Mężczyzna opadł ciężko z powrotem na krzesło.
Jak mogłem zapomnieć o tak ważnym fakcie?! Przecież Sebastiana wszyscy uznali z martwego już wieki temu. Nic dziwnego, że Rogacjusz uznał to za bezczelne kłamstwo. Muszę się bardziej pilnować, bo jeszcze coś mi się stanie...
Spojrzałem na Lunę, która intensywnie wpatrywała się w coś za moimi plecami. Odwróciłem się, by sprawdzić, co może być takie interesujące. Jednak, kiedy się odwróciłem się w tym kierunku, nie ujrzałem niczego ciekawego. Tylko beżowa ściana i łuk drzwiowy z ciemnego drewna. Nic nadzwyczajnego.
Po chwili jednak zrozumiałem, że dziewczyna wsłuchuje się w odgłosy kroków, które zmierzały w naszą stronę.
Przez łuk przeszedł Lucyfer. Dziewczynka na jego widok zeskoczyła z krzesła, z którego jej nogi zwisały bezwładnie nad podłogą, i podbiegła szybko do białowłosego mężczyzny. Czekałem jeszcze chwilę, ale do pomieszczenia nie wszedł nikt inny. Rozczarowało mnie to...
Miałem nadzieję, że Sebastian po mnie przyjdzie.
Skoro jest tu Lucyfer, to obrady musiały się już zakończyć. Postanowiłem, więc poszukać go sam.
Wstając z krzesła, zerknąłem na Rogacjusza, który nadal chyba nie mógł przyswoić wiadomości o żyjącym Sebastianie. Skierowałem się do wyjścia.
Luna wdrapała się na ręce swojego ukochanego. Trzeba przyznać, że razem wyglądali naprawdę uroczo. Demon zerknął na mnie spod srebrzystej grzywki i obejrzał się za siebie, jakby sobie o czymś przypomniał.
- Malfas szedł za mną ...powinien się zaraz pojawić.
Wyczułem niepokój w tej przerwie.
Usłyszeliśmy potem jak coś z dużą siłą uderza o ścianę.
- Jesteś zwykłym zdrajcą! - głośny krzyk przeszył korytarze.
Dotarliśmy na miejsce najszybciej jak tylko się dało. Zrobiło mi się duszno od biegu.
Podniosłem wzrok zamroczony jeszcze wysiłkiem.
Jakiś demon z Rady przyciskał Sebastiana za gardło do ściany. Chciałem krzyczeć w proteście, ale nie miałem siły. Nie bałem się, że Sebastianowi coś się stanie od uścisku na szyi, ale nie mogłem znieść tego,że ktokolwiek go poniża.
- Baalim, puść go!
Białorogi demon ani myślał wykonać rozkazu Lucyfera. Przycisnął za to pazury do torsu Sebastiana, tam gdzie powinno znajdować się serce.
- Jest podłym zdrajcą! Nie widzisz tego?
Rogi mojego ukochanego zaczęły wbijać się w ścianę. Zacisnął zęby, by nie zawyć z bólu.
- Niech rozłoży skrzydła! Niech udowodni, że nadal jest po naszej stronie! - pazury zaczęły się wbijać pomiędzy jego żebra, sprawiając, że czerwona koszula barwi się na jeszcze ciemniejszy szkarłat.
Stałem oszołomiony, nie wiedząc co mam robić. Mogłem tylko patrzeć. Luna, która teraz chowała się za mną, była tak samo zszokowana jak ja.
Myślałem, że srebrnowłosy demon należy raczej do osób spokojnych, jednak prędkość z jaką pokonał dystans dzielący jego i Baalima oraz siła z jaką powalił go na ziemie, zmieniła moje zdanie o nim.
Sebastian zsunął się na podłogę, próbując złapać oddech. Podbiegłem do niego ostatkiem sił, jednak odsunął mnie od siebie. Zdawałem sobie sprawę, że nie chce być widzianym w takim stanie. Rozumiałem.
- Dobrze wiesz, że pytanie o skrzydła jest wbrew etykiecie, prawda? - nie widziałem twarzy Lucyfera, ale czułem, że sili się na uprzejmy ton.
Przyciśnięty do gardła radnego obcas mówił sam za siebie. Czyli wcale nie tak trudno zdenerwować władcę piekieł.
Sebastian podniósł się i na chwiejnych nogach próbował zachować godną postawę. Oparł się ręką o ścianę, a ja chwyciłem go za drugą. Nadal miał problemy z oddychaniem, a po podbródku ściekała mu strużka krwi, kapiąc na podłogę.
- Nawet jeśli nie jest zdrajcą, jego instynkt osłab. Nie będzie przydatny - leżący na ziemi demon wychrypiał ledwo wyraźnie.
Obcas wbił się bardziej w szyję Baalima, na co ten zasyczał z bólu.
Zupełnie nie wiedziałem jak mam się zachować w tej sytuacji. Nie chciałem tu teraz być, ale nie mogłem zostawić tak Sebastiana. Nie ma szans, żebym sam zdołał zaprowadzić go do pokoju. Luna, która wyrażała chęć pomocy, też niewiele by zdziałała.
- Lu... - zaczęła niepewnie -...Malfas tak długo nie wytrzyma...
Lucyfer odszukał wzrokiem osłabionego demona. Najwyraźniej się zapomniał. Rzucił jeszcze jedno mordercze spojrzenie leżącemu na ziemi mężczyźnie.
- Zejdź mi z oczu... - wysyczał.
Radny zniknął w jednej chwili.
- Już dobrze? - zapytał białowłosy demon, jeszcze raz przyglądając się opatrunkom na torsie Sebastiana.
Ten tylko skinął głową w odpowiedzi.
Demon dał sobie zabandażować ranę na piersi po dłuższym przekonywaniu, ale szyje wciąż szpeciły szramy pozostawione przez jednego z Rady.
Lucyfer powiedział mi, że nasz pobyt tutaj przeciągnie się trochę ze względu na ten nieprzyjemny incydent. Trzeba poczekać, aż ta rana się wygoi. Dopiero wtedy mój demon wróci do zdrowia.
Miał też nie ruszać się z łóżka pod żadnym pozorem. Nie był zadowolony, kiedy to usłyszał, ale nawet nie miał siły dyskutować.
Po udzieleniu mi wskazówek na każdą możliwą okoliczność, Lucyfer i Luna zostawili nas samych.
Miałem już dość tego dnia. Za dużo zmartwień i problemów...
Przysiadłem na łóżku obok Sebastiana. Leżał na plecach, więc mogłem patrzeć na niego z góry, bez żadnego sprzeciwu. Spojrzał na mnie spod półprzymkniętych powiek i zbierając w sobie wszystkie siły, przewrócił się na bok. Wpatrywałem się teraz w jego plecy.
- Obraziłeś się na mnie? - zapytałem.
Kiwnął głową na "nie".
Dlaczego tak ciężko go zrozumieć?
Przybliżyłem się do niego i delikatnie pogłaskałem po głowie. Rogi już dawno z niej zniknęły.
Męczyła mnie panująca w pomieszczeniu cisza. Noc była spokojna i nie było słychać nawet szumu wiatru za oknem.
Dalej bawiłem się jego włosami, nie wiedząc,co mam teraz zrobić. Chciałem mu zadać te wszystkie pytania, które nasunął mi dzisiejszy wieczór, ale wiedziałem, że mężczyzna nie będzie miał siły na nie odpowiedzieć. Nie chciałem zostawić go samego.
- Eh...jestem beznadziejny... - westchnąłem cicho, kierując tę uwagę do samego siebie.
Demon znów przewrócił się na bok. Patrzył na mnie tak, jakby chciał zaprzeczyć mojemu stwierdzeniu.
Uśmiechnąłem się lekko, kiedy wtulił się w moją dłoń, która wciąż głaskała go po głowie.
"Prawie jak kociak" pomyślałem.
Zdałem sobie sprawę z tego, że demony wcale nie są takie silne jak się wydaje. Najwyraźniej wystarczyło naruszyć serce, by demon zaczął cierpieć i słabnąć.
Położyłem się obok Sebastiana, wpatrując się w jego oczy. Jak ktokolwiek mógł śmieć pozbawić je blasku?!
- Nie...nie jesteś...głodny? - zapytał z trudem.
- Nie - zaprzeczyłem, modląc się, aby nie zaburczało mi w brzuchu.
Pogłaskałem go po policzku.
- Powiesz mi później, co się stało?
Nie odpowiedział, nie wykonał żadnego ruchu. Spuścił tylko smętnie wzrok.
- Co ja z tobą mam...
Otworzył usta, chcąc coś powiedzieć. Nie chciałem, żeby się przemęczał, ale chyba nie dałbym rady go powstrzymać.
- Przepraszam...że... - zaniósł się krótkim kaszlem - ...zapomniałem...o twoich...urodzinach...
A no tak. Mam dzisiaj urodziny. Nawet mnie umknął ten fakt.
- Nie szkodzi - zapewniłem. - I tak cie kocham.
Cmoknąłem go w czoło i obserwowałem reakcje.
Po policzku demona spłynęła pojedyncza łza.
Nie tego się spodziewałem....
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz