Krótka zapowiedź nadchodzących zmian!
Nie przedłużając, niedługo do obiegu wejdzie blog. Tak, kolejny. Wiem jestem pod tym względem nieznośny. Nie przemyślałem czegoś na początku i teraz robię zamieszanie. Chciałbym jednak, żeby zawierał on moją całą "tfurczoźć" w jednym miejscu. Więc byłyby tam Fragmenty, Nauczyciel, Spektrum i opowiadania pisane od września. Myślę, że nie jest to zły pomysł, a mi prościej będzie monitorować swoje postępy w pisaniu. Pierwsze dwa blogi nadal będą działać i pojawiać się na nich będą nowe rozdziały. Zdaję sobie sprawę z tego, że o wiele łatwiej jest natrafić na Fragmenty niż na wszystko, co powstało później, dlatego też tak a nie inaczej. To chyba wszystko. Jakby koncepcja się zmieniła, to dam znać. Czy ktoś ma coś przeciw?

poniedziałek, 23 marca 2015

Fragmenty duszy XXXII

   - Spóźniłeś się...
  Takie były pierwsze słowa jakie usłyszałem, po tym jak płomienie spełzły z mojego ciała.
  Odważyłem się otworzyć oczy. Zobaczyłem przed sobą pokój. Konkretniej salon.
  Był wystawnie umeblowany, a ściany pokrywała czerwono-złota tapeta. Na jednym z foteli obitych czerwonym materiałem, nie mogłem dokładnie ocenić jakim, siedział demon, który był bratem Sebastiana.
  Siedział pośrodku tego przepychu, spoglądając to na mnie, to na demona stojącego za mną. Zajadał się przy tym ciastkami postawionymi na stoliczku obok.
  Odruchowo cofnąłem się na jego widok. Nie miałem ochoty na powtórkę z naszego pierwszego spotkania. Siedzący przed nami demon jednak wydawał się mnie całkowicie ignorować.
   - Spóźniłeś się... - powtórzył.
  Mój mężczyzna spojrzał na wiszący na ścianie zegar. Zmarszczył przy tym lekko brwi.
   - Jestem punktualnie.
   - Umówiłem się z chłopakami, że zabiorę cię na wspólną partyjkę pokera, wiesz nie będą pocieszeni, że się nie zjawiliśmy.
   - Wyjdź.
  Drugi demon nie wydawał się zbytnio szczęśliwy z usłyszanej komendy, ale niechętnie podniósł się z siedzenia. Zabrał przy tym talerz z ciastkami.
  Już miał się zbierać do wyjścia, lecz zmierzył jeszcze dokładnie moją osobę.
   - Myślisz, że mądrze było przyprowadzać ze sobą swojego zwierzaczka? - usłyszałem jeszcze, po czym czarnowłosy mężczyzna po prostu zniknął, pozostawiając po sobie ciemny dym, który natychmiast również się rozpłynął.
   - Zwierzaczka? - powtórzyłem, nie do końca rozumiejąc o co mu chodziło.
   - Nie słuchaj tego idioty.
 Sebastian westchnął i odsunął się ode mnie. Podszedł do miejsca, w którym jeszcze przed momentem siedział jego brat i dokładnie je obejrzał. Powiedziałbym, że szukał okruszków z wypieków pochłanianych przez wspomnianego, ale najwyraźniej ich nie znalazł.
   - Niewychowana łajza... - przeklął ledwie dosłyszalnie.

  Dlaczego akurat wtedy, kiedy wszystko zaczęło się układać ten kretyn się zjawia i robi zamieszanie. Nie wspominając już o samej idei wojny. Przecież ona się znów będzie ciągnąć przez tysiąc lat, a i tak nikt jej nie wygra. Idiotyzm.
  Po co wciągać połowę mitycznego świata w wojnę, której nie można wygrać? Wszyscy chyba zdają sobie sprawę jak ciężko jest zabić anioła i ile trudu trzeba sobie zadać, by owego pochwycić.
  Kiedyś zapewne bez chwili wahania przystałbym na propozycję przyjęcia z powrotem tytuły dowódcy, ale teraz...
  Miałbym tak po prostu zostawić Ciela samemu sobie? To nie dopuszczalne. Anioły znalazłyby go, skrzywdziły. Ukryłbym go wśród kłosów pszenicy, tak jak wszystkie ważne dla mnie osoby, ale...gdzie to jest? Gdzie mam go zataić ,skoro nawet nie pamiętam gdzie to jest?
  Eh...dlaczego muszę być taki beznadziejny?
   - Sebastianie? Coś się stało? - usłyszałem zza siebie słodki głosik.
  Chłopiec przytulił się do moich pleców przyciągając mnie bliżej rękami oplecionymi wokół mojego torsu.
  Był ciepły. Może aż trochę za bardzo. Ale to nie gorączka spowodowana przeziębieniem. Prawdopodobnie nie najlepiej znosi takie "podróże". Całkiem logiczne wytłumaczenie.
  - Nie...wszystko jest w porządku - musiałem włożyć masę wysiłku, by zabrzmiało to wiarygodnie.
 Tak naprawdę nic nie było w porządku. Halfas miał rację. Nie powinienem był zabierać ze sobą Ciela, ale teraz chyba jest już za późno. Wiem pod kogo opieką będzie tutaj bezpieczny, ale...
 ...nie chcę, żeby usłyszał o mnie coś złego...

  - Sebastianie, gdzie my w ogóle jesteśmy?
  - W Wenecji.
  - To wiem! Bardziej konkretnie?
  - Bauer Il Palazzo.
 Wpatrywałem się chwilę w twarz demona ogłupiały. W najznamienitszym hotelu w Europie gromadzą się demony, żeby obradować na tematy swoich posunięć...
 W samym centrum Wenecji...
  - Nie uważasz, że to niemądre organizować takie spotkania w tak widocznym miejscu?
  - Nie. Anioły nie lubią Wenecji... - odpowiedział, nie przestając kroczyć ku sali balowej.
 Korytarze nie były zawiłe, ale były okropnie długie.
  - Dlaczego?
  Przystanął.
  - Wenecja jest miastem kradzieży. Każdy kamień i każda cegła z jakiej zbudowano mury weneckich budynków jest kradziona. Każdy kawałek drewna na dachu. Pomyśl, nie ma w okolicy żadnych lasów ani kopalń. Nawet złote krucyfiksy w kościołach są kradzione...
  - Skąd wiesz, że nie są uczciwie zakupione? Skąd masz pewność, że wszystkie te materiały zostały skradzione?
  - Sam nadzorowałem budowę tego miasta czternaście stuleci temu... - uśmiechnął się w samozachwycie.
  To był w istocie argument nie do przebicia.
  Wielkie odrzwia, do których się zbliżaliśmy były już otwarte. W wielkiej sali mogłem już z daleka dostrzec istoty znajdujące się w środku.
   Do opisania tego różnorasowego misz-maszu potrzeba by było ogromnego zasobu słów, dlatego ja ograniczę się tylko do "nieziemski". Najbardziej trafne określenie jakie przychodziło mi teraz to głowy.
   Nie wiem czy na pewno stuprocentowo dobrze odgadywałem pochodzenie zabawiających się w środku osób, ale wydaje mi się, że poza demonami dostrzegłem również wampira, kilka nimf radośnie chichoczącym w swoim towarzystwie. Mignęły mi gdzieś elfy oraz równie przepiękne kobiety z tego gatunku. Ciężko było odróżnić je od nimf. Dostrzegłem również kobietę, choć może bardziej jednak pasowałoby określenie dziewczyna, która bardziej przypominała anioła niż inny gatunek. Zapytałem o nią Sebastiana, zanim jeszcze weszliśmy do sali.
  - To Alaemon. Jest demonem i księżniczką.
  Alaemon wyglądała na przygnębioną. Może niepokoiła ją wizja nadchodzącego starcia?
  Lustrując dokładnie ten niecodzienny tłum doszedł do mnie pewien fakt. Ja nie będę się tu niczym odznaczał. Mój szlachecki tytuł nic tu nie znaczy. Uroda też została przyćmiona. Zapewne nikt nie zwróci na mnie uwagi...
  Kiedy jednak przekroczyliśmy z mężczyzną próg, wszystkie gwarne rozmowy ucichły. Muzycy grający melodie, żyjącą swoim własnym życiem, również przerwali swoje zajęcie i skierowali swoje spojrzenia na nas. Poczułem się nieswojo,przytłoczony wszystkimi tymi spojrzeniami. Schowałem się trochę za Sebastianem, ale i tak byłem w stanie usłyszeć szepty niosące się dookoła.
 - To on...
 - Żyje...
 - Zdrajca...
 - Kogo ze sobą przyprowadził?
 - To dziecko?
 - Przecież nie żyje...

  Byłem na to przygotowany, ale jednak miałem nadzieję, że zebrani okażą więcej taktu. Kroczyłem bez słowa dalej, trzymając za rękę przestraszonego lekko chłopca. Próbowałem się dostać na drugą stronę pomieszczenia, ponieważ zapewne tam mogłem należycie przywitać się z Lucyferem.
  Przedzierając się przez tłum i dalej ignorując jakże irytujące szepty, dostrzegłem kilka znajomych twarzy. Kilka przychylnych, choć mimo wszystko zdziwionych moją obecnością, większość oszołomionych tym całkowicie oraz niektórych obojętnych wobec tego.
 Dostrzegłem jednak wkrótce długie, białe włosy Władcy Piekła. Odwrócił się w moją stronę, a ja poczułem na sobie wzrok jego stalowo-szarych oczu. Uśmiechnął się niemal ciepło na mój widok. Nie ubrał się tak jak na władce przystało jak zwykle. Czarna koszula i biały krawat ,nawet bez fraku czy marynarki. Niedbałość Lucyfera nie była rozumiana przez większość demonów, ale ja wiedziałem, dlaczego się tak zachowuje. Chciał być sobą jak zawsze.
  Jego przyozdobione srebrem rogi, zabłyszczały w świetle tysięcy świec. Kieliszek, który trzymał w lewej dłoni zakołysał się, prawie wylała się z niego krwisto-czerwona ciecz.
 Przyklęknąłem przed jego obliczem. Ciel zrobił to samo. Przygotowałem go na to już wcześniej.
 - Pokornie wstawiam się na twoje wezwanie, Lucyferze.

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Jak widać ja jednak żyję,niech was nie zmyli moja długa nieobecność ^ ^!
Przepraszam za nią,ale to po części wina spiętrzonych czynników prywatnych i nauki szkolnej.Chcę serdecznie powitać nową czytelniczkę-Vincent Reiz!Obiecuję,że jak tylko wygrzebię troszkę czasu to zajrzę na twojego bloga :3

Dziękuję też za 2000 wyświetleń i serdecznie pozdrawiam wszystkich czytelników :3

4 komentarze:

  1. "Ouuu x3
    Jak mi sie ciepło zrobiło w serduszku..
    Dziekuję za tak uroczyste powitanie;33
    Czekam na dalszy rozdział, bo był naprawdę wspaniały, boję się jednak o związek naszego Cielaczka i Sebusia, bo ma szanse sie wkraść miedzy nich jakiś nie godziwy romans. Cieszę się z obecności autora:33
    Mam nadzieję, że powód Twojej obecnosci był błahy
    Miłych snów, albo dobranoc. Pisząc komentarz jest 18:31:33

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A nie ma za co :3
      Dzięki za "dobranoc",ale jeszcze nie wybieram się spać XD
      A skoro już zasugerowałaś jakąś rekompensatę,to teraz możesz wykazać się inwencją twórczą i coś wymyślić :3

      Usuń
    2. Przepraszam, ale nie wiem co;cc

      Usuń
  2. hmm zasugerować... *sama chciałaby mieć pomysł* ale to we współczesnym mi się podoba:D Może coś ala korepetytor-uczeń?;D
    Rozdzialik cudowny <3 podobało mi się wkroczenie do sali.

    OdpowiedzUsuń