Demon nadal pozostawał w stosunku do mnie oschły. Po pewnym czasie przestałem dociekać, dlaczego taki jest i postanowiłem to zaakceptować. Może po prostu taki jest z natury, już za późno, żeby robić mu o to wyrzuty.
Wyjątkowo obudziłem się wcześnie rano. Okno, jak zwykle w ciągu dnia, było otwarte, żeby wlatywało przez nie świeże powietrze. Wieczorami czuć było morską bryzę. Teraz, przy bezwietrznej pogodzie, zasłony ledwo się poruszały.
Ziewnąłem i przetarłem kilkukrotnie zmęczone oczy. Leżałem przez dłuższą chwilę w bezruchu, a gdy rozbudziłem się odrobinę bardziej, usiadłem. Przyzwyczaiłem się już do odrobinę twardego materaca, na którym spędzałem większość czasu. Oswoiłem się też z resztą otoczenia.
Rozejrzałem się powoli po prywatnym pokoju. Spodziewałem się Sebastiana, który zwykle towarzyszył mi przy pobudce. Kiedy mogłem na niego patrzeć, czułem się nieco mniej zagubiony. Kurczowo trzymałem się bliskiego mi mężczyzny, choć nie raz miałem wrażenie, że jest coraz dalej i dalej ode mnie w przenośnym tego słowa znaczeniu.
Demona nie było w pomieszczeniu, ani też nigdzie w pobliżu. Wyczuwałem to. Bez jego obecności pokoje wydawały się bardzo zimne i obce.
Powolnie wysunąłem się z pościeli i postawiłem stopy na białym, puszystym dywanie. Chwilę później przechodziłem się po ciemnych, dębowych deskach, żeby chwycić za mosiężną klamkę i pchnąć ciężkie drzwi. Wślizgnąłem się do pokoju przypominającego salon. Zdążył mi się on już opatrzyć. Kiedy potrzebowałem skorzystać z łazienki, musiałem przez niego przejść, ale jak dotychczas nie było okazji by spędzić w nim więcej czasu.
Poprawiając koszulę nocną, podszedłem do jednego z obitych białym suknem foteli. Usiadłem na nim, przy okazji lustrując wszystkie inne meble. Odnosiłem wrażenie, że są prawie nieużywane. Wyglądały na nowe, jednak były o wiele bardziej proste i skromne od sprzętów zazwyczaj zakupywanych przez szlachtę. Nie twierdziłem jednak, że nie miały one swojego własnego uroku. Zastanawiało mnie, kto je wybierał. Nie wiedziałem jaki Sebastian miał właściwie gust, jeśli chodzi o takie rzeczy, ale przypuszczałem, że mógł zastać taki wystrój i po prostu postanowił go nie zmieniać.
Usłyszałem trzepot niewielkich skrzydeł. Kiedy zwróciłem wzrok w stronę dochodzącego dźwięku, ujrzałem szarawego ptaszka, który przysiadł na parapecie. Zaglądał do środka, jakby miał zamiar wlecieć. Spojrzał na mnie, przechylił główkę, a po chwili odleciał.
Westchnąłem. Czułem się nijak. Mieszanka zagubienia, nudy i smutku zaczynała mnie przytłaczać. Z jakiegoś powodu przeszedł mnie dreszcz. Naraz wydało mi się, że nie powinienem tu siedzieć. Zanim jednak zdążyłem wrócić do swojej teoretycznie bezpiecznej przestrzeni, jedne z czworga drzwi otworzyły się.
Na szczęście to tylko Sebastian.
Przywitałem się z nim zdawkowo. Chciałem zapytać, gdzie był, ale powstrzymałem się. Poza tym dostrzegłem tacę z herbatą, więc to dało mi jakąś odpowiedź.
Przyjąłem od niego czarną filiżankę z białym, roślinnym ornamentem. Spodobał mi się ten kontrast. Zapach herbaty był bardzo subtelny, nie potrafiłem rozpoznać jej gatunku.
- Widzę, że już ci lepiej - powiedział demon, opadając lekko na fotel po przeciwnej stronie stolika do kawy.
Dużo się zmieniło przez te kilka dni. Przeszliśmy z demonem na "ty". Dało mi to pewne zapewnienie, że małymi krokami dokądś zmierzamy. Dręczył mnie jednak fakt, że tak właściwie nie rozmawiamy. Cisza w towarzystwie demona nie była nieprzyjemna, ale chciałbym móc wciągnąć go w jakąś wyczerpującą konwersację.
Strzepałem okruszki herbatników, które przyczepiły mi się do palców, na spodek. Ostatnio nie jadałem śniadań, więc Sebastian niczego nie przygotował. Nie byłem zbyt głodny, dlatego nie przeszkadzało mi to.
- Pomożesz mi się ubrać?
Demon skinął głową, więc wstałem. Herbata rozgrzała mnie na trochę, ale znów zrobiło mi się chłodno. Czego się spodziewałem, siedząc w samej koszuli nocnej...?
Sebastian ubrał mnie w te same rzeczy, w których tu przyjechałem, a zaraz potem razem oznajmił mi, że powinienem zapoznać się ze swoim "tymczasowym miejscem pobytu", jak to określił. Wnioskowałbym po jego słowach, że kiedyś to miejsce opuścimy, jednak powiedział to jakoś bez przekonania.
Brunet przytrzymał mi drzwi, prowadzące na korytarz. Dziś miał on na sobie swój zwykły kamerdynerski uniform, lecz dla odmiany szarą kamizelkę zastąpił bordową. Postanowiłem tego nie komentować.
Korytarz na drugim piętrze nie różnił się zbytnio od tego, którym... jak właściwie nazywała się ta pokojówka? Nieważne, potem sobie przypomnę. W każdym razie przypominał ten, którym prowadziła mnie pokojówka, kiedy się tu pojawiłem.
Po prawej stronie ciągnął się rząd pozamykanych drzwi, a naprzeciwko nich znajdowały się okna. Wyglądając przez nie, dostrzegłem przeciwległą część budynku oraz kawałek wybrukowanego przed nim placu.
- Co chcesz mi pokazać? - zapytałem, zanim zaczęliśmy schodzić po spiralnych schodach na parter.
- Wszystko, co potencjalnie może okazać się ważne.
Nie takiej odpowiedzi oczekiwałem. Liczyłem, że demon powie mi coś konkretnego, ale najwyraźniej musiałem cierpliwie poczekać.
Zeszliśmy na parter zachodniego skrzydła. Nigdzie nam się nie śpieszyło. Przynajmniej mnie. Nie miałem teraz niczego do robienia. Prowadzenie przedsiębiorstwa zostawiłem panu Tanace, porzuciłem zadania Psa Królowej oraz obowiązki wynikające z hrabiowskiego tytułu. Jeszcze nie wiedziałem, jak zagospodaruję swój wolny czas, którego nagle miałem jak lodu.
Zatrzymaliśmy się przed dwuskrzydłowymi drzwiami, które Sebastian otworzył bez większych problemów. Wymownym gestem ręki zaprosił mnie do środka. Jak się okazało, wszedłem do jadalni. Poza pokaźnymi strzelistymi oknami oraz długim stołem nie było tutaj na czym skupić wzroku.
Demon wyjaśnił mi, że tutaj zwykle jadają mieszańce. Skinąłem niepewnie głową, nie wiedząc, czy mnie też się to tyczy. Dotychczas jadałem w zamieszkałych przez nas komnatach. Nie przeszkadzało mi opuszczanie ich na czas posiłku, jednak poza Emmą, przypomniałem sobie, oraz Montgomerym, nie poznałem na razie innego półdemona, dlatego nie widziałem, z kim przyszłoby mi przebywać.
Mężczyzna przeprowadził mnie przez podłużne pomieszczenie. Na jego końcu znajdowały się kolejne podwójne drzwi prowadzące na korytarz. Zanim brunet pokazał mi kolejne pomieszczenie, usłyszałem nieznajome głosy. Instynkt, który ostatnio całkiem dobrze mi doradzał w różnych sprawach, nie sugerował szukania drogi ucieczki, jak to było w wypadku poznania Hallgrima. Mimo panującego we mnie spokoju, obejrzałem się na Sebastiana. Jego twarz nadal była pozbawiona emocji, zupełnie jak rzeźba z marmuru. Posmutniałem trochę na tę myśl, ale postanowiłem tego dalej nie roztrząsać.
Przeszliśmy przez kamienny łuk. Damskie głosy robiły się coraz wyraźniejsze, ale nie byłem w stanie powiedzieć, o czym rozmawiano. Znajdowaliśmy się w części dla służby, która wyglądała na starszą od pozostałej części posiadłości. Poczułem wyrazisty zapach pieczonego mięsa i przypraw. Przy okazji zorientowałem się, że zaczynam głodnieć.
Jak można się domyśleć demon zaprowadził mnie do kuchni. Zdziwiło mnie jej wykonanie. Przywodziła na myśl średniowieczną kuchnie w jakimś zamku. Kamienny piec, wyłożona kamiennymi płytkami podłoga, kamienne ściany. Pomimo że powinna wydawać się chłodnym miejscem, ciepły kolor drewnianych mebli oraz błysk ognia, palącego się w palenisku, nadawał jej specyficznego domowego ciepła.
Sebastian przywitał się z dwiema kobietami, które tam zastaliśmy. Skinąłem im głową, kiedy zerknęły na mnie. Jeszcze nie wiedziałem, jak powinienem się zachować, więc postanowiłem trzymać się rady Montgomery'ego i się nie odzywać.
- To jest Ciel. Teraz będzie tutaj mieszkać. - Demon przedstawił mnie.
Kobieta, która wyglądała na starszą z dwóch, odłożyła na kredens trzymaną miskę, wydała z siebie przeciągłe mruknięcie, a na koniec zapytała:
- Tego maleństwa Hallgrim tak bardzo nie chciał pod swoim dachem? Uosobienie zagrożenia - dodała ironicznie.
- Jestem Emily - powiedziała lekko speszona wypowiedzią poprzedniej dziewczyna. - A to Lawina - wskazała na niezainteresowaną już nami kucharkę.
Lawina wyglądała dość specyficznie. Miała długie, czarne włosy i ciemne oczy zdobiące twarz w kształcie migdału. Ubrana była w czarną koszulę, a także jasnobrązowe spodnie znikające za wysokimi cholewami butów pozbawionych obcasa. Taki strój przywodził na myśl Ninę Hopkins, choć był znacznie subtelniejszy od tych, które ona nosiła.
Emily wydawała się być w wieku Emmy, a wnosząc po stroju pełniła też tę samą funkcję.
- Mogłabyś być trochę bardziej taktowana, Law.
- Taaak? - Brunetka gwałtownie odwróciła się, a dosłownie sekundę później stała już przy Sebastianie. Choć jak na kobietę była dość wysoka, to nie dorównywała Sebastianowi wzrostem, dlatego ściągnęła go do swojego poziomu za kołnierz. - Trzeba było nie... - Najwyraźniej ugryzła się w język, ponieważ urwała na chwilę. - Nie kochać się po kątach przez...ygh! - Szarpnęła nim jeszcze raz, po czym, równie szybko jak do niego podeszła, wróciła do swojego poprzedniego zajęcia.
Emily speszyła się jeszcze bardziej. Wydawało mi się, że próbowała znaleźć odpowiednie słowa, by wyjaśnić całą sytuację. Zerknąłem na demona, który niewzruszony zwyczajnie poprawił wymiętą część koszuli. Potem przeprosił za najście i spokojnie podążył w sobie znanym kierunku. Stałem przez chwilę lekko oniemiały, ale ruszyłem się w końcu, zanim demon zniknął mi z oczu.
Choć miałem niezmierną ochotę zapytać, dlaczego owa... diablica, jak mogłem przypuszczać, tak się denerwowała, to postanowiłem się wstrzymać dla swojego własnego dobra.
Minęliśmy kolejny rząd drzwi, które prawdopodobnie prowadziły do spiżarń, składzików i innych pomieszczeń gospodarczych. Sebastian prowadził mnie w stronę wyjścia na zewnątrz. Kiedy schodziłem po kamiennych schodach, wsłuchałem się w dźwięk stukania obcasów o twardą powierzchnię.
- Jeśli będziesz chciał zaczerpnąć świeżego powietrza, wychodź tędy - pouczył mnie, gdy stąpaliśmy po żwirowej dróżce.
- Dlaczego akurat tego? - zapytałem.
- Gdybyś zapragnął opuścić budynek innym wyjściem, najprawdopodobniej natknął byś się na Hallgrima lub Damiana, a tego, zdaję mi się, byś nie chciał.
Przyjąłem to dosadne wytłumaczenie do wiadomości. Zaraz potem przez głowę przemknęło mi, że nie czułem obecności Hallgrima, gdy przechadzałem się wraz z Sebastianem. Możliwe, że aura, jeśli można to tak nazwać, demona przy moim boku zakłócała wszystkie pozostałe.
Wyszliśmy z cienia budynku, kierując się w stronę ogrodów skąpanych w lekkim blasku słonecznych promieni, które jakimś cudem prześlizgiwały się przez warstwę chmur. Ogród również nie wyglądał jak zwykle przylegające do szlacheckich dworów połacie zieleni. Nie było tu mowy o symetrii. Niektóre drzewa i krzewy wyglądały na nigdy nieprzycinane.Z mojej perspektywy wyglądało to na dzieło ekstrawaganckiego ogrodnika, lecz w tym chaosie można by doszukać się spójnej kompozycji.
- Nie ma tu zbyt wiele do pokazywania - powiedział demon, po czym zaproponował mi miejsce na ławce.
- Myślę, że jest tutaj ładnie.
Usiadłem na ławce i rozejrzałem się jeszcze raz. Labirynt z żywopłotu nie był zbyt wysoki, jednak ciężko byłoby się w nim odnaleźć w wypadku zgubienia drogi. Obok ławki, na której usiedliśmy, rosło wyglądające na wiekowe, oplecione ciasnym uściskiem bluszczu drzewo. W dość wysokiej trawie rosły jakieś dzikie kwiaty, a zaraz obok nich w zupełnej zgodzie trwały świadomie przez kogoś posadzone róże. Słychać było nawet cichy świergot ptaków. Niczym z "Alicji w Krainie Czarów".
Zerkałem na Sebastiana co jakiś czas. Wyglądał na zmęczonego, ale nie potrafiłem powiedzieć, po czym to wnosiłem. Trwaliśmy w ciszy, którą chciałem przerwać, jednak nim zdążyłem powiedzieć cokolwiek, kątem oka dostrzegłem jakiś ruch. Skierowałem na niego wzrok, jednak niezbyt spodobało mi się to, co zobaczyłem.
Hellgrim przechadzał się kilkanaście metrów dalej. Szedł nieśpiesznie, zapewne dlatego że niósł kogoś na rękach. Przeszedł mnie zimny dreszcz, kiedy na mnie spojrzał, ale nie wydawał się być zbyt zainteresowany moją osobą, ponieważ zaraz odwrócił wzrok. Nie byłem w stanie dostrzec, kto towarzyszy demonowi, ale postanowiłem zapytać o to później Sebastiana.
Usłyszałem wymowne kaszlnięcie, a zaraz potem stanął przed nami Montgomery. Postawę miał dzisiaj wyjątkowo sztywną, ubranie założył dość oficjalne, a włosy ułożył na pomadę. Możliwe że gdzieś się wybierał.
- Pamięta pan chyba, co mi obiecał - zaczął. - Nie jest to sprawa niecierpiąca zwłoki, jednak - Sebastian przerwał mu, nim blondyn znalazł odpowiednie słowa.
- Pamiętam. Jednak zgodziłem się wyłącznie na zęby i mam nadzieje, że będziesz to miał na uwadze.
- Oczywiście.
Wkrótce miałem przekonać się, o czym rozmawiało tych dwoje.
Rozglądałem się po gabinecie wypełnionym różnymi narzędziami. Niektóre z nich wyglądały, jak te używane przez lekarzy, inne nie przypominały mi niczego konkretnego. Na ścianach wisiały różne anatomiczne szkice. Część z nich była ludzka, część nie...
Schyliłem się, by móc lepiej przyjrzeć się szeregowi metalowych szkatułek o różnych końcówkach. Na kilku z nich o zakrzywionych końcach umieszczono miary, na innych lusterka.
Montgomery posadził Sebastiana na krześle. Sam zaś zajął się szukaniem czegoś w przepastnych szufladach biurka. W końcu wyciągnął jakiś podniszczony zeszyt i ołówek, po czym podszedł do mojego demona, na co ten otworzył usta, ukazując rząd perłowych zębów.
- Świetnie. To zajmie tylko chwilę - zapewnił.
Z tego co zrozumiałem, Montgomery chciał pomierzyć brunetowi zęby. Nie wiedziałem jaki to miało cel, ale pewnie nie była to czynność bezcelowa. Zaczął od sporządzenia szkicu uzębienia z przodu i z boku. Stałem w takiej odległości, że nie przeszkadzałem blondynowi zerkającemu na rysowany obiekt z różnych perspektyw. Po kilkunastu minutach skończył i wziął jedną szpatułkę ze sterylnej tacy. Następnie przyłożył jej koniec do najdłuższego zęba Sebastiana i zapisał pomiar. Tak samo zrobił z kilkoma innymi.
- Dziękuję - odpowiedział lekko podekscytowany blondyn, po czym odłożył zeszyt na stertę papierów zalegającą na biurku.
Podszedłem bliżej, żeby zobaczyć rycinę. Próbowałem sam wywnioskować, w jakim celu została stworzona, jednak nic nie przychodziło mi do głowy. Zauważyłem natomiast, że górne zęby Sebastiana różnią się nieco od tych dolnych. Przeczytałem umieszczone obok nich podpisy.
Siekacz, kieł krótki, kieł krótki, kieł długi, kieł krótki, łamacz, trzonowiec, trzonowiec, Montgomery napisał przy górnym rządku zębów. Przy dolnym natomiast: siekacz, siekacz, kieł długi, kieł krótki, kieł krótki, łamacz, trzonowiec, trzonowiec.
Nigdy nie przyglądałem się dokładnie wnętrzu warg demon, dlatego uznałem to za dość ciekawe.
Blondyn wyciągnął skądś inny rysunek zębów i przyrównał go do tego narysowanego przed chwilą.
- Czemu to ma służyć? - zapytałem, lustrując obie ilustracje.
- Chciałbym sprawdzić, czy przebywanie wśród ludzi wpływa znacząco na wygląd demonów. Tu jest moja próba kontrolna. - Wskazał na rysunek bardziej pokaźnego uzębienia.
- Kto jest tą próbą kontrolną? - W sumie już się domyśliłem, ale potrzebowałem potwierdzenia.
- Damian - odpowiedział niewzruszony. - Jak widać nastąpiła zmiana. Chociaż nie mogę mieć pewności, że jest ona spowodowana przebywaniem wśród ludzi, choć jestem pewny, że Sebastian i Damian mieli takie same zęby.
- Interesujące - mruknąłem.
Nie wykluczone, że będę zaglądać częściej do tego gabinetu. Mógłbym się dowiedzieć dużo ciekawych rzeczy. Demon raczej nie na wszystkie pytania będzie odpowiadać chętnie, dlatego dobrze będzie mieć kogoś dobrze poinformowanego.
Zapadał zmrok. Cieszyłem się, że dzień spędziłem poza łóżkiem. Po orzeźwiającej kąpieli poczułem się o wiele bardziej pewny siebie. Dodatkowo odzyskane siły również wpływały na dobry nastrój.
Sebastian siedział na kanapie. Chciałem zapytać, co robił tutaj, gdy mnie nie było, ale to chyba nie było dla niego zbyt wygodne pytanie. Usilnie szukałem innego tematu do rozmowy, jednak nie trafiałem na nic neutralnego.
Odszedłem od okna, przy którym stałem, i zbliżyłem się do niego. Usiadłem na drugim końcu kanapy, czując, że nie wypada mi siadać bliżej. Nadal byłem stęskniony za jego dotykiem, ale nie dopominałem się o niego. Postanowiłem jednak zasugerować demonowi swoją krew. Przecież musiał być spragniony po tak długim czasie. W dodatku zmarnowałem większość energii, z której on korzystał, byłem mu przecież to winien.
Źrenice mężczyzny zwęziły się zauważalnie, a zaraz potem znalazłem się w żelaznym uścisku silnych ramion. Dalekie było to jednak od czułości. Nim zdążyłem powiedzieć cokolwiek, zaprotestować lub zrobić coś innego, kły wbiły się we mnie agresywnie. Z ust wydarł mi się nieudolnie stłumiony krzyk, a w kącikach oczu zgromadziły się łzy, których nie zdołałem w porę powstrzymać.
Bolało. Naprawdę okropnie bolało. Wydawało mi się, że zęby Sebastiana weszły o wiele głębiej, niż poprzednio. Chciałem się odsunąć, lecz ręka opleciona wokół mojego pasa oraz druga trzymająca mnie za włosy skutecznie mi to uniemożliwiały.
Po chwili się temu poddałem. Nie miałem siły, by się stawiać, poza tym sam go sprowokowałem. Łzy wydawały się trochę koić ból. Nigdy nie myślałem, że oko naznaczone pieczęcią może łzawić. Delikatny materiał wyściełający część opaski, która dotykała skóry, nasiąkał powoli.
Minęła wieczność, nim demon wysunął ze mnie swoje kły. Nie odsunął się, jednak uścisk jego rąk zelżał. Za chwilę puścił moje włosy, a wolną dłoń położył mi na plecach.
- Wybacz - usłyszałem po chwili. - Nie wiem, co we mnie wstąpiło.
W jego glosie dostrzegłem wyraźną zmianę, lecz nie znałem jej przyczyny.
Odsunął się na tyle, żeby móc wyciągnąć chusteczkę z wewnętrznej kieszeni fraka. Ostrożnie wytarł słone krople z moich policzków, a potem suchą stroną przyłożył do wciąż krwawiącego ugryzienia.
- Opatrzę to, poczekaj chwilę.
Nigdy przedtem nie zachodziła taka potrzeba, zwykle krwawienie samo ustawało, jednak tym razem nie zanosiło się na to.
Cierpliwie czekałem, aż demon wróci, starając się ignorować palący ból. Sebastian wbił swoje kły o wiele wyżej niż zwykle. W samą szyję. Spływająca z niej krew poplamiła kołnierzyk.
Ciężko było zasnąć z szyją obwiązaną bandażem. Po jakimś czasie przestał mi sprawiać dyskomfort, jednak miałem wrażenie, że cały czas ucieka ze mnie życiodajna posoka. Powoli kropla za kroplą.
Kilka lub nawet kilkanaście razy sprawdzałem, czy opatrunek zrobiony przez bruneta nie przesiąkł brunatną cieczą, ale za każdym razem był suchy.
Przewracałem się nerwowo z boku na bok. Moje tętno przyśpieszało, a ciało oblał zimny pot. Nasłuchiwałem uważnie. Każdy szelest liści za oknem przyprawiał mnie o dreszcz. Kurczowo ściskałem pościel.
Czy się bałem? Nie, nie bałem się. Nie miałem czego się bać.
---------------------------------------------------------------------------
Rozdział w bólu zrodzony, ale chyba nie najgorszy.Ogólnie rzecz biorąc, mam w pokoju remont, co w moim wypadku równa się chaosem w całym domu. Moje graty są teraz we wszystkich kontach, a po malowaniu będę je jeszcze znosił (trochę ich jest, a malowanie jeszcze trwa), więc pewnie znów będzie obsuwka...
Jakby coś teraz kolej na Nauczyciela.
Cześć. Dzisiaj (wczoraj) trafiłam na twojego bloga. Niesamowicie mi się spodobał i dlatego chciałabym podziękować tobie,że go tworzysz. Mam nadzieję,że następny rozdział pojawi się szybko. Życzę dużo weny :*
OdpowiedzUsuń