Jesteś taki uroczy...niewinny...bezbronny...
Mógłbym zrobić z tobą, co tylko przyszłoby mi na myśl, a ty nie zdołałbyś się mi sprzeciwić.
Jesteś tak delikatny...tak czuły...że mój dotyk cię rozpala.
Wpatrywałem się w twoją zarumienioną twarzyczkę. Przymknięte oczy, z których spłynęło kilka łez. Starłem je z twojego policzka, a ty zerknąłeś na mnie półprzytomnie dwukolorowymi tęczówkami. Nadal gładziłem twój policzek, czekając aż uspokoisz rozszalały oddech.
Spojrzałem na twe oko z pieczęcią. Było jaśniejsze niż zazwyczaj, ale miałem nadzieję, że nie odczuwasz przez to żadnego dyskomfortu.
Ostatkami sił zarzucasz mi ręce na szyję. Przytulam spokojne już ciałko.
Nadal czuję twój smak .Tak znajomy, jednak całkowicie inny.
Chowasz twarz w moją szyję. Przykrywasz się szlafrokiem,który mam na sobie. Gładzisz czarne pióra mojego skrzydła, ale ja nie wiem, dlaczego to robisz. Nadal wyglądasz na otumanionego.
- Wszystko w porządku? - pytam zmartwiony.
Kiwasz głową, ale ja nie jestem przekonany.
Nie wyczuwałem żadnych nieprawidłowości w obrębie twojego ciała. Byłem pewien, że nie sprawiłem ci bólu. Twoja twarz nie wyrażała odrazy. Więc co?
Przeczesując swoimi palcami ciemne lotki, gładzisz mnie po karku, do którego ledwo sięgasz.
- Sprawię, że kiedyś znów polecisz... - szepczesz cicho zachrypniętym głosikiem.
Jesteś słodki, ale to niemożliwe.
Nie mam odwagi ci tego powiedzieć. Tak bardzo chciałem, byś się mną nie przejmował. Prawdopodobnie zasłużyłem na to wszystko...
Pomagam ci podnieść się do siadu, a ty opierasz się bardziej o mój tors. Siadając okrakiem na udach, patrząc mi w oczy już całkowicie przytomnie, prosisz...
- Sebastianie, napij się mojej krwi.
Waham się nad odpowiedzią. Nie chcę tego robić. Nie chcę sprawiać ci bólu. Nawet jeśli to ma oznaczać moją nieświadomość.
Głaszczę cię po głowię, udając, że w ogóle tego nie słyszałem.
-Sebastianie, proszę...
Zaciskam zęby. Nie używaj rozkazu. Proszę nie teraz. W każdej chwili, ale nie teraz.
- Chcę być przydatny... - ciągniesz dalej.
Długą chwilę zastanawiałem się nad odpowiedzią, ale nie mogłem wymyślić żadnego stosownego argumentu.
- Nie chcę, byś cierpiał z mojego powodu.
Wsłuchiwałem się w jego słowa.
Nie mogłem znieść swojej bezradności w całej tej sytuacji. Nie potrafiłem inaczej pomóc, a chciałem z całych sił. Chciałbym, żeby Sebastian był tak potężny jak kiedyś, a na razie mam wrażenie, że tylko mu w tym przeszkadzam.
Muskam palcami jego tors. Rana na nim zdążyła się już wygoić, nie pozostawiając po sobie żadnych śladów.
- Proszę...- szepczę dalej, nie patrząc mu w twarz.
Czuję kły, które naglę znalazły się na mojej szyi i drżę. Z pomiędzy zaciśniętych powiek wymyka się jedna słona kropla, na wspomnienie o bólu towarzyszącemu zagłębianiu się zębów w ciało.
Odsuwasz się ode mnie.Klnę na siebie w duchu.
- Chcę już wrócić do domu - zmieniam temat zrezygnowany.
- Ja też.
- Długo tu jeszcze będziemy?
- Obiecuję, że nie - delikatnie pocałował mnie w czoło.
Pewna myśl przemknęła mi przez głowę.
- Sebastianie, czy ty masz dom? Swój dom?
Demon waha się nad odpowiedzią.
- Ciężko go nazwać "moim" - uśmiecha się, starając ukryć zakłopotanie.
- Nie mógłbyś tam poszukać swoich wspomnień? - nie wiedziałem jak to sformułować i to zdanie zabrzmiało lekko idiotycznie.
- Nie wiem czy mogę...
- Dlaczego nie?
Brunet wzdycha ciężko. Chyba poruszyłem nie tę strunę, co chciałem...
- Naberius jest na mnie wściekły...Wątpię, żeby się zgodził...
- Oh...
Naberius był jednym z braci Sebastiana. Nadal nie rozumiałem, na czym polegało pokrewieństwo wśród demonów, bo skoro się nie narodziły, to nie mogły mieć więzów krwi...
Więc on musi być właścicielem domu ,w którym brunet mieszkał. Ciekawi mnie jak wyglądał.
- Nie pamiętasz nic związanego z własnym kątem?
- Pamiętam. Jednak to nie jest nic szczególnego. Nic co jakkolwiek wpłynęłoby na mnie. Tak mi się przynajmniej wydaję - coś mam wrażenie, że ci się źle wydaje.
- Wiesz co, Sebastianie? Chyba będziemy musieli uporządkować, to co pamiętasz. Wtedy będzie prościej szukać tego, czego nie pamiętasz.
- Wolałbym tego nie wyciągać na wierzch.
Spojrzałem na niego karcąco, na co westchnął ponownie. Nie dam sobie w kulki lecieć.
- Możemy zacząć jak już wrócimy do Anglii?
Skinąłem głową.
Coś czułem, że będzie się przed tym wykręcał, ale mówi się trudno. Jakoś się go przymusi. Zawsze pozostaje mi "rozsądek" i "perswazja"...
Naraz zaburczało mi w brzuchu. I to bynajmniej nie cicho.
Demon zaśmiał się na to.
- No co? Masz coś do powiedzenia?
- Ależ skąd .- uśmiechnął się przebiegle. - Zawołałbym Rogacjusza, żeby nam coś przygotował, ale nie wypada chyba pokazywać się w takim stanie, prawda?
- To mnie ubierz i problem będzie z głowy! - właściwie to w tej chwili bardzo zapragnąłem być ubrany.
- Chyba nie mam siły... - mężczyzna teatralnie przewrócił oczami.
- Sebastianie, nie denerwuj mnie! - warknąłem.
Demon ubrał mnie opieszale i niechętnie. Później ubrał też sam siebie, jednakowoż skrzydło, które cały czas wlokło się za nim po podłodze, jeśli nie miał ochoty go nieść, uniemożliwiło mu założenie koszuli.
- Chcę naleśniki.
- Ale to nie zdrowe na obiad.
- Ale ja chcę!
Też czasem mogę być kapryśny, co nie?
-------------------------------------------------------------------------------------------------------Wow! O.o
Już 4000 wyświetleń!
Dzięki :3 Jesteście kochani <3
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz