Krótka zapowiedź nadchodzących zmian!
Nie przedłużając, niedługo do obiegu wejdzie blog. Tak, kolejny. Wiem jestem pod tym względem nieznośny. Nie przemyślałem czegoś na początku i teraz robię zamieszanie. Chciałbym jednak, żeby zawierał on moją całą "tfurczoźć" w jednym miejscu. Więc byłyby tam Fragmenty, Nauczyciel, Spektrum i opowiadania pisane od września. Myślę, że nie jest to zły pomysł, a mi prościej będzie monitorować swoje postępy w pisaniu. Pierwsze dwa blogi nadal będą działać i pojawiać się na nich będą nowe rozdziały. Zdaję sobie sprawę z tego, że o wiele łatwiej jest natrafić na Fragmenty niż na wszystko, co powstało później, dlatego też tak a nie inaczej. To chyba wszystko. Jakby koncepcja się zmieniła, to dam znać. Czy ktoś ma coś przeciw?

wtorek, 29 marca 2016

Fragmenty duszy IX

     Kiedy obudziłem się rano, nie było przy mnie Sebastiana. Nie czułem się zawiedziony ani nic podobnego. Miał ze mną zostać dopóki nie zasnę i z pewnością wykonał to zadanie jak należy, a potem mnie zostawił. Tego oczekiwałem w gruncie rzeczy.
     Spodziewałem się, że zaraz przyjdzie. Wczoraj uzgodniliśmy, że wyjedziemy wcześnie. Co prawda nie zaczęło jeszcze świtać, ale niebo było już w szarym kolorze. Przynajmniej właśnie takie dostrzegałem je przez szparę w zasłaniających okno kotarach.
     Przetarłem oczy i przeciągnąłem się.
      - Przynieś mi herbatę - mruknąłem w przestrzeń, powstrzymując ziewanie.
     Po kilku minutach w drzwiach stanął mój kamerdyner. Niósł ze sobą srebrną tacę, na której stała porcelanowa filiżanka i imbryk do kompletu. Ich zdobienie zawsze kojarzyło mi się ze "Snem nocy letniej". Zapewne z powodu ornamentu przedstawiającego roślinę o różowych kwiatach. Kiedy wybrałem się wraz z Elizabeth na tę sztukę, podarowałem jej bukiet różowych tulipanów.
      - Dzień dobry, paniczu. Widzę, że dobrze ci się spało.
      - Załóżmy.
     Obserwowałem, jak demon z wielką wprawą nalewa ciemnobrązowy płyn do niewielkiego naczynia. Przysunąłem się bliżej prawej krawędzi, żeby móc go spokojnie dosięgnąć. Herbata cejlońska z wyjątkowo wczesnych zbiorów.

      - Świetne, Sebastianie.
     Demon uraczył mnie wspaniałymi naleśnikami. Prezentowały się tak dobrze na talerzu, że trochę szkoda było je zjadać. Oblizałem usta z białego kremu, który stanowił główny składnik nadzienia. Poza tym wyczułem także migdały. Lubiłem smak migdałów i najwyraźniej Sebastian o tym nie zapomniał.
     Wargi mężczyzny uniosły się lekko w odpowiedzi na usłyszany komplement. Pomyślałem, że wygląda bardzo ludzko, gdy się uśmiechał tak delikatnie. Niemal jak młodzieniec. Oczywiście, nie twierdzę, że Sebastian nie wyglądał młodo, jednak posępność go postarzała, jeśli można to tak ująć.
      - Mam nadzieję, że z Mey-Rin wszystko w porządku - powiedziałem, odsuwając od siebie pusty talerz.
      - Jest silna. Na pewno sobie radzi, paniczu.
     Obawiałem się, że mogła się przepracować, mimo że jej tego stanowczo zabroniłem. Pokojówka nie należała do tego typu osób, które mogą po prostu siedzieć i nic nie robić. Próbowała robić na drutach, gdy wyjeżdżaliśmy. Była wtedy przygnębiona, jednak chyba nie tym, że oczka wychodziły jej nierówno.
      - Wracajmy już.
      - Wedle życzenia.

     Dziś powoził Snake, a Sebastian zajmował miejsce na przeciwko mnie. Młodszy z dwójki lokai, nie był jeszcze tak wprawny w obchodzeniu się z końmi, więc powozem szarpało od czasu do czasu.
     Dżdżyło. Nic nie zapowiadało tego, że pogoda miała się zmienić. Kropelki wody osiadały się na szybie, która zaparowała pod wpływem mojego oddechu.
     Dopiero opuszczaliśmy miasto. Minęliśmy klinikę jednego ze znanych nam doktorów. Badał mnie kilka miesięcy temu, kiedy nie mogłem poradzić sobie z nagłymi atakami paniki. Stwierdził, że jestem szalony. Dokładniej, że wymagam hospitalizacji. Powiedział to w taki obrzydliwy sposób, skubiąc przy tym czarny, postrzępiony wąs. Demon, który nie obdarzył lekarza zaufaniem, zgromił go wtedy spojrzeniem. Nie trzeba było pokazywać wąsaczowi drogi do wyjścia.
     Jestem świadomy tego, co robię. Tylko nie zawsze rozumiem swoje poczynania.

     Droga zaczęła mi się odrobinę dłużyć.
      - Nudzi mi się, Sebastianie.
     Przypatrywałem się ze znudzeniem w płytki swoich zadbanych paznokci.
      - Przykro mi, ale nie możemy jechać szybciej.
      - Wiem, ale zajmij  mnie czymś. Czymkolwiek. - Ułożyłem dłonie na obiciu siedzenia.
     To wcale nie była próba sprowokowania demona. Kto byłby na tyle nierozważny, żeby próbować czegoś takiego?
      - Obawiam się, że nie jestem w stanie niczego wymyślić, paniczu.
     Po połowicznym uśmieszku Sebastiana mogłem jednak wnosić, że wymyślił coś, czym nie chciał się ze mną podzielić. Nie wiedziałem, dlaczego pierwsza rzecz jaka przyszła mi na myśl zaliczała się do tych nieprzyzwoitych. Myśl, czy raczej wyobrażenie, nie chciało mnie opuścić jeszcze przez dłuższą chwilę. Unikałem przez to spojrzenia demona, żeby nie zdradzić się ze swoimi głupimi natręctwami.
     Drzewa. Przydrożne kamienie. Większe i mniejsze. Jakiś wędrowiec, którego minęliśmy. Kołyszące się na prawo i lewo bordowe zasłonki. Wysoki kołnierz, który drapał mnie w kark. Wszystko to wydawało się jakieś mało znaczące przy tym, co sobie wyobraziłem przed chwilą. Był to oczywiście zupełny przypadek, nie miałem tego na celu. To wszystko wina Sebastiana, który po prostu narzuca się ze swoją nieprzyzwoitością, jak to mówiła ciocia Frances.
     Nie zmartwiłem się zbytnio myślą, która przemknęła mi przez mózg. Zignorowałem ją po prostu jak wiele innych jej poprzedniczek. Nie wywołała żadnej niepożądanej reakcji ciała, więc nie widziałem sensu w poświęcaniu jej uwagi.
    
     Rozpadało się, kiedy dotarliśmy na miejsce. Sebastian przeniósł mnie na rękach do posiadłości, żebym nie zmókł. Snake'owi zlecił zajęcie się bagażami. Zmarzłem trochę, jednak nie na tyle, by się skarżyć.
     Gdy tylko przekroczyłem próg, zacząłem szukać Mey-Rin. Najpierw udałem się do kuchni. Wydawało mi się, że tam najprędzej ją znajdę. Nie chciałaby za żadne skarby siedzieć w pokoju sama, więc pewnie z chęcią towarzyszyłaby Bardowi.
     W kuchni zastałem tylko Bardroya. Nie zauważył mnie, ponieważ stał do mnie plecami. Klął niewyraźnie z wystającym z ust niezapalonym papierosem. Najwyraźniej zupa mu nie wychodziła. O ile to podejrzenie wyglądające coś w garnku można było nazwać zupą.
     Kaszlnąłem, żeby zwrócić na siebie uwagę kucharza. Wydał z siebie coś na kształt piśnięcia, kiedy mnie zobaczył. Speszył się najwyraźniej na myśl, że mogłem słyszeć jak rzuca przekleństwami.
      - Kiedy panicz przyjechał? Nie spodziewaliśmy się.
     Zdziwiłem się lekko, że rezydencja nie legła w gruzach podczas mojej krótkiej nieobecności.
      - Przyjechałem przed chwilą. Nie wiesz gdzie jest Mey-Rin? Chciałem sprawdzić, jak się czuje.
      - Chyba mówiła, że idzie sprawdzić, co u Finny'ego... - Blondyn podrapał się po rzadkiej brodzie, zerkając za okno. - Jednak biorąc pod uwagę to, że pada, pewnie nie ma ich w ogrodzie. Może są na tarasie?
       - Dziękuję.
     Właściwie mogłem już iść, ale jeszcze zwróciłem Bardowi uwagę na to, że chyba mu się coś przypaliło.

     Wychyliłem się przez drzwi prowadzące na taras. Dobudowaliśmy go w zeszłym roku przy okazji remontu części wschodniego skrzydła. Przesiadywałem na nim z Elizabeth w ciepłe dni.
     Na wiklinowym fotelu siedziała moja pokojówka. Prawdopodobnie wpatrywała się w deszcz i kałuże. Nie zauważyła mnie.
     Podszedłem do niej. Kolana miała przykryte brunatnym kocem, a głowa przechylała się jej na prawe ramię. Przez szkła okularów dostrzegłem jej zamknięte oczy. Po prostu zasnęła.
     Gdzie jest Finny? Jak mógł ją tak zostawić?
     Przywołałem do siebie Sebastiana.
      - Zanieś ją do łóżka.
     Obyło się bez insynuacji ze strony demona. Podniósł delikatnie drobną kobietę z ogrodowego mebla. Koc zsunął się z niej na oparcie fotela, jednak to jej nie obudziło. Demon nie miał najmniejszego problemu z uniesieniem pokojówki. Pewnie nie musiałby się wysilać, by podnieść ją jedną ręką tak jak mnie.
     Przyjrzałem się tej dwójce. To była sekunda, może dwie. Przez myśl przemknęło mi, jak zgraną parę mogliby tworzyć. Choć kilka lat temu, gdy profesor Artur podzielił się ze mną swoją teorią na temat tego, że być może faktycznie Sebastian wraz z Mey-Rin mogli tworzyć parę i miało to wpływ na kolejne wydarzenia, powstrzymywałem śmiech. Jednak dziś faktycznie tak wyglądali. Przez moment, przez krótką chwilę.
     On trzyma ją w ramionach. Lekko zmarzniętą, ogrzewa ją swoim ciałem. W tle krople kwietniowego deszczu spadają na ponury ogród.
     Gdy Sebastian zrobił krok w stronę drzwi ten obrazek zniknął, jednak czułem, że nie zniknie z mojej pamięci jeszcze przez długi, długi czas.

     Kiedy tylko Mey-Rin się obudziła, poszedłem ją odwiedzić. Była bardzo blada, jakby nabawiła się anemii. Chyba gorączkowała, ale mogłem się mylić. Poprosiłem Sebastiana, żeby przygotował jej porządny posiłek. Nie chciałem szczędzić młodej kobiecie wygód. Wiedziałem, jaką wielką skazę na życiu zostawia pohańbienie. Jakby tego było mało, los postanowił sprawić jej pamiątkę, która miałaby o tym przypominać. Jej i wszystkim dookoła.
      - Na pewno nie chciałabyś się przenieść do większej sypialni?
      - Na pewno. Nie musi się panicz kłopotać.
     Odpowiadała mi z uśmiechem. Kiedyś uświadomiłem sobie, jakie okropne rzeczy, wspomnienia, przeżycia potrafią kryć się za uśmiechem. Być może próbowała tak wmówić sobie, że wszystko jest w porządku, że nic się nie stało. Nie próbowałem jej ściągnąć na ziemię. Chciałem, żeby nie musiała już się tym przejmować. Utwierdzałem się w przekonaniu, że na to nie zasłużyła. Nie ona.
      - Gdybyś czegoś potrzebowała, możesz prosić śmiało. Pamiętaj o tym, dobrze? - Skinęła głową. - I nie wychodź na dwór w taką pogodę, żebyś się nie przeziębiła.
     Rozmawialiśmy już o wizycie lekarza. Mey-Rin nie wydawała się być nią zachwycona. Dostała tabletki do połykania raz dziennie.
     Chinka przestała nosić swój uniform pokojówki. Ubierała zwykłe białe koszule i proste spódnice, które kiedyś podarowała jej Nina.
      - Udało ci się zrobić coś na drutach? - starałem się zabawić ją rozmową, jednak moje umiejętności w podtrzymywaniu rozmowy nie poprawiły się ani trochę.
      - Uczę się, więc jeszcze nie zrobiłam nic konkretnego, ale idzie mi coraz lepiej, paniczu - odpowiedziała z zapałem.
      - Cieszę się. Może chciałabyś się nauczyć haftować? - zapytałem.
      - Mogłabym kiedyś spróbować, ale tego jeszcze nigdy nie robiłam. Nie wiem, czy bym umiała.
    W posiadłości nikt tego nie umiał. Mey-Rin pozostawała w niej jedyną kobietą, chyba że liczyć Emily. Jednak wąż jej tego nie nauczy.
      - Elizabeth mogłaby ci dać lekcje, jeślibyś chciała.
      - Nie, nie, paniczu. - Zarumieniła się lekko. - Nie ma potrzeby kłopotać panienki Elizabeth.
      - Jestem pewien, że chętnie by ci potowarzyszyła. Bardzo cię lubi.
     Pokojówka nie skarżyła się na nic. Pogodziła się ze swoim losem. Nie obwiniała za to nikogo. Usilnie starała się nie rozpaczać. Wydawało mi się, że towarzystwo Elizabeth pomogłoby jej. Paula, która zwykle towarzyszyła mojej kuzynce, też wywierała na nią dobry wpływ. Zaproszenie ich na któreś popołudnie wydawało się dobrym pomysłem.

     Przemilczanie wydarzeń z dnia poprzedniego stało się dla mnie i Sebastiana niemalże rutyną. Ja nie podejmowałem tematu, on nie komentował. Niektóre sytuacje warte były omówienia, inne trochę mniej, ale w gruncie rzeczy zwykle zbywałem je lekceważeniem lub zachowywałem dotyczące ich przemyślenia dla siebie.
      Jednak sytuacja z drugim demonem nie dawała mi spokoju. Nie sądziłem, że ich spotkanie należało do zupełnie przypadkowych, jednak nie miałem żadnego argumentu, którym mógłbym poprzeć ową teorię. Wątpiłem też, że demon po prosu przywitał się z Sebastianem. Prawdopodobnie powiedział mu coś, zanim zszedłem na dół.
      - Sebastianie... ten demon... kto to był? - Nie wiedziałem nawet, o co dokładnie chciałbym zapytać.
      - On? - Mężczyzna sprawiał wrażenie, jakby w ogóle nie obchodziło go to spotkanie. - To nikt ważny. Nie musisz się nim frasować, paniczu.
      - Nie będzie cię nachodził?
      - Ależ skąd.
     W wypowiedzi mojego kamerdynera usłyszałem żądanie zakończenia rozmowy. Niewerbalne.

     Zasypiało mi się podejrzanie łatwo. Nie potrzebowałem obecności Sebastiana, żeby po kilkunastu minutach zapaść w sen. Wytłumaczyłem sobie, że po prostu tutaj śpi mi się lepiej niż w Londynie, jednak stan umiarkowanej radości nie trwał długo.
     Obudziłem się w środku nocy. Z powodu nowiu panowały całkowite ciemności. Odsunięcie zasłon nie rozjaśniło sypialni ani odrobinę. Przestraszyło mnie coś. Coś? Nic konkretnego. Jakby zderzyły się dwie masy powietrza. Wyczułem nadchodzącą migrenę. Tępy ból promieniował od potylicy.
     Doszedłem do drzwi i nacisnąłem klamkę. Drzwi uchyliły się. Wyszedłem na korytarz w nadziei, że będzie tutaj chłodniej, mniej duszno. Wydawało mi się, że czułem lekki przeciąg, mimo tego nie poprawiło mi się. Gardło zacisnęło mi się i nie mogłem wykrztusić słowa. Przytrzymując się ściany, ruszyłem powoli w kierunku schodów.
     Mam nadzieję, że Sebastian zauważy, że coś jest nie w porządku, przemknęło mi przez myśl, zanim zaniosłem się duszącym kaszlem.
     Obawiałem się, że spadnę ze schodów, jednak ostrożnie zacząłem z nich schodzić powoli, utrzymując większość ciężaru ciała na poręczy. Kiedy miałem postawić stopę na biało-czarnej podłodze, usłyszałem szmer. Niezidentyfikowany dźwięk pobudził moje zmysły do działania. Choć ból nie wydawał się ustępować, to zmusiłem się, by go ignorować.
     Cisza.
     Przez chwilę wydawało mi się, że zwyczajnie zaszumiało mi w głowie. Ponowny szmer. Chociaż teraz brzmiał raczej jak szept...
     Próbowałem się wsłuchać. Tak, teraz do moich uszu docierały dość wyraźne słowa. Niektóre mi nieznane. Chciałem się wychylić, by móc zobaczyć kto tak szepcze. Nie byłem w stanie rozpoznać głosu.
      - ... tydzień, rozumiesz?  Albo nie. Tydzień to... - Poczułem uciążliwe drapanie w gardle. - Trzy dni. Tyle na podjęcie decyzji. Nie obchodzi mnie, co zrobisz z... - Zakręciło mi się w głowie tak, że aż musiałem przysiąść na marmurowym stopniu. - ...sprowadzę cię siłą, tak? Świetnie.
     Coś ciężkiego upadło na podłogę.
      - ...dzieciaka, inaczej zrobię to sam.

     Rano owo wspomnienie wydawało się jedynie niepokojącym snem.
      - Nie wyspałeś się, paniczu?
      - Nieszczególnie.
     Martwiło mnie to. Próbowałem wmówić sobie, ze to tylko koszmar, jednak doskonale wiedziałem, ze to nieprawda.Chciałem skoncentrować się na śniadaniu. Problem w tym, że nie potrafiłem. Mój żołądek wariował i nie wydawał się zachwycać pomysłem przyjęcia jakiejkolwiek porcji jedzenia.
      - Chyba wrócę do łóżka, Sebastianie.
     Męczyłem się przy wykonywaniu najmniejszego ruchu. Ubranie mnie dzisiaj musiało być męką dla mojego demona.
      - Rozumiem, paniczu.
     Sebastian podniósł mnie z krzesła delikatnie. Zabolały mnie mięśnie, których dotknął, ale się nie skarżyłem. Zdążyłem lekko przysnąć, nim lokaj ułożył mnie na łóżku.
      - Masz coś do zrobienia?
      - Nic ważnego, paniczu.
      - W takim razie zostań.
     Obawiałem się, że te dni, w których nie miałem władzy w członkach, wrócą. Nie chciałem, by demon znów zaczął traktować mnie niczym szmacianą lalkę.
      - Dzisiaj w nocy rozmawiałeś z kimś, prawda?
     Sebastian nie mógł kłamać. Takie ustaliłem warunki kontraktu. Otrzymałem odpowiedź twierdzącą, choć nie do końca się jej spodziewałem.
      - Będziesz musiał mnie zabić? - zapytałem.
     Brzmiałem nawet obojętniej niż planowałem. Już od dawna czułem się bardziej martwy niż żywy. Umarłbym prędzej czy później, jednak pytanie odbiło się ponuro od turkusowych ścian.
      - Nie musisz mi odpowiadać. - Nie próbowałem powoływać się na kontrakt. Kurczowe trzymanie się życia nie pasowało do mnie. - Jednak chciałbym zginąć wyłącznie z twojej ręki. Żadnej innej.
     "Pamiętam o tym, paniczu" odebrałem wtedy bardziej jako "wezmę to pod uwagę".
     Nie zastanawiałem się nad tym, czy właściwie jestem zły na demona czy nie. Przyjąłem jego chłód z dystansem, tak jak robiłem to wcześniej.
     Jeśli faktycznie mam umrzeć, chciałbym wiedzieć chociażby, z jakiego powodu mnie to spotkało. Pewnie nie było żadnego konkretnego. Nie umrę w imię idei. Nie dokonam przed śmiercią niczego nadzwyczajnego. Umrę, bo umrę, nie dopełniając zawartego paktu. Tego właściwie się spodziewałem. Taka śmierć powinna mnie spotkać.

środa, 23 marca 2016

LBA po raz kolejny?!

Tym razem za nominację mam przyjemności podziękować Andatejce :3

1. Co cię skłoniło do rozpoczęcia bloggowania?
    Tak jak w pierwszym LBA jeśli chodzi o "Kuroshitsuji" mało opowiadań przypadło mi do gustu i postawiłem sam coś w związku z tym ogarnąć. Ogólnie do bloggerstwa pchnęła mnie nuda podczas siedzenia w domu, kiedy byłem chory. Potem już jakoś ciężko było zrezygnować.

2. Jak wyglądałby twój wymarzony dzień?
    (najpierw zapomniałem napisać tu czegokolwiek, ale potem stwierdziłem, że nic normalnego bym tu nie napisał, a nie mogłem tak po prostu machnąć "cenzura", więc zostawię to lepiej bez odpowiedzi)

3. Zbliża się koniec świata, a zostało ci tylko 10 złotych. Co kupujesz?
   Hmmm... przed końcem świata za dziesiątkę kupiłbym sobie Tymbarka i Prince Polo... 
  
4. Wolisz ołówki automatyczne czy zwyczajne? Odpowiedź uzasadnij. 
    Klasyczne. Od wieki wieków rysowałem zwyczajnymi i do rysowania uważam, że są najlepsze. Nad automatycznymi "nie mam kontroli" i nawet szkicu nie umiem nimi wykonać (a zwykłymi to umiesz?). Za to automatycznymi dość wygodnie się pisze. 

5. Kiedy miewasz „napady weny”?
    Jak wymyślę nowe opowiadanie lub ktoś mnie w komentarzu ładnie po ego połechta ^ ^. 
    Ogarnąłem, że ta minka z kropką wygląda jak Vincent ;-; . Lecz się Daniel, lecz się, obsesja~...

   

 6. Widzisz połowę szklanki pełną czy pustą?
     Jakiej szklanki? Nie widzę żadnej szklanki ;-;! Jeszcze nie jest ze mną tak źle, schizów nie mam :D! A tak na serio, to ja widzę zwykle kubek z herbatą i to najpewniej pełny :3. 

 7. Danie, które nigdy ci nie obrzydło.
     Kurczak na butelce *u* . 

8. Sposoby na nudę, o ile taka gości w twoim życiu.
    Oglądam kreskówki z dzieciństwa c: . A potem mam świetne pomysły na opowiadania z postaciami z nich, ale nie mam czasu pisać ;-; ...
 
 9. Częstotliwość kłamstw na tydzień.
     W zależności ile razy na tydzień muszę się komuś przedstawiać.

10. Ulubiony cytat ( nie musi być mądry).
      Jeśli nie masz prawa powiedzieć "nie", twoje "tak" nie ma znaczenia. 

11. Osoba, która jest dla ciebie wzorem do naśladowania.
      Stephen Hawking.


Z góry proszę o wybaczenie z powodu braku pytań (znowu ;-;), ale ja to nie umiem się bawić ;-;... Nie za bardzo mam kogo nominować, bo nawet nie wiem kto, gdzie, kiedy, jak, żeby ogarniać jaki blog jest prowadzony w chwili obecnej, a jaki nie ;-;. Jeszcze staram się żyć poza blogami ;-;.