Krótka zapowiedź nadchodzących zmian!
Nie przedłużając, niedługo do obiegu wejdzie blog. Tak, kolejny. Wiem jestem pod tym względem nieznośny. Nie przemyślałem czegoś na początku i teraz robię zamieszanie. Chciałbym jednak, żeby zawierał on moją całą "tfurczoźć" w jednym miejscu. Więc byłyby tam Fragmenty, Nauczyciel, Spektrum i opowiadania pisane od września. Myślę, że nie jest to zły pomysł, a mi prościej będzie monitorować swoje postępy w pisaniu. Pierwsze dwa blogi nadal będą działać i pojawiać się na nich będą nowe rozdziały. Zdaję sobie sprawę z tego, że o wiele łatwiej jest natrafić na Fragmenty niż na wszystko, co powstało później, dlatego też tak a nie inaczej. To chyba wszystko. Jakby koncepcja się zmieniła, to dam znać. Czy ktoś ma coś przeciw?

piątek, 27 marca 2015

Fragmenty duszy XXXIII

  Starałem się dotrzymać demonowi kroku, lecz było to okropnie wyczerpujące. Przy dość szybkim tempie próbowałem wyłapać jak najwięcej person, które znać z opisu powinienem. Szczególnie tych, którzy stanowili dla mnie potencjalne zagrożenie.
   Bez większego trudu dostrzegłem białorogich członków Rady Stygijskiej, jednak stwierdzenie kto był kim było już cięższym zadaniem. Gdzieś we wpatrującym się w Sebastiana tłumie dostrzegłem bliźniaków: Ozyrysa i Izisa, z rogami przyozdobionymi złotem. Wydawało mi się, że ujrzałem także brutalnego Dagona w towarzystwie łagodniej usposobionego Thammuza.
   Trzymając za rękę mojego demona wręcz przebiegałem przez sale balową. Poza tym, że dokładnie obserwowano każdy ruch Sebastiana, ja również byłem poddawany ocenie. To było nieprzyjemne uczucie, ale przyzwyczaiłem się już do niego.
   Przed oczyma mijały mi białowłose nimfy i blond elfy. Wampiry o szarawym odcieniu skóry. I demony. Łatwo było odróżnić demona od każdej innej istoty, ponieważ cechowały się innego rodzaju urodą. Czuć było od nich pewność siebie i stanowczość w swoim postępowaniu. Takie przynajmniej odnosiłem wrażenie.
   W demonicznej urodzie było coś specyficznego. Nie chodziło o kolor włosów lub skóry. Pod względem różnorodności byli tacy sami jak inne zebrane tutaj rasy. Chodziło o ogólne wrażenie. O ile elfy lub nimfy wdawały się naprawdę kruchymi istotami, tak demony wyglądały bardzo silnie. Tą różnice było nawet widać przy porównywaniu  kobiet demonów do innych tutaj obecnych.
   Mój lokaj, w sumie to nie byłem pewny czy mogę go tak teraz nazywać skoro nasze stosunki trochę się zmieniły, zatrzymał się dość gwałtownie, przez co nieomal w niego nie uderzyłem. Klęknął, odsłaniając mi tym widok. Zrobiłem to samo, dojrzawszy przed kim właściwie demon uklęknął.
 Usłyszałem jak przywitał się. Nie byłem pewny czy powinienem również grzecznie się przywitać, czy raczej milczeć.
 Jednakowoż, moje rozważania szybko zostały  przerwane przez kolejne szepty. Nie rozumiałem ich wszystkich dokładnie, ale chyba coś o nieodpowiednim traktowaniu...miałem wrażenie, że trochę przesadzają, ale nie śmiałem wypowiadać się na głos o obyczajach, których nie zdążyłem poznać zbyt dobrze.
  Sebastian podniósł się, więc tak zrobiłem i ja. Zbliżyłem się do niego ponownie, nie chcąc by był zbyt daleko. Nie czułbym się szczególnie bezpiecznie, gdyby zniknął mi z oczu.
  Zmierzyłem szubko wzrokiem Lucyfera stojącego przed nami. Nie wiedziałem czego mam się spodziewać, ale zdecydowanie nie tak wyobrażałem sobie poważanego Władcę Piekieł.
  Wzrost Lucyfera faktycznie robił wrażenie, ale był on stosunkowo chudym mężczyzną. Długie srebrzyste włosy spływały mu na ramiona, a stalowe oczy mierzyły wszystko delikatnym spojrzeniem. Na ustach błąkał mu się tajemniczy uśmiech, gdy podchodził bliżej. Również odznaczał się gracją ruchów jak mój demon.
  Mimo naprawdę zachwycającego wyglądu i na pierwszy rzut oka łagodnego charakteru, wydał mi się tak jakby zmęczony. Nie widziałem żadnych oznak zmęczenia, które mogłyby potwierdzić moje przypuszczenia, więc może po prostu mi się wydawało.
  Spojrzałem dalej i w tle dostrzegłem pozostałą część Rady, również z kieliszkami w rękach. Nie patrzyli na mnie przychylnie, zatem postanowiłem się w nich nie wpatrywać, by nie pogłębić ich niechęci wobec mnie.
  Nie wiedząc co zrobić z oczami, zacząłem wpatrywać się w czubki swoich butów, co wyglądało pewnie okropnie dziecinnie. Z racji na mój niski wzrost i młody wiek, ogólnie wyglądałem tu bardzo dziecinnie.
   - Mal, gdzieś ty się podziewał? Chyba już trzysta lat cię nie widziałem! - usłyszałem melodyjny głos nad swoją głową.
  Skuliłem się jeszcze bardziej. Teraz zaczynałem żałować, że tu przyszedłem, ale teraz już chyba za późno.
   - Nawet kogoś z sobą przyprowadziłeś. Jak miło... - srebrnowłosy mężczyzna złapał mnie z podbródek, zmuszając mnie tym samym do podniesienia głowy.
  Skierowałem wzrok na Sebastiana licząc na jakąś pomoc z jego strony, ale on tylko przyglądał się jak Lucyfer dokonuję oględzin mojej twarzy i nieimponującej postury.
  - To twój kontrakor, prawda? - miałem wrażenie, że wszyscy wpatrujący się w nas teraz nasłuchują uważnie każdego słowa z tej rozmowy.
  Sebastian skinął tylko głową.
  - Nigdy nie stawiałeś pieczęci na oku... - pogładził policzek pod zakrytym opaską okiem niemal czule.
  Demon wyjaśnił mi, że im bliżej oka pieczęć się znajduję tym większa więź wytwarza się pomiędzy nim a kontraktorem. Sprawiało to, że demon mógł z łatwością odnaleźć swojego pana i odczytywać jego pragnienie bez słów, ale uniemożliwiało również ucieczkę przed kontrahentem.
  To oznacza, że Sebastian bał się,że mu ucieknę...?
   - Nigdy nie zjawiałeś się w czyimś towarzystwie... - władca demonów ciągnął rozmowę dalej. - Czy jest jakiś szczególny powód, dla którego ten młody chłopiec się tu zjawił razem z tobą?
  Przełknąłem ślinę ze stresu i nie mogłem pozbyć się wrażenia, że zabrzmiało to przeraźliwie głośno.
  Obawiałem się, że mój kochanek, tak od teraz będę go nazywać przynajmniej w myślach, powie coś głupiego. Znaczy coś, co minie się z faktycznym stanem rzeczy i zapewne sprawi mi dużą przykrość.
  Moją uwagę od dalszego zastanawiania się nad tą sprawą odciągnął nieznaczny ruch za jednym z członków Rady. Zza długich blond włosów, które sięgały prawie do ziemi i zależały zapewne do Azazela, rozpoznawalnego przez swoje rogi w brązowym kolorze, wychyliła się niewielka, niebieskowłosa  główka.
  Z początku uznałem, że od stresu po prostu mi się to przewidziało, lecz po chwili zobaczyłem ponownie wpatrujące się we mnie niebieskie oczy.
   - Ten chłopiec jest posiadaczem fragmentu mojej duszy... - demon wyglądał jakby chciał jeszcze kontynuować swoją wypowiedź, ale dziewczynka, chowająca się za jednym z potężniejszych demonów podbiegła w naszym kierunku. Chwyciła nogawkę spodni Lucyfera i schowała się teraz za niego, nieśmiale wychylając się.
  Była mniejsza ode mnie. Jej wzrost ceniłbym na około 1,35. Długie, falowane włosy opadały swobodnie na jej plecy. Wydawało mi się, że są niebieskie, ale później ciemniały i przechodziły w czerń. Określiłbym ją mianem uroczej.
  Wpatrywała się to we mnie i w Sebastiana. Lucyfer pogłaskał ją uspokajająco po głowie.
    - Witaj z powrotem... - wykrztusiła nieśmiale patrząc na mojego mężczyznę.
  Schowała się ponownie zwinnym ruchem za rozmawiającego z Sebastianem demona, a w powietrzu za nią zalśnił białawy kryształ zawieszony na szyi. To musiała być kochanka Lucyfera, ale...
   ....jakoś ciężko było w to uwierzyć.
  W każdym razie jej obecność dodawała mi sporej otuchy, ponieważ wcale nie byłem tu najbardziej przestraszonym gościem.
  - Czyli w końcu ją znalazłeś? - uśmiechnął się ciepło. - Długo szukałeś swojej duszy. Trudno było odgadnąć, że będzie akurat w innym ciele, co? Pewnie sam bym nie zgadł - zaśmiał się krótko, po czym zakaszlał.
   Chyba naprawdę był zmęczony. Albo po prostu niewyspany, ale nie wiem czy takie zjawisko zachodzi także pośród jego rasy.
   - Mówiłam ci, że masz się nie przemęczać! - wysoki głosik odezwał się z dołu.
   - Pamiętam, Luno - zapewnił.
   Dziewczynka znowu zamajaczyła za plecami demona i pojawiła się po ich drugiej stronie, wpatrując się we mnie, tym razem odważniej. Ubrana była skromnie, podobnie jak osoba, której towarzyszyła. Biała zwiewna sukienka nie została ozdobiona koronkami czy wstążkami. Piękna w swojej prostocie, nie próbowała postarzać na siłę drobnej osóbki stojącej przede mną.
   Wyciągnęła do mnie rękę, a ja wpatrywałem się w jej białe paznokietki.
    - Luna... - spłonęła rumieńcem.
   Uścisnąłem jej dłoń delikatnie, bojąc się,że przy mocniejszym uścisku zrobiłbym jej krzywdę.
    - Ciel.

  Luna nie zmieniła się praktycznie wcale, odkąd ostatni raz ją widziałem. Ta sama drobna postura i przenikliwe oczy, których upływ czasu jakimś cudem nie dotykał.
  Mimo, że wyglądała jak dziecko miała już około trzech tysięcy lat. I od tego czasu zajmowała się Lucyferem codziennie. Nie wiem skąd ona bierze siłę, by zajmować się osobą tak upartą, nie potrafiącą o siebie zadbać jak on. Była jednak powszechnie szanowana za to, że tak martwi się o jego zdrowie.
  Choć ona tak właściwie martwiła się o każdego kogo spotkała. Luna była wręcz nienaturalnie ufna i troskliwa. Nie mam pojęcia jak potrafiła taka być, poznając okrucieństwo tego świata....
 

2 komentarze:

  1. Ło, czaderski rozdział, bardzo wyczekiwałam tego spotkania, a zwłaszcza z Lucyferem^^ Bardzo ładnie się rozwijasz w opisach, oby tak dalej:)!

    OdpowiedzUsuń
  2. Łoo no nareszcie... Nie mogłam się doczekać tego spotkania. A Luna... Awww taka urocza 😍

    OdpowiedzUsuń