Ręka mi chyba odpadnie!
Albo sam ją odetnę, żeby przestała mnie boleć!
Teraz rozumiałem sens tej metody wychowawczej. Zawsze myślałem, że przepisywanie zdania za karę jest do przeżycia, ale teraz jestem przekonany, że nie. Minęła dopiero pierwsza lekcja, a po odrobieniu zadanej "pokuty" pisać nie mogłem, bo tak mnie prawa dłoń bolała. Na szczęście to była matematyka, to pisania samego w sobie dużo nie było, ale jak pomyślę o robieniu notatek z biologii i historii...
A wszystko przez to, że goście ciotki Angeliny nie dali mi spać...
Jednak to przysypiania na lekcji, jak się zdążyłem dowiedzieć, nie usprawiedliwiało.
To przepisywanie było cholernie stresujące. Nie dość, że trzeba było to zrobić starannie i bezbłędnie, to jeszcze trzeba było liczyć te wszystkie linijki. Jeszcze dodatkowo denerwowałem się, czy aby na pewno dobrze zdanie zapamiętałem. Jak wychodziłem z domu to kilka razy sprawdzałem, czy wszystkie te zapisane kartki schowałem do teczki.
Takie ponoszenie konsekwencji wykańczało chyba bardziej psychicznie niż fizycznie. Pewnie będę miał teraz kazanie na wychowawczej od pana, no ale trudno. W końcu niby zasłużyłem.
Kiedy doczłapałem się pod odpowiednią klasę, zadzwonił dzwonek. Przełknąłem głośno ślinę, nie tylko ja zresztą, gdy zobaczyłem kto w naszą stronę zmierza korytarzem.
Wysoki i białowłosy mężczyzna, który uczył angielskiego i był jednocześnie wychowawcą klasy IIa. Stanowił on drugi w kolejności obiekt westchnień wszystkich dziewczyn w szkole. Cóż chłopacy naprawdę mieli czasem przekichane, bo jak kręci się ktoś taki, to żadna nie chce na nich zwrócić uwagi. Niemniej jednak nie obecność Rafaela Rofocale sprawiła, że uczniowie czekający na nauczycieli w korytarzach milknęli.
Obok niego szedł jego najlepszy przyjaciel ze swoim stałym wyrazem twarzy. Takim poważnym sugerującym, że gardzi wszystkim dookoła.
Kiedyś w szkole ktoś puścił plotkę, że sypiają ze sobą. Mnie jednak ciężko było w to uwierzyć.
Byli swoimi kompletnymi przeciwieństwami nie tylko z wyglądu, ale również z charakteru. Inni nauczyciele często nazywali profesora Rafaela dużym dzieckiem, mając przy tym różne intencje. Wielu osobom optymizm, którym emanował mój wychowawca się podobał, ale niektórzy uznawali jego wybryki za zbyt infantylne.
Ja osobiście bardzo go lubiłem i szanowałem.
No ale wracając do osoby, która wzbudzała taki strach, że aż wszyscy milki. Koło tego jakże pozytywnie nastawionego do życia mężczyzny, idzie drugi,niosący za sobą aurę...
...skrajnego zdenerwowania, to delikatnie powiedziane w wypadku mówienia o profesorze Michaelisie, ale miałem się starać nie przeklinać.
Tak więc wszyscy obok, których przechodziła dwójka nauczycieli, witali ich grzecznie. Wpatrujące się w nich maślanymi oczkami dziewczęta trochę bardziej grzecznie niż ustawa przewidziała. Nie żeby mężczyzn to jakoś ruszyło, bo pewnie zdążyli się już przyzwyczaić albo po prostu byli zbyt zaabsorbowani rozmową, by to zauważyć.
Rozstali się dopiero przy naszej sali. Profesor Sebastian skierował swoje kroki ku klasie Ib...trochę im współczułem, bo katecheta w piątek potrafił być niewyobrażalnie wredny...
Mimo tej jego wredoty i nadmiernej kąśliwości patrzyłem za nim przez całą tą odległość. Nie wiem czy zdaję sobie sprawę z tego jak często i jak intensywnie się w niego wgapiam, ale chyba lepiej, żeby nie był tego świadom. Miałbym jeszcze więcej pisania...
Religię miałem na szczęście zawsze na ostatniej godzinie, więc miałem czas, żeby przygotować się na nią psychicznie. Dla mnie religia była najbardziej stresującym przedmiotem ze wszystkich. Przede wszystkim dlatego, że musiałem się porządnie skupić nad tym, żeby na bruneta się nie gapić, co dla mnie było okropnie trudne. No i musiałem uważać, żeby nie zdenerwować go moją "emo grzywką" jak to koledzy z klasy określali. Nie wiem co go w niej irytowało, ale miałem wrażenie, że jednak go irytuje. Jeśli oczywiście cała moją osoba w jego oczach nie była irytująca. Miałem cichą nadzieję, że jednak nie...
Profesor Sebastian był jedną z tych osób, która miała tyle taktu, by pod moją "emo grzywkę" nie zaglądać. Chowałem pod nią paskudną bliznę, która towarzyszyła mi od tego wypadku... Zawsze ciężko było mi się z niej tłumaczyć.
Wewnętrznie wydałem z siebie cichy jęk zawodu, kiedy zniknął za drzwiami.
Ja zrobiłem to samo. Usiadłem na swoim miejscu. W tej klasie akurat ulokowałem się przy biurku nauczyciela.
Z naszą klasą nie było zbyt wielkich problemów, dlatego sprawy wychowawcze zawsze załatwialiśmy szybko i mieliśmy jeszcze jakieś pół godzinki, żeby poplotkować albo odrobić lekcje, których nie chciało się odrobić w domu.
Wychowawca usiadł i nachylił się do mnie nad biurkiem, kiedy już skończyliśmy rozmawiać o tym, gdzie chcemy pojechać na szkolną wycieczkę. Jego długie, białe włosy wypadły nieposłusznie zza ucha, a czerwone oczy zabłysły z zainteresowania.
- To czym podpadłeś Sebusiowi? - zapytał uśmiechając się przy tym zaczepnie.
Tak właśnie nazywano postrach naszej szkoły, kiedy nie było go w pobliżu. Nadawało mu to chyba jeszcze bardziej okrutnego charakteru, ale może mi się tak tylko wydawało.
- Przysnąłem na lekcji...
- Ile musiałeś pisać?
Wyciągnąłem z torby zapisane tym samym zdaniem kartki. Albinos przejrzał je szybko, po czym stwierdził:
- Chyba się nad tobą zlitował, bo coś krótkie masz to zdanie...
Też odniosłem takie wrażenie, że to zdanie jest za krótkie i dlatego tak się stresowałem, ponieważ dręczyła mnie myśl, że je źle zapamiętałem. Profesor Sebastian zadawał niektórym takie zdanie, że w pięciu linijkach się potrafiło nie zmieścić...
Jednak koncepcja, że siejący postrach nauczyciel się nade mną zlitował, zadając mi tak lekką jak na jego standardy karę, była dość śmieszna. Nie widziałem powodu, dla którego miałby w ogóle mi pobłażać.
- Ja ci nie będę wmawiać, że to spoko facet, bo to nie prawda, ale moim zdaniem się nad tobą zlitował.
- Nie będę się nad tym zastanawiać, skoro miałem mniej pisania.
- Racja, co się będziesz nad tym rozwodzić.
Kolejne trzy godziny minęły jak z bicza strzelił i nim się obejrzałem nadeszła religia. Na myśl o niej miałem mieszane uczucia. Nie lubiłem religii, bo wydawała mi się bezsensowna, ale z drugiej strony coś ciągnęło mnie do "Sebusia". Może to przez ten wypadek coś poprzestawiało mi się w mózgu i dlatego coś sprawiało, że tak bardzo ekscytowało mnie samo patrzenie na niego.
Nie miałem żadnego sensownego powodu, by się nim taki interesować. Po prostu jego osoba wydawała się być tak inna od pozostałych, że aż chciało się rozgryźć dlaczego tak jest. Oczywiście logicznego powodu, ku temu dlaczego wydawał się mi taki pociągający też nie miałem. Albo nie chciałem się do tego przyznać...
Postać katechety zawsze budziła wątpliwości, co powodowało powstanie wielu plotek na temat jego przeszłości, tym co robi w domu i tym podobnych rzeczy. Słuchałem ich często i znałem już chyba wszystkie na pamięć, ale nic co usłyszałem nie zadowalało mojej ciekawości. Chciałem się sam dowiedzieć wszystkiego o tym mężczyźnie, jednak jego niedostępność skutecznie mi to uniemożliwiała. Dystans, który powinien być pomiędzy nauczycielem a uczniem, też był dość dużą przeszkodą...
Krótka zapowiedź nadchodzących zmian!
Nie przedłużając, niedługo do obiegu wejdzie blog. Tak, kolejny. Wiem jestem pod tym względem nieznośny. Nie przemyślałem czegoś na początku i teraz robię zamieszanie. Chciałbym jednak, żeby zawierał on moją całą "tfurczoźć" w jednym miejscu. Więc byłyby tam Fragmenty, Nauczyciel, Spektrum i opowiadania pisane od września. Myślę, że nie jest to zły pomysł, a mi prościej będzie monitorować swoje postępy w pisaniu. Pierwsze dwa blogi nadal będą działać i pojawiać się na nich będą nowe rozdziały. Zdaję sobie sprawę z tego, że o wiele łatwiej jest natrafić na Fragmenty niż na wszystko, co powstało później, dlatego też tak a nie inaczej. To chyba wszystko. Jakby koncepcja się zmieniła, to dam znać. Czy ktoś ma coś przeciw?
Hahaha! "Ja ci nie będę wmawiać,że to spoko facet,bo to nie prawda,ale moim zdaniem się nad tobą zlitował.
OdpowiedzUsuń-Nie będę się nad tym zastanawiać,skoro miałem mniej pisania." - Jak dla mnie to najlepsza wymiana zdań z tego rozdziału :D. I kurde, za pierona nie wiem kim jest Raphael! Skąd go wytrzasnąłeś?
Oj Ciel! Skończ z tymi rozkminami! Po prostu idź do Sebusia i odpowiednio się nim zajmij, albo po prostu daj mu soczystego buziaka :D. Na pewno się ucieszy, o tak, tak!