Krótka zapowiedź nadchodzących zmian!
Nie przedłużając, niedługo do obiegu wejdzie blog. Tak, kolejny. Wiem jestem pod tym względem nieznośny. Nie przemyślałem czegoś na początku i teraz robię zamieszanie. Chciałbym jednak, żeby zawierał on moją całą "tfurczoźć" w jednym miejscu. Więc byłyby tam Fragmenty, Nauczyciel, Spektrum i opowiadania pisane od września. Myślę, że nie jest to zły pomysł, a mi prościej będzie monitorować swoje postępy w pisaniu. Pierwsze dwa blogi nadal będą działać i pojawiać się na nich będą nowe rozdziały. Zdaję sobie sprawę z tego, że o wiele łatwiej jest natrafić na Fragmenty niż na wszystko, co powstało później, dlatego też tak a nie inaczej. To chyba wszystko. Jakby koncepcja się zmieniła, to dam znać. Czy ktoś ma coś przeciw?

sobota, 30 maja 2015

Fragmenty duszy XLIII

  Przeżuwając głośno naleśnika z nadzieniem, zastanawiałem się czy powinienem przemyśleć to, co stało się kilka chwil temu. Tylko czy to wymagało jakiejś dogłębniejszej analizy?
  Przecież w sumie to tego chciałem, prawda...?
  No i nikt na tym nie ucierpiał. Brak jakichkolwiek wyrzutów sumienia...
  - Ciel,coś się stało? - głos Sebastiana wyrwał mnie z rozmyślań.
  - Nie, wszystko w porządku! - wybełkotałem jeszcze z ciastem w ustach.
 Rogacjusz zrobił nam naleśniki z bananami i czekoladą. Pewnie po tej wycieczce do Wenecji przytyję dwa kilko, ale mówi się trudno.
   Siedzieliśmy wszyscy w trójkę przy stoliku przed kominkiem. Podobnie jak mój mężczyzna, szaroskóry demon popijał w ciszy kawę, zerkając od czasu do czasu na opadające na podłogę skrzydło Sebastiana.
   - Boli cię? - zapytał niepewnie.
   - Niespecjalnie.
   - To...dlaczego go nie schowasz?
  Zapadła bardzo wymowna cisza, która przerwałem swoim wymownym parsknięciem.
  Wiem jestem podłą istotą...
   - Aaaa... - demon zrozumiał po chwili. - Pomóc...?
   Byłem zbyt zajęty zajadaniem naleśnika, by zauważyć minę Sebastiana w tej chwili, ale w każdym razie Rogacjusz wstał i jakimś cudem skrzydła już nie było.
   To nie trzeba się martwić, że wrócimy z nim do posiadłości...
   Ogólnie to czekaliśmy na powrót Lucyfera z kolejnego posiedzenia. To miało zadecydować czy wojna w końcu będzie czy nie.
    Mnie osobiście ciężko było domyśleć się jak ta wojna będzie wyglądać. No bo wojny toczy się na jakimś terytorium, a czy demony bądź anioły mają jakieś własne państwo? Mi nic o tym nie wiadomo, chociaż pewnie się jeszcze pod tym względem zdziwię. Postanowiłem o to na razie nie pytać ze względu na obecność osób trzecich.
    - O czym wtedy rozmawialiście? - na myśl przyszło mi inne pytanie.
    - O tym co było i co będzie...- wszystkie shedimy mają takie wymijające odpowiedzi?
   Westchnąłem ciężko.
   I tak się dowiem prędzej czy później.
   Spojrzałem na Sebastiana. Prawdopodobnie nie będzie chciał mi powiedzieć, dlaczego stracił drugie skrzydło. Chyba nie miałem ochoty go męczyć. A raczej nie miałem ochoty oglądać jak się męczy. I tak prędzej czy później będzie musiał mi o wszystkim opowiedzieć.
   Coś miałem wrażenie, że i tak wrócimy do domu najwcześniej jutro. Nie wiem dlaczego, ale tak no...po prostu...
   No i jeszcze jest Lizzie...
   Na pewno na mnie czeka...
   To ja chyba wolę nie wracać...
   Zmierzyłem kolejny raz wzrokiem Sebastiana. Taa...moje ulubione zajęcie? Prawie...
   W sumie nigdy nie miałem okazji przyjrzeć się jego kolczykowi, który miał w pępku. Kiedyś tłumaczył mi, że demony po prostu tak robią i mają kolczyki w różnych miejscach.
   Kolczyk w sumie nie był czymś specjalnie wyszukanym. Zwykły,srebrny z pomarańczowym kryształem. Bursztyn najprawdopodobniej.
   Dwa demony skwitowały moje dłuższe wgapianie się w ozdobę parsknięciem śmiechem.
   - Przymknąć się!

   
   Wszyscy w skupieniu siedzieli w tym samym saloniku, ale atmosfera zgęstniała.
   Lucyfer wrócił. Tym razem nie towarzyszyła mu Luna. Przyszedł sam.
   Po jego minie i spuszczonej głowie można było wywnioskować, co chciał nam powiedzieć. Wyglądał na jeszcze bardziej zmęczonego niż zwykle, a białe włosy zwisały smętnie dookoła twarzy w kształcie migdału.
   Byłem już chyba psychicznie przygotowany na to, że ta wojna jednak się rozpęta i zabiorą mi Sebastiana na "jakiś czas". Choć nadal miałem nadzieję, że jednak do tego nie dojdzie.
   Zerknąłem na niego. Spoważniał. A może raczej spochmurniał. Dłonie, które do tej pory swobodnie leżały na sofie, zacisnęły się w pięści.
   Rogacjusz pozostał niewzruszony. Pewnie właśnie tego się spodziewał. Poza tym on chyba był żołnierzem z krwi i kości, ale ciężko było powiedzieć, żeby ta wiadomość go ucieszyła.
   Demon spuścił smętnie głowę, a białe włosy zsunęły mu się z czoła zasłaniając oczy.
   - Przepraszam...

   
   - Sebastianie...wszystko w porządku? - zapytałem, nie mogąc już dłużej znieść nieprzyjemnej ciszy, która nastała po odejściu dwóch pozostałych mężczyzn.
   Stał do mnie plecami i bezmyślnie gapił się przez okno na przechodzących ulicami lub płynących w gondolach ludzi. Skinął powoli głową.
   - Kłamiesz, prawda?
  Westchnął ciężko. Szczupłe ręce oparły się całkowicie na parapecie.
  Nie było wcale w porządku. Widziałem to po nim. Jak dotąd nigdy nie zachowywał się aż tak apatycznie.  
  Podszedłem bliżej i pociągnąłem go delikatnie za rękaw marynarki. Nie odwrócił się. Nie zareagował.
   - Wracajmy, proszę.
  Nie odpowiedział. Nadał wpatrywał się w okno, widziałem to w szybie, ale nie patrzył się już na to co jest niżej. Przyglądał się swojemu odbiciu.
  Zastanawiałem się, czy widzisz to samo co ja. Czarne włosy, bladą cerę i pozbawione blasku oczy.
  Byłem przekonany, że widzisz coś innego. Widzisz to,co jest wewnątrz ciebie, co tak zręcznie przed mną ukrywasz.
   - Sebastianie? Hej! - mój głos wydawał się do niego w ogóle nie docierać.
  Zdenerwowany uderzyłem go z całej siły w plecy. Małe prawdopodobieństwo, że go to zaboli, ale chociaż zauważy moją obecność.
  -  Nienawidzę jak tak robisz! Słyszysz?! Ja wiem, że słyszysz! Jeśli chcesz się ode mnie odciąć to, wystarczy to powiedzieć! Rozumiesz to?! Musisz mi mówić takie rzeczy, bo nie jestem w stanie odczytywać twoich myśli, kiedy zamykasz się w sobie!
   Nakrzyczałem na niego,a sam nie mówiłem mu wielu rzeczy. Uznałem jednak, że nie ma dłużej sensu tego ciągnąć. Byłem zirytowany tym wszystkim i tak naprawdę tylko szukałem jakiegoś powodu, żeby się wyładować.
   - Nieważne... - demon i tak nie zareagował.

  Wyszedłem na dach.Świeże powietrze pomogło mi odrobinę ochłonąć, ale nadal byłem w paskudnym nastroju.
  Pogoda nie była wietrzna, ale niebo zszarzało. Zapowiadało się na deszcz i ochłodziło się.
  Podszedłem bliżej krawędzi budynku, zerkając w dół.
  Ciekawe czy zdążyłby mnie złapać, gdybym spadł...
  Mimowolnie uśmiechnąłem się na tą myśli. Może Halfas przyjdzie mnie zepchnąć? Byłoby wtedy o wiele prościej.
  Usłyszałem za sobą kroki. Wykrakałem?
  Odwróciłem się, ale nie zobaczyłem za sobą żadnego z braci. Pośrodku dachu przystanęła białowłosa dziewczyna. Była wysoka, ale nie wyglądała na tyle dojrzale, by można było nazwać ją kobietą. Uśmiechnęła się ciepło.
    - Witaj - rozbrzmiał jej melodyjny, aczkolwiek smutny głos.
   Prosta szara suknia kołysała się lekko, podczas jej powolnego spacerku w moją stronę.
    - Ty jesteś Ciel, prawda?
   Taa...a Ciel gdzieś zgubił język w gębie i nie umiał nic elokwentnego wydukać w tej chwili.
    - Luna mi o tobie opowiadała - kontynuowała demonica.
   To była ta, o którą pytałem Sebastiana podczas przyjęcia.
    - Gdzie zgubiłeś Malfasa? - w jej głosie nie wyczułem złej intencji, choć to co powiedziała mnie zabolało.
   Spuściłem głowę zmieszany.
    - Coś się stało? - pogładziła mnie uspokajająco po włosach.
    - Masz na imię Alaemon, tak? - próbowałem zmienić temat.
    - Rzucam się w oczy? - zaśmiała się krótko, jakby wiedziała, że już zdążyłem o nią zapytać.
   Z tak anielską urodą faktycznie ciężko było jej nie dostrzec.
    - Emm...czy pani...była na naradzie?
    - Jaka tam ze mnie pani! Trzy tysiące lat zaledwie, to jeszcze nie pani! - zaniosła się krótkim śmiechem.-Niestety nie było mnie. Nie jestem tu nikim znaczącym. Lucyfer zaprosił mnie, żebym nie spędzała całego czasu samotnie. Kiedy wyjedzie, będę opiekować się Luną, więc będzie mi trochę raźniej.
   A kto zajmie się mną?
   Dobre pytanie...
   Nie mam najmniejszej ochoty zostawać samemu na dłużej. Co prawda zostaje jeszcze nieudolna gromadka służących, Lizzie i ciocia Francis, Lau, ale...
  ...żadne z nich nie dorówna Sebastianowi.... 
   
   

2 komentarze:

  1. Ciel zostanie sam T^T a już liczyłam na to, że może wrócą razem do posiadłości i nic się nie stanie. Mam złe przeczucia co do tej wojny. O to, czy coś się komuś złego nie stanie. No i jestem ciekawa aniołów. Myślałam że kobieta na koniec go zepchnie z tego dachu *przyznaje że marzyła, by Sebastian stanął w jego obronie*

    OdpowiedzUsuń
  2. No tak więc na początek, wybacz, że piszę z anonima :)
    Ale .. Jestem Twoją nową czytelniczką *-*
    Piszesz normalnie cudnie :D Uwielbiam ten parring, dlatego zaczęłam czytać to opowiadanie
    Sama piszę i bardzo rzadko coś mi się podoba, ale to akurat przypadło mi do gustu :)
    Czekam z niecierpliwością kolejnego rozdziału! ^.^

    ~~Seiko

    OdpowiedzUsuń