem normalne, że tęsknią za miejscem , w którym żyją...
 Tylko właściwie za czym brunet tak tęsknił. Raczej nie za piekłem w katolickim wyobrażeniu. Może myślał o osobach mu bliskich. Skoro ma brata, to zapewne ma też przyjaciół...
  Ukłucie zazdrości ugodziło mnie w serce...

środa, 4 marca 2015

Fragmenty duszy XXVII

   - Ale jak to nie ma?!
   - Najwyraźniej się skończyło...
  Na mojej twarzy pojawił się wyraz zawodu i załamania. Jak zawsze wszystko przeciwko mnie. Chcę sobie wypić kakao z Sebastianem z jego własnej, nie do końca nieprzymuszonej, woli...a jego nie ma. Na złość mnie.
   - Nie przełożyłeś go gdzieś? - zapytałem demona, który w tej chwili przestawił różne pojemniczki w szafkach wiszących pod sufitem.
   - Biorąc pod uwagę jego stan, to bardzo prawdopodobne - zarzucił Bard od niechcenia, kiedy podpalał kolejnego papierosa.
  Brunet oderwał się od przeglądania pudełek i odwrócił się w stronę kucharza, opierającego się o kuchenny piec. Jego spojrzenie było tak przerażające w tej chwili, że można było wyszczuć w nim telepatyczny wyrok śmierci. Zastanawiałem się kilkakrotnie, czy demon nie potrafi zabijać wzrokiem. Doszedłem do wniosku, że skoro Bard jeszcze żyje, to albo nie umie, albo bardzo dobrze się kontroluje.
  Mężczyzna zamknął szafkę i z przykrością oznajmił mi, że kakao nie ma.
  - Ale kakao jest w tej szafce na dole. W takim zielonym słoiczku...
  Finny, który w zimę nie miał za wiele pracy w ogrodzie, pomagał w kuchni. Tak samo jak wyższy blondyn stojący obok niego, grzał się przy kuchennym piecu.
  Schyliłem się i otworzyłem pośpiesznie wskazany mebel. Musiałem trochę poszperać, zanim znalazłem ukryty wśród innych słoików ten kryjący kakao. Znalazłem jednak pasujący do opisu, więc otworzyłem go.
 W środku faktycznie był ciemno brązowy proszek.
 Spojrzałem na demona, który widząc moje rozpromienione spojrzenie, zaczął zagotowywać mleko.
  - Też się napijecie? - zapytałem blondynów, którzy odsunęli się odrobinę od pieca, by zrobić Sebastianowi miejsce.
  Spojrzeli po sobie, jakby zastanawiali się czy to żart.
  - Jeśli panicz proponuje, to z chęcią się napijemy! - odpowiedział radośnie Finny. Bard natomiast z wrażenia musiał wyciągnąć papierosa z ust, żeby mu nie wypadł.
  Ja wiem, że nieczęsto jestem w dobrym nastroju, a na tyle dobrym, żeby komuś zrobić przyjemność, praktyczne wcale, ale nie musieli się aż tak zdziwić.
  Usiadłem przy stole stojącym pod ścianą i zacząłem machać nogami, które nie dotykały podłogi. Jednak mój mało zadowalający wzrost nie przeszkadzał mi teraz. Uśmiechałem się nawet na myśl o ciepłym, brązowym płynie.
  Kucharz i ogrodnik przyłączyli się do mnie.
  - Ale to będzie niesprawiedliwe, jeśli May Rin nie dostanie swojego kubka. Mogę po nią iść? - nie wiem skąd u Finnny'ego brała się taka dobroduszność, ale nie zastanawiając się nad tym dogłębnie, skinąłem głową.
  Chłopak wrócił razem z pokojówką akurat wtedy, gdy demon kończył rozlewać kakao do kubków. Na ten widok Chinka rozpromieniła się. Najwyraźniej Finny nie powiedział jej, po co ma z nim iść.
  Jakie to zabawne, że tyle radość może dać zwykłe picie w towarzystwie.
  Na szczęście starczyło miejsc przy stole.
  Gdy delektowaliśmy się przyrządzonym przez Sebastiana napojem, zastanawiałem się jak rzadko właściwie bywam w kuchni. Ostatnio byłem oszacowywać straty po wybuchu, ale raczej wolałem tego nie wspominać.
   Wracając jednak do kakao, to było ono wyborne. Ja rozumiem doskonale, dlaczego demon lubi akurat kakao. Miał racje, że rozgrzewa od środka, ale w towarzystwie smakuje lepiej niż cokolwiek innego. Spojrzałem po twarzach zebranych.
  May Rin była wniebowzięta, jakby pierwszy raz miała okazje spróbować czegoś tak pysznego. Finny i Bard wydawali się bardziej zaznajomieni z tym smakiem. Pewnie dlatego, że często podjadali różne rzeczy z kuchni, jak narzekał Sebastian, więc najwyraźniej do kakao też się dobrali.
  Sebastian natomiast miał minę świadczącą o tym, że jest gdzieś indziej. Wzrok miał zamglony i wpatrywał się w odmęty swojego kubka. Zapytałbym nad czym tak rozmyśla ,ale chyba nie wypadało pytać przy wszystkich zebranych. Pewnie coś związanego z jego światem i niezręcznie było by mu odpowiadać teraz na takie pytanie.
  Jednakowoż, jego smutny uśmiech wzbudził nie tylko moje zainteresowanie.
  - O czym tak myślisz,Sebastianie? - zapytała Mey Rin i od razu zarumieniła się za porwanie się na taką śmiałość z jej strony.
  - Myślę o tym, że chyba tęsknie za domem...
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Van myślę,że masz rację.Naprawdę moje palce mają ADHD :D
 

wtorek, 3 marca 2015

Fragmenty duszy XXVI

  Wyczułem smutek. Ciel zmartwił się...
  Zawsze mogłem określić jaki w danej chwili ma nastrój. Nie musiałem go widzieć, ani być przy nim, żeby móc to zrobić. Po prostu wiedziałem jak się czuje.
  Nie wiedziałem jednak, co jest przyczyną jego złego nastroju. Prawdopodobnie przez zbliżające się urodziny oraz kolejną rocznicę śmierci jego rodziców jest taki pochmurny. Nie mam nawet pojęcia jak mam odgonić od niego w tej chwili te przykre myśli.
  - Panie Sebastianie! Woda się zagotowała! - Finny miał racje.
  Woda gotowała się już od kilku chwil, ale jakoś nie poruszył mnie ten fakt. Był drobnostką w porównaniu do sprawy, nad którą rozmyślałem.
  Podziękowałem blondynowi, za co odwdzięczył mi się ciepłym uśmiechem.
  Często zastanawiałem się, skąd chłopak bierze swój cały optymizm. Chyba jeszcze nigdy nie widziałem, żeby był zasmucony przez dłuższy czas. Zwykle tryskał radością. Niezależnie od pory roku czy dnia.
   Zalałem wsypaną już do imbryka herbatę wrzątkiem, po czym postawiłem naczynie obok pokrojonej uprzednio krówki. Nigdy nie zrozumiem zamiłowania Ciela do słodyczy. Jeszcze bardziej nie rozumiem jak jego zębów nie dosięgnęła jeszcze próchnica...
   Odstawiłem te myśli na bok i opuściłem kuchnie, zostawiając pokojówkę, kucharza i ogrodnika samych. Co stało się z panem Tanaką pozostało tajemnicą...

  - Zauważyliście, że Sebastian ostatnio zachowuje się jak oszołom?
  - Bard! Nie można tak o kimś mówić! - pokojówka skarciła blondyna.
  - No, ale to prawda jest!
  - To przez to, że pan Sebastian martwi się o panicza Ciela - stwierdził stanowczo chłopak siedzący przy kuchennym stole i układający kwiaty w wazonie. Na początku nie wychodziło mu to, ale teraz jest już naprawdę dobrze.
  Sprzeczająca się dwójka spojrzała na niego, na co zareagował szerokim uśmiechem.
  - Nie zauważyliście, że ostatnio spędzają ze sobą więcej czasu?

  Wsypałem do brązowego napoju cztery kopiaste łyżeczki cukru. Jakim cudem mały szlachcic mógł pić coś tak słodkiego, pozostawało tajemnicą i pewnie jeszcze na długo nią pozostanie.
  Siedzący przy stole Ciel wpatrywał się w moje dłonie jak zresztą zawsze. Podałem mu herbatę i ciasto,za których pochłanianie zabrał się od razu.
  Pomyśleć, że Halfas też od cukru uzależniony...

  - Twierdzisz zatem, że demony nie jedzą ludzkiego jedzenia? - zapytałem, gdy skończyłem jeść ciasto upieczone przez bruneta.
  - Nie dla smaku...
  - Zatem z jakiego powodu? - czyli jednak jedzą.
  - Powiedzmy, że lubimy uczucie, które ludzki pokarm po sobie pozostawia - spojrzałem na niego pytającym wzrokiem, ponieważ dalej nic nie rozumiałem. - Niektóre demony lubią czekoladę za uczucie, które wywołuje podczas rozpuszczania się u ustach. Innym podoba się picie herbaty, ponieważ rozgrzewa od środka.
 - Yhymm...- wydałem z siebie pomruk na potwierdzenie, że ma to jakikolwiek sens. - Ty też tak masz?
 - Niespecjalnie.
 - Ale tak wcale? - nadal próbowałem znaleźć jakiś słaby punkt Sebastiana. - Nie możesz powiedzieć, że lubisz coś pić albo jeść?
  - Chyba mogę powiedzieć, że lubię kakao...
 Kakao?...Kakao...naprawdę?
 Spodziewałem się odpowiedzi w stylu kawy albo jakiegoś alkoholu, a tu kakao. Zbiło mnie to lekko z tropu, choć doskonale byłem w stanie demona zrozumieć. Też bardzo lubiłem kakao. W sumie...
 - Chcesz się napić?
 - Nie trzeba, naprawdę...
 - Proszę...napij się ze mną - Sebastian się nie oprze. Już od jakiegoś czasu mi się nie stawiał.
 - Zgoda.
 ---------------------------------------------------------------------------------------------------------
Notka dedykowana nowej czytelniczce Tasogare ^ ^.Serdecznie pozdrawiam :D

niedziela, 1 marca 2015

Fragmenty duszy XXV

 Wpatrywałem się w ciebie oniemiały. Nie dowierzałem słowom jakie usłyszałem.
 Ale słyszałem je...nie były omamem...
 Klęczałem przed tobą tak wiele razy, lecz nigdy nawet nie śniłem by usłyszeć od ciebie coś takiego.
 Te słowa były piękniejsze od najznamienitszej gry na skrzypcach, fortepianie, harfie, flecie. Nie można ich było porównać do najpiękniejszego sopranu, choć wymówił je cicho skalany chłopiec.
 Chciałbym móc usłyszeć je jeszcze raz, ale wiedziałem, że proszę o zbyt wiele. Ty nie wypowiesz ich prędko ponownie. Nie miałbyś takiej śmiałości, by to teraz powtórzyć...
  Ale ja to zapamiętam. Nie mógłbym zapomnieć takiego gestu. Nawet gdyby ponownie odebrano mi pamięć...

  - Na co się tak patrzysz? - zapytałem, żeby wyrwać demona z oszołomienia.
  - Podziwiam cię tylko. Nie podoba cię się to?
  - Tego nie powiedziałem... - odwróciłem wzrok od twarzy demona.
  Lubiłem, kiedy mnie zachwalano. Pod jego wzrokiem topniałem jednak.
  Sebastian był jedyną osobą, która potrafiła przejrzeć mnie na wylot. Ściągał ze mnie wszystkie maski, gdy tylko przyszła mu na to ochota. Widział więcej niż zwykły człowiek, a ja nie wiedziałem czy uważać to za łut szczęścia czy wręcz przeciwnie.
  Demon potrafił zobaczyć moje prawdziwe oblicze. Intencje odczytywał z samych moich słów. Z pojedynczego spojrzenia określał nastrój. Próbował go poprawiać, choć nierzadko pogarszało to mój stan jeszcze bardziej.
  Mimo to doceniałem wszystko to, co dla mnie robił.  Kontrakt nie określał jak ma mnie traktować. Nigdy nie rozkazałem mu, że ma być dla mnie miły. Szczerze, nie spodziewałem się, że nasze relacje będą prezentowały się tak jak dziś.
  Kiedy  jako dziesięciolatek zobaczyłem go umazanego we krwi moich oprawców, przeraziłem się. Wiem, że on to wyczuł. Teraz jednak nie bałem się go, choć lepiej zdawałem sobie sprawę do czego jest zdolny.
  Spędziłem z nim wiele czasu, lecz nie byłem tak świetny w odczytywaniu jego uczuć. Nie potrafię powiedzieć co odczuwał, kiedy ich zabijał. Przysiągłbym, że widziałem na jego twarzy sadystyczny uśmiech.
Zabijał też wielu innych ludzi, ale nie okazywał już przy tym żadnej emocji. Żadnego uśmiechu. Żadnego błysku samozadowolenia w oczach.
   Zakochałem się w mordercy. Nie powiem tego głośno, ale doskonale zdaję sobie z tego sprawę. Nie uważam w sumie tego za wielki problem. Przeraża mnie jednak fakt powiedzenia o tym Elizabeth. Jak zareaguje na wieść, że ślubu nie będzie?
   Najlepiej powiedzieć jej jak najszybciej, żeby mogła sobie znaleźć jakiegoś lepszego kandydata ode mnie. Gorzej będzie, jeśli moja narzeczona zechce poznać powód zerwania zaręczyn. Oświadczenie jej, że zakochałem się w moim kamerdynerze, który w dodatku jest demonem, pomijając oczywiście fakt, że jest mężczyzną o wiele starszym ode mnie, nie wchodzi w grę. Prościej byłoby chyba upozorować własną śmierć niż to powiedzieć. Aż chyba przemyślę taką opcję.
   - Sebastianie, nie sądzisz, że czas już na herbatę?
   - Już przynoszę.
  Chciałem uwolnić się od niego na chwilę. Zająć myśli czymś innym. Jednak okazało się to niewykonalne. Nadal było mi go mało. Nadal chciałem z nim być. Rozmawiać. Czuć jego dotyk na mojej skórze.
  Ciel zaprzedałeś mu nie tylko duszę...
  Zaprzedałeś mu całego siebie. Tylko jeszcze nie wiedziałeś, jak masz zaoferować mu resztę.
  Wiem, że zrobię to prędzej czy później, bo tak naprawdę tego właśnie chciałem. Chciałem tego od chwili, gdy znalazłem w bibliotece "tę" książkę, choć nie przyznawałem się do tego wcześniej.
  Nie potrafiłem przyznać się przed samym sobą, że pożądam innego mężczyzny, a teraz jeszcze mu to powiedziałem...
  Wcale nie czułem się z tym lepiej. Opieram się o ścianę.
  Dlaczego tak trudno jest kochać...?

---------------------------------------------------------------------------------------------------------
Chcę bardzo mocno podziękować wszystkim odwiedzającym mojego bloga za wszystkie wyświetlenia.Nie mam pojęcia jak udało mi się osiągnąć 1000 wyświetleń (moich nie liczy),ale jestem za to bardzo wdzięczny ^ ^