Krótka zapowiedź nadchodzących zmian!
Nie przedłużając, niedługo do obiegu wejdzie blog. Tak, kolejny. Wiem jestem pod tym względem nieznośny. Nie przemyślałem czegoś na początku i teraz robię zamieszanie. Chciałbym jednak, żeby zawierał on moją całą "tfurczoźć" w jednym miejscu. Więc byłyby tam Fragmenty, Nauczyciel, Spektrum i opowiadania pisane od września. Myślę, że nie jest to zły pomysł, a mi prościej będzie monitorować swoje postępy w pisaniu. Pierwsze dwa blogi nadal będą działać i pojawiać się na nich będą nowe rozdziały. Zdaję sobie sprawę z tego, że o wiele łatwiej jest natrafić na Fragmenty niż na wszystko, co powstało później, dlatego też tak a nie inaczej. To chyba wszystko. Jakby koncepcja się zmieniła, to dam znać. Czy ktoś ma coś przeciw?

sobota, 30 maja 2015

Fragmenty duszy XLIII

  Przeżuwając głośno naleśnika z nadzieniem, zastanawiałem się czy powinienem przemyśleć to, co stało się kilka chwil temu. Tylko czy to wymagało jakiejś dogłębniejszej analizy?
  Przecież w sumie to tego chciałem, prawda...?
  No i nikt na tym nie ucierpiał. Brak jakichkolwiek wyrzutów sumienia...
  - Ciel,coś się stało? - głos Sebastiana wyrwał mnie z rozmyślań.
  - Nie, wszystko w porządku! - wybełkotałem jeszcze z ciastem w ustach.
 Rogacjusz zrobił nam naleśniki z bananami i czekoladą. Pewnie po tej wycieczce do Wenecji przytyję dwa kilko, ale mówi się trudno.
   Siedzieliśmy wszyscy w trójkę przy stoliku przed kominkiem. Podobnie jak mój mężczyzna, szaroskóry demon popijał w ciszy kawę, zerkając od czasu do czasu na opadające na podłogę skrzydło Sebastiana.
   - Boli cię? - zapytał niepewnie.
   - Niespecjalnie.
   - To...dlaczego go nie schowasz?
  Zapadła bardzo wymowna cisza, która przerwałem swoim wymownym parsknięciem.
  Wiem jestem podłą istotą...
   - Aaaa... - demon zrozumiał po chwili. - Pomóc...?
   Byłem zbyt zajęty zajadaniem naleśnika, by zauważyć minę Sebastiana w tej chwili, ale w każdym razie Rogacjusz wstał i jakimś cudem skrzydła już nie było.
   To nie trzeba się martwić, że wrócimy z nim do posiadłości...
   Ogólnie to czekaliśmy na powrót Lucyfera z kolejnego posiedzenia. To miało zadecydować czy wojna w końcu będzie czy nie.
    Mnie osobiście ciężko było domyśleć się jak ta wojna będzie wyglądać. No bo wojny toczy się na jakimś terytorium, a czy demony bądź anioły mają jakieś własne państwo? Mi nic o tym nie wiadomo, chociaż pewnie się jeszcze pod tym względem zdziwię. Postanowiłem o to na razie nie pytać ze względu na obecność osób trzecich.
    - O czym wtedy rozmawialiście? - na myśl przyszło mi inne pytanie.
    - O tym co było i co będzie...- wszystkie shedimy mają takie wymijające odpowiedzi?
   Westchnąłem ciężko.
   I tak się dowiem prędzej czy później.
   Spojrzałem na Sebastiana. Prawdopodobnie nie będzie chciał mi powiedzieć, dlaczego stracił drugie skrzydło. Chyba nie miałem ochoty go męczyć. A raczej nie miałem ochoty oglądać jak się męczy. I tak prędzej czy później będzie musiał mi o wszystkim opowiedzieć.
   Coś miałem wrażenie, że i tak wrócimy do domu najwcześniej jutro. Nie wiem dlaczego, ale tak no...po prostu...
   No i jeszcze jest Lizzie...
   Na pewno na mnie czeka...
   To ja chyba wolę nie wracać...
   Zmierzyłem kolejny raz wzrokiem Sebastiana. Taa...moje ulubione zajęcie? Prawie...
   W sumie nigdy nie miałem okazji przyjrzeć się jego kolczykowi, który miał w pępku. Kiedyś tłumaczył mi, że demony po prostu tak robią i mają kolczyki w różnych miejscach.
   Kolczyk w sumie nie był czymś specjalnie wyszukanym. Zwykły,srebrny z pomarańczowym kryształem. Bursztyn najprawdopodobniej.
   Dwa demony skwitowały moje dłuższe wgapianie się w ozdobę parsknięciem śmiechem.
   - Przymknąć się!

   
   Wszyscy w skupieniu siedzieli w tym samym saloniku, ale atmosfera zgęstniała.
   Lucyfer wrócił. Tym razem nie towarzyszyła mu Luna. Przyszedł sam.
   Po jego minie i spuszczonej głowie można było wywnioskować, co chciał nam powiedzieć. Wyglądał na jeszcze bardziej zmęczonego niż zwykle, a białe włosy zwisały smętnie dookoła twarzy w kształcie migdału.
   Byłem już chyba psychicznie przygotowany na to, że ta wojna jednak się rozpęta i zabiorą mi Sebastiana na "jakiś czas". Choć nadal miałem nadzieję, że jednak do tego nie dojdzie.
   Zerknąłem na niego. Spoważniał. A może raczej spochmurniał. Dłonie, które do tej pory swobodnie leżały na sofie, zacisnęły się w pięści.
   Rogacjusz pozostał niewzruszony. Pewnie właśnie tego się spodziewał. Poza tym on chyba był żołnierzem z krwi i kości, ale ciężko było powiedzieć, żeby ta wiadomość go ucieszyła.
   Demon spuścił smętnie głowę, a białe włosy zsunęły mu się z czoła zasłaniając oczy.
   - Przepraszam...

   
   - Sebastianie...wszystko w porządku? - zapytałem, nie mogąc już dłużej znieść nieprzyjemnej ciszy, która nastała po odejściu dwóch pozostałych mężczyzn.
   Stał do mnie plecami i bezmyślnie gapił się przez okno na przechodzących ulicami lub płynących w gondolach ludzi. Skinął powoli głową.
   - Kłamiesz, prawda?
  Westchnął ciężko. Szczupłe ręce oparły się całkowicie na parapecie.
  Nie było wcale w porządku. Widziałem to po nim. Jak dotąd nigdy nie zachowywał się aż tak apatycznie.  
  Podszedłem bliżej i pociągnąłem go delikatnie za rękaw marynarki. Nie odwrócił się. Nie zareagował.
   - Wracajmy, proszę.
  Nie odpowiedział. Nadał wpatrywał się w okno, widziałem to w szybie, ale nie patrzył się już na to co jest niżej. Przyglądał się swojemu odbiciu.
  Zastanawiałem się, czy widzisz to samo co ja. Czarne włosy, bladą cerę i pozbawione blasku oczy.
  Byłem przekonany, że widzisz coś innego. Widzisz to,co jest wewnątrz ciebie, co tak zręcznie przed mną ukrywasz.
   - Sebastianie? Hej! - mój głos wydawał się do niego w ogóle nie docierać.
  Zdenerwowany uderzyłem go z całej siły w plecy. Małe prawdopodobieństwo, że go to zaboli, ale chociaż zauważy moją obecność.
  -  Nienawidzę jak tak robisz! Słyszysz?! Ja wiem, że słyszysz! Jeśli chcesz się ode mnie odciąć to, wystarczy to powiedzieć! Rozumiesz to?! Musisz mi mówić takie rzeczy, bo nie jestem w stanie odczytywać twoich myśli, kiedy zamykasz się w sobie!
   Nakrzyczałem na niego,a sam nie mówiłem mu wielu rzeczy. Uznałem jednak, że nie ma dłużej sensu tego ciągnąć. Byłem zirytowany tym wszystkim i tak naprawdę tylko szukałem jakiegoś powodu, żeby się wyładować.
   - Nieważne... - demon i tak nie zareagował.

  Wyszedłem na dach.Świeże powietrze pomogło mi odrobinę ochłonąć, ale nadal byłem w paskudnym nastroju.
  Pogoda nie była wietrzna, ale niebo zszarzało. Zapowiadało się na deszcz i ochłodziło się.
  Podszedłem bliżej krawędzi budynku, zerkając w dół.
  Ciekawe czy zdążyłby mnie złapać, gdybym spadł...
  Mimowolnie uśmiechnąłem się na tą myśli. Może Halfas przyjdzie mnie zepchnąć? Byłoby wtedy o wiele prościej.
  Usłyszałem za sobą kroki. Wykrakałem?
  Odwróciłem się, ale nie zobaczyłem za sobą żadnego z braci. Pośrodku dachu przystanęła białowłosa dziewczyna. Była wysoka, ale nie wyglądała na tyle dojrzale, by można było nazwać ją kobietą. Uśmiechnęła się ciepło.
    - Witaj - rozbrzmiał jej melodyjny, aczkolwiek smutny głos.
   Prosta szara suknia kołysała się lekko, podczas jej powolnego spacerku w moją stronę.
    - Ty jesteś Ciel, prawda?
   Taa...a Ciel gdzieś zgubił język w gębie i nie umiał nic elokwentnego wydukać w tej chwili.
    - Luna mi o tobie opowiadała - kontynuowała demonica.
   To była ta, o którą pytałem Sebastiana podczas przyjęcia.
    - Gdzie zgubiłeś Malfasa? - w jej głosie nie wyczułem złej intencji, choć to co powiedziała mnie zabolało.
   Spuściłem głowę zmieszany.
    - Coś się stało? - pogładziła mnie uspokajająco po włosach.
    - Masz na imię Alaemon, tak? - próbowałem zmienić temat.
    - Rzucam się w oczy? - zaśmiała się krótko, jakby wiedziała, że już zdążyłem o nią zapytać.
   Z tak anielską urodą faktycznie ciężko było jej nie dostrzec.
    - Emm...czy pani...była na naradzie?
    - Jaka tam ze mnie pani! Trzy tysiące lat zaledwie, to jeszcze nie pani! - zaniosła się krótkim śmiechem.-Niestety nie było mnie. Nie jestem tu nikim znaczącym. Lucyfer zaprosił mnie, żebym nie spędzała całego czasu samotnie. Kiedy wyjedzie, będę opiekować się Luną, więc będzie mi trochę raźniej.
   A kto zajmie się mną?
   Dobre pytanie...
   Nie mam najmniejszej ochoty zostawać samemu na dłużej. Co prawda zostaje jeszcze nieudolna gromadka służących, Lizzie i ciocia Francis, Lau, ale...
  ...żadne z nich nie dorówna Sebastianowi.... 
   
   

wtorek, 26 maja 2015

Nauczyciel X

  Nienawidzę zimy!
  Pod absolutnie każdym względem.
  Zwłaszcza marznięcia...

  Po wypiciu ciepłej herbatki,zabrałem się do szperania w internecie.Mam takie szczęście,że ciocia nigdy nie wpadła na jakże genialny pomysł założenia blokady rodzicielskiej.
  W internecie można było znaleźć praktycznie wszystko,więc cechy,po których można rozpoznać geja,na pewno też się znajdą.
  Tak...
  Sam jestem homoseksualistą,a muszę szukać takich pierdół...
  Ale ja to się chyba nie rzucam w oczy,co nie?

   Po dwóch godzinach skapitulowałem.
   Nie znalazłem w sumie nic pewnego.Owszem niektóre sposoby były całkiem przydatne,ale trzeba było domniemanego podejrzanego znać znacznie dłużej.No i przebywać z nim więcej czasu...
  Ogólnie to jestem pewny,że jeden punkt pasuje.Leworęczność...
  Profesor Sebastian jest leworęczny.Wszyscy się gapią,bo tego nie da się inaczej nazwać,jak pisze coś na tablicy i dziwią się,że tak ładnie mu wychodzi.
   Co do pozostałych sposobów,to tak...
   Nie mam pojęcia czy miał bądź ma zestresowaną matkę.Ani czy ma wielu starszych braci.Ani jak przechodził dojrzewanie...
   Nie wspominając już o pierdołach typu gęstość linii papilarnych czy skręt włosów na głowie...
   Specjalnie kobieco też się nie zachowywał...
   Załamka.
   Jeśli jest gejem (szanse na to drastycznie spadły),to wyjątkowo dobrze się z tym kryje.

   Zrezygnowany zabrałem się do przygotowywania się do pracy klasowej z matematyki.Nie żebym jakoś szczególnie tego potrzebował,ale miałem przeklętą tendencję do robienia głupich błędów...
  Wiecie jak to jest odwalić głupiego baboka na sprawdzianie w stylu:2+2=5 ?
   Ja wiem....

   Kapituluję również z tym!
   Nie mogę przestać o NIM myśleć!
   I nie!Nie przesadzam!
   Przecież on nie może być nie do przejrzenia!
   Zerknąłem na portret swojego nauczyciela,który powiesiłem przed chwilą na ścianie.Byłby przypał,jakby ktoś zobaczył,ale nikt raczej do mnie nie przychodzi,więc nie ma problemu.
   Żałowałem,że odrobiłem wszystkie zadania wczoraj.Nie miałem teraz nic do roboty.Nic specjalnego,co pozwoliłoby mi oderwać się od "tych" myśli.
   Może powinienem z tym iść do specjalisty...
   Nie,nie,nie.To zły pomysł...
   Zacząłem wiercić się nerwowo na krześle i...
   ...przywaliłem łokciem w biurko...
   Uwielbiam moją pierdołowatość...siniak będzie jak nic...
   Sparzę sobie meliskę,bo jak tak dalej pójdzie,to trafie do czubków.
   Już miałem wstawać,żeby poszukać ziółek w kuchni,kiedy usłyszałem dźwięk rzucanych do gry kości...
   SMS...
   Eeee...pewnie ciocia Ann...nic ważnego...przeczytam jak wrócę...
   Ciel,kogo ty próbujesz oszukać? (znów gadam do siebie...szlag...)
   Zręcznie chwyciłem telefon pomiędzy chude palce.Na ekranie wyświetliło "Sebastian".
   Jakby to była wiadomość z sieci,to chyba bym padł.
   "Co robisz?"
   Emmm...emmm....nic?
   "Uczę się ^ ^"? "
   "Startujesz w tym roku w turnieju szachowym?"
    Oh...faktycznie zwykle w tym okresie był turniej szachowy.Zupełnie mi to wypadło z głowy.Kiedyś grywałem w szachy prawie codziennie,ale teraz jakoś nie ma czasu.Zapuściłem się i raczej nie mam szans na zgarnięcie tytułu  mistrza...
   A pomyśleć,że w podstawówce na tylu zawodach byłem...
   "Raczej nie" odpisałem.
   "Dlaczego?"
   "Nie miałem z kim ćwiczyć i się zapuściłem"
   "Nie możesz poćwiczyć ze mną?"
    ...
    Teraz to ja się boję.
    Bo wyszło na to,że to jemu teraz zależy na mojej obecności...
    Wiecie,zły dotyk i te sprawy...*wymowny kaszel* nie żebym miał coś przeciwko *wymowny kaszel*
    "Chyba nie będę mógł przekonać cioci,żeby mnie jutro puściła"
    To była oczywiście ściema,ale chciałem zobaczyć jak zareaguje.
     "Rozumiem"
    Czuje się rozczarowany.
     "To może przez internet?Dopóki nie uda mi się przekonać cioci"
     "Może być.Na jakiej stronie?"
     Przypomniałem sobie pierwszy lepszy adres,na którym czasem grywałem.
      "Zaraz będę"
  
     Coś miałem wrażenie,że to nie będzie najłatwiejsza partia w moim życiu...
   
  

niedziela, 24 maja 2015

Jakby ktoś się zastanawiał,dlaczego dzisiaj nie będzie notki,to to jest jeden z powodów.

piątek, 22 maja 2015

Fragmenty duszy XLII

  Jesteś taki uroczy...niewinny...bezbronny...
  Mógłbym zrobić z tobą, co tylko przyszłoby mi na myśl, a ty nie zdołałbyś się mi sprzeciwić.
  Jesteś tak delikatny...tak czuły...że mój dotyk cię rozpala.
  Wpatrywałem się w twoją zarumienioną twarzyczkę. Przymknięte oczy, z których spłynęło kilka łez. Starłem je z twojego policzka, a ty zerknąłeś na mnie półprzytomnie dwukolorowymi tęczówkami. Nadal gładziłem twój policzek, czekając aż uspokoisz rozszalały oddech.
  Spojrzałem na twe oko z pieczęcią. Było jaśniejsze niż zazwyczaj, ale miałem nadzieję, że nie odczuwasz przez to żadnego dyskomfortu.
  Ostatkami sił zarzucasz mi ręce na szyję. Przytulam spokojne już ciałko.
  Nadal czuję twój smak .Tak znajomy, jednak całkowicie inny.
  Chowasz twarz w moją szyję. Przykrywasz się szlafrokiem,który mam na sobie. Gładzisz czarne pióra mojego skrzydła, ale ja nie wiem, dlaczego to robisz. Nadal wyglądasz na otumanionego.
   - Wszystko w porządku? - pytam zmartwiony.
  Kiwasz głową, ale ja nie jestem przekonany.
  Nie wyczuwałem żadnych nieprawidłowości w obrębie twojego ciała. Byłem pewien, że nie sprawiłem ci bólu. Twoja twarz nie wyrażała odrazy. Więc co?
  Przeczesując swoimi palcami ciemne lotki, gładzisz mnie po karku, do którego ledwo sięgasz.
  - Sprawię, że kiedyś znów polecisz... - szepczesz cicho zachrypniętym głosikiem.
  Jesteś słodki, ale to niemożliwe.
  Nie mam odwagi ci tego powiedzieć. Tak bardzo chciałem, byś się mną nie przejmował. Prawdopodobnie zasłużyłem na to wszystko...
   Pomagam ci podnieść się do siadu, a ty opierasz się bardziej o mój tors. Siadając okrakiem na udach, patrząc mi w oczy już całkowicie przytomnie, prosisz...
    - Sebastianie, napij się mojej krwi.
   Waham się nad odpowiedzią. Nie chcę tego robić. Nie chcę sprawiać ci bólu. Nawet jeśli to ma oznaczać moją nieświadomość.
   Głaszczę cię po głowię, udając, że w ogóle tego nie słyszałem.
    -Sebastianie, proszę...
   Zaciskam zęby. Nie używaj rozkazu. Proszę nie teraz. W każdej chwili, ale nie teraz.
   - Chcę być przydatny... - ciągniesz dalej.
   Długą chwilę zastanawiałem się nad odpowiedzią, ale nie mogłem wymyślić żadnego stosownego argumentu.
   - Nie chcę, byś cierpiał z mojego powodu.

   Wsłuchiwałem się w jego słowa.
    Nie mogłem znieść swojej bezradności w całej tej sytuacji. Nie potrafiłem inaczej pomóc, a chciałem z całych sił. Chciałbym, żeby Sebastian był tak potężny jak kiedyś, a na razie mam wrażenie, że tylko mu w tym przeszkadzam.
   Muskam palcami jego tors. Rana na nim zdążyła się już wygoić, nie pozostawiając po sobie żadnych śladów.
   - Proszę...- szepczę dalej, nie patrząc mu w twarz.
   Czuję kły, które naglę znalazły się na mojej szyi i drżę. Z pomiędzy zaciśniętych powiek wymyka się jedna słona kropla, na wspomnienie o bólu towarzyszącemu zagłębianiu się zębów w ciało.
   Odsuwasz się ode mnie.Klnę na siebie w duchu.
    - Chcę już wrócić do domu - zmieniam temat zrezygnowany.
    - Ja też.
    - Długo tu jeszcze będziemy?
    - Obiecuję, że nie - delikatnie pocałował mnie w czoło.
   Pewna myśl przemknęła mi przez głowę.
    - Sebastianie, czy ty masz dom? Swój dom?
   Demon waha się nad odpowiedzią.
    - Ciężko go nazwać "moim" - uśmiecha się, starając ukryć zakłopotanie.
    - Nie mógłbyś tam poszukać swoich wspomnień? - nie wiedziałem jak to sformułować i to zdanie zabrzmiało lekko idiotycznie.
    - Nie wiem czy mogę...
    - Dlaczego nie?
    Brunet wzdycha ciężko. Chyba poruszyłem nie tę strunę, co chciałem...
    - Naberius jest na mnie wściekły...Wątpię, żeby się zgodził...
    - Oh...
    Naberius był jednym z braci Sebastiana. Nadal nie rozumiałem, na czym polegało pokrewieństwo wśród demonów, bo skoro się nie narodziły, to nie mogły mieć więzów krwi... 
    Więc on musi być właścicielem domu ,w którym brunet mieszkał. Ciekawi mnie jak wyglądał.
    - Nie pamiętasz nic związanego z własnym kątem?
    - Pamiętam. Jednak to nie jest nic szczególnego. Nic co jakkolwiek wpłynęłoby na mnie. Tak mi się przynajmniej wydaję - coś mam wrażenie, że ci się źle wydaje.
    - Wiesz co, Sebastianie? Chyba będziemy musieli uporządkować, to co pamiętasz. Wtedy będzie prościej szukać tego, czego nie pamiętasz.
    - Wolałbym tego nie wyciągać na wierzch.
   Spojrzałem na niego karcąco, na co westchnął ponownie. Nie dam sobie w kulki lecieć.
    - Możemy zacząć jak już wrócimy do Anglii?
   Skinąłem głową.
   Coś czułem, że będzie się przed tym wykręcał, ale mówi się trudno. Jakoś się go przymusi. Zawsze pozostaje mi "rozsądek" i "perswazja"...
   Naraz zaburczało mi w brzuchu. I to bynajmniej nie cicho.
   Demon zaśmiał się na to.
    - No co? Masz coś do powiedzenia?
    - Ależ skąd .- uśmiechnął się przebiegle. - Zawołałbym Rogacjusza, żeby nam coś przygotował, ale nie wypada chyba pokazywać się w takim stanie, prawda?
    - To mnie ubierz i problem będzie z głowy! - właściwie to w tej chwili bardzo zapragnąłem być ubrany.
    - Chyba nie mam siły... - mężczyzna teatralnie przewrócił oczami.
    - Sebastianie, nie denerwuj mnie! - warknąłem.
   Demon ubrał mnie opieszale i niechętnie. Później ubrał też sam siebie, jednakowoż skrzydło, które cały czas wlokło się za nim po podłodze, jeśli nie miał ochoty go nieść, uniemożliwiło mu założenie koszuli.
   - Chcę naleśniki.
   - Ale to nie zdrowe na obiad.
   - Ale ja chcę!
  Też czasem mogę być kapryśny, co nie?
-------------------------------------------------------------------------------------------------------
Wow! O.o
Już 4000 wyświetleń!
Dzięki :3 Jesteście kochani <3 

wtorek, 19 maja 2015

Nauczyciel IX

 Cudem udało mi się nie upuścić kubka z herbatą na podłogę.
 Nogi za to odmówiły posłuszeństwa i zmieniły się w watę.Grunt,że chociaż trzymałem się na nich,bo jakbym zaniemógł od zwykłego,nic nieznaczącego muśnięcia dłonią,to byłby wstyd jak nigdy.
 Ciepło uderzyło w moje policzki.Najbardziej znienawidzona reakcja mojego ciała:mode on.
 Te cholerne wypieki ślepy by zauważył,tak odznaczały się na tle bladej skóry.Wbiłem wzrok w podłogę,mając nadzieję,że mój nauczyciel ich nie dostrzeże.
  Profesor Sebastian nadal stał przede mną w tym samym miejscu,z którego podawał mi herbatę,i patrzył na moje,nie ukrywam,podejrzane zachowanie.
  -Coś się stało?-usłyszałem głęboki głos tuż nad moją głową.
  -Ależ skąd!-zabrzmiało to tak nienaturalnie i jeszcze tak załamał mi się głos,że chyba tylko głuchoniemy z autyzmem nie zauważyłby kłamstwa.
   Podniosłem wzrok niepewnie,kiedy poczułem,że policzki trochę mi zbladły.Mężczyzna zmarszczył brwi podejrzliwie.Uśmiechnąłem się,zapewne mało wiarygodnie,bo nie byłem zbyt dobrym aktorem,żeby ukryć swoje zdenerwowanie.I jego prawdziwy powód...
   -Źle się czujesz?-zapytał.
  Machnąłem głową w zaprzeczeniu.
  Dłoń bruneta dotknęła mojego czoła.Przeszedł mnie taki dreszcz,że w jednej chwili się wyprostowałem i zesztywniałem.Na jego twarzy było widać lekkie zmartwienie.
  -Nie masz gorączki.
  Zaśmiałem się nerwowo,próbując wymyślić sposób na odwrócenie uwagi mężczyzny.Zawsze to jakiś sposób na kupienie sobie czasu.
  Rozejrzałem się po pomieszczeniu,szukając jakiegoś punktu zaczepienia.
  -Patrzy pan,już dwunasta!-geniuszem się nie popisałem,ale katecheta wziął swoją rękę z mojego czoła,kiedy obrócił się,by spojrzeć na zegarek.Ulżyło mi,ale powstrzymałem się przed głośnym okazaniem tego.
   -Tabletki...-nauczyciel strzelił sobie przysłowiowego już "facepalma"
  Korzystając z okazji,zacząłem się wycofywać powoli.Zerknąłem jeszcze szybko na opakowania stojące na kredensie,ale nie mogłem przeczytać,co jest na nich napisane.Nie miałem pomysłu,na jaką przypadłość brunet może brać tabletki.Nie znałem go (niestety) za dobrze,więc nie było sensu zgadywać.
  Dolegliwości zdrowotne były jedną z tych rzeczy,o które ja wolałem nie pytać.Często dotyczyły bardzo prywatnej sfery życia i wypytywanie o nie było według mnie trochę chamskie.
  Czmychnąłem z powrotem do salonu i usiadłem na kanapie.Kubek odłożyłem na ławę,bo tak trzęsły mi się kończyny,że najpewniej spadłby mi.
  Rozsiadłem się trochę swobodniej i próbowałem się ogarnąć.
  To nie do końca mądre przebywać w domu mężczyzny,który tak chorobliwie mnie pociąga.To idiotyczny pisać z nim SMS.Ale akurat zadanie domowe,to był pomysł idealny.Tylko musiałem powoli się zbierać,a szczerze wcale nie chciałem.
  Dopiję herbatkę i pójdę do domu.Będę pił bardzo,bardzo wolno...
  Dobra ja siebie nie ogarnę...

  -Odprowadzę cię-zaproponował mężczyzna.
  -Nie!-palnąłem bez zastanowienia.-Znaczy...no...nie trzeba...Jak ktoś zauważy to będą problemy...
  -Oh...no tak...racja...-profesor Sebastian przeczesał nerwowo włosy.
  Spędziłem z nim niecałe trzy godziny,a już zauważyłem jak mało emocji okazuje.W szkole nigdy tego nie robił,ale nie przypuszczałem,że poza nią też się tak zachowuje.Chociaż może to dlatego,że ja nadal jestem dla niego tylko uczniem?Ehh...nie bawię się z taką różnicą wieku.
  Byłem już gotowy do wyjścia(czyt.należycie ciepło ubrany),ale jakoś nie mogłem zebrać się na to,żeby wyjść za drzwi.
   -Jeszcze raz dziękuję...-zacząłem niepewnie,zawsze byłem słaby w kontaktach międzyludzkich,ale w takich momentach byłem już totalną kaleką!-...Mogę jeszcze kiedyś przyjść?..-zrobiłem się czerwony po same uszy.-Jeśli będę mieć jakiś problem oczywiście.-dodałem szybko.
  -Myślę,że nie powinno być z tym problemu.
  Upewniłem się jeszcze raz czy wszystko mam w torbie i ponownie spojrzałem na katechetę opierającego się o ścianę.
  Wyglądał znacznie mniej poważnie niż w pracy.Luźna,za duża bluzka,to nie to samo co elegancka koszula.Wytartych jeansów też nie można pomylić z markowymi spodniami.I te śmieszne kosmyki włosów,które nigdy nie chciały się podporządkować i sterczały na wszystkie możliwe strony.
  Teraz wyglądał zdecydowanie młodziej,jakby się tak zastanowić.To może wcale nie jest,tak dużo starszy ode mnie...?
   -To...do widzenia...
   Odwróciłem się w stronę drzwi i złapałem za klamkę.Poczułem ciężar na ramieniu przez grubą kurtkę.Zerknąłem za siebie.
  Nauczyciel zabrał dłoń z mojego ramienia i jakby trochę się speszył.
  -Nieważne...do zobaczenia.
   
  Idąc tak w stronę domu zastanawiałem się nad jednym znaczącym faktem.
  Nawet jeśli nie jest żonaty...
  Nawet jeśli jakimś cudem  jest samotny...
  Nawet jeśli różnica wieku pomiędzy nami nie jest tak masakryczna...
  ...to czy on jest w ogóle gejem?
 

niedziela, 17 maja 2015

Fragmenty duszy XLI

 Ta notka jest 18+,więc jeśli ktoś nie przepada za czytaniem takich rzeczy,to ten post może sobie pominąć
  ^ ^
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------
 Wpatrywaliśmy się przez chwilę w swoje oczy. Mógłbym przysiąc, że jego tęczówki zabłysły przez chwilę szkarłatem. Pewnie przestraszyłoby mnie to odrobinę, gdybym nie był tak zamroczony i miał ochotę się nad tym zastanawiać.
  Ale w tej chwili to się nie liczyło...
  Usta demona ponownie zaczęły błądzić po mojej szyi, zostawiając na niej czerwone ślady. Uwielbiałem, kiedy jego kły muskają moje ciało. Nie potrafiłem wyjaśnić, dlaczego tak się dzieje. Nie potrzeba mi było nawet tego wiedzieć. Wystarczyło mi delektowanie się tym uczuciem.
  Zaczynało mi się robić ciepło. Zdecydowanie za ciepło. Przez kręgosłup przechodziły dreszcze ekscytacji.
  Sebastian zaczął powoli odpinać guziki mojej koszuli. Jeden po drugim podporządkowywały się wprawnym ruchom palców mężczyzny.
  Westchnąłem, gdy ciepła dłoń demona zaczęła gładzić mnie po brzuchu. Nie mogłem spojrzeć, ale byłem wręcz pewien, że skóra w miejscach, których dotykał brunet, zaczynała przybierać rumieni. Jego ręce wręcz paliły. Miałem wrażenie, że każdy ich ruch odczuwam dużo razy mocniej niż zwykle.
  Odchyliłem głowę bardziej do tyłu i przymknąłem oczy.
  Zęby demona zaczęły na powrót podgryzać moją szyję, zaraz potem również ramiona, lecz robiły to na tyle delikatnie, by nie pokaleczyć rozpalonej skóry.
  Pocałunki bruneta schodziły coraz niżej, a jego włosy łaskotały delikatnie moje odsłonięte obojczyki.
  Położyłem dłonie na barkach Sebastiana. Nie wiedziałem dokładnie do czego zmierza to wszystko, ale na pewno nie zdołałbym wyartykułować sprzeciwu pomiędzy westchnieniami i cichymi jękami wydostającymi się nieprzerwanie z pomiędzy moich ust. Było to po porostu pewien środek zabezpieczający, choć wątpiłem, żeby moje wątłe ręce zdołały powstrzymać demona.
  Jęknąłem o wiele głośniej niż bym tego chciał, gdy gorący i wilgotny język zaczął pieścić jeden z różowych punktów znajdujących się na mojej klatce piersiowej. Jedna z jego dłoni zajęła się drugim sutkiem, a druga zaciskała się na boku, tym bardziej potęgując uczucie palącego żaru.
  Czułem jakbym miał zaraz oszaleć. Z jeden strony chciałem, by to nigdy się nie skończyło, a z drugiej chciałem przerwać to w tej chwili. Nie lubiłem, gdy traciłem kontrole nad reakcjami własnego ciała, a na razie nie zapowiadało się, bym miał ją prędko odzyskać.
  Sebastian zerknął na moją zarumienioną twarz, nie przerywając przy tym pieszczot.
  Zwinne palce demona zsunęły się niżej i zaczęły odchylać materiał moich spodni. Robiły to niemiłosiernie wolno, jeszcze bardziej mnie tym pobudzając.
  Jakby jeszcze bardziej się dało...
  Brunet zostawił w spokoju stuki i zaczął zostawiać mokre ślady na moim brzuchu. Coraz niżej i niżej.
  Nienaturalnie wysoki jęk wydarł się z mojego gardła, kiedy jego dłoń musnęła przez materiał spodni moje krocze. Miałem nadzieję, że mimo tego, że dźwięk, który przed wydałem chwilą był dość głośny, nikt kto nie powinien go usłyszeć, go nie usłyszał.
  - Jesteś taki słodki... - mężczyźnie najwyraźniej bardzo spodobało się wysłuchiwanie rozkosznych jęków, które raz za razem wydostawały się z moich ust.
  Przygryzłem wargę, licząc na to, że tym sposobem przestanę je wydawać. Zamknąłem też oczy.
  Poczułem wtedy wilgotny język Sebastiana na moim uchu
   - Nie powstrzymuj się, proszę... - wyszeptał. - Chcę posłuchać...
   - Jesteś...okropny... - udało mi się wysapać po dłuższej chwili.
  Mimo tego sprzeciwu podporządkowałem się mu.
  Nawet nie zauważyłem, kiedy zdążył pozbawić mnie całego pozostałego odzienia.
  Zrobiło mi się nagle okropnie głupio, ale już było za późno, by się wycofać.
  Najbardziej przytłaczała mnie myśl, że demon wpatruje się we mnie ,kiedy jestem w "takim" stanie. Było to tak cholernie zawstydzające, żeby już nie użyć słowa upokarzające, kiedy przyglądał się z uśmiechem reakcji mojego ciała, którą sam wywołał.
  Zasłoniłbym się nogami, gdybym miał taką możliwość, ale niestety nie była mi ona dana, gdyż mężczyzna znajdował się w takiej pozycji, że skutecznie mi to uniemożliwiał.
  Jego twarz znów znalazła się bardzo blisko moich miejsc intymnych, jednak tym razem nie zakrywało ich już nic. Zasłoniłem chociaż twarz rękami,by choć trochę ukryć swoje sięgające zenitu zawstydzenie.
  Czułem jego oddech na mojej erekcji. Już to drażniło okropnie.
   - Czy mogę...?
   - Jak możesz w ogóle pytać o...ahh...
  Nie zdążyłem dokończyć zdania, ponieważ brunet najwyraźniej uznał to za pozwolenie.
  Zwinny język zaczął pieścić przyrodzenie. Z każdym najmniejszym ruchem głowy Sebastiana pokój przeszywały moje jęki. Jego włosy łaskotały przy tym wnętrze moich ud i podbrzusze, sprawiając mi tym jeszcze większą przyjemność.
  Mężczyzna chyba dostrzegł, że nie wytrzymam już dłużej i przerwał na chwilę czułości.
  Próbowałem złapać oddech. Czułem, jakby serce miało mi pogruchotać żebra. Byłem cały spięty a jednocześnie rozluźniony. Czułem się jednocześnie źle i dobrze. Ze znaczą przewagą na dobrze...
  Nagle znalazłem się cały w gorących ustach demona. Zupełnie tracąc już panowanie nad własnymi kończynami, szarpnąłem biodrami. Wsunąłem palce w kruczoczarne włosy demona, podczas gdy moje ciało wyginało się w coraz silniejszych spazmach.
  Czułem jego długie i ostre kły, które od czasu do czasu muskały mnie na przemian z językiem.
  Stałem na granicy szaleństwa, a właściwie spadłem z grani świadomości prosto w otchłań obłędu.
  Wszystkie moje kończyny opadły wycieńczone, gdy wreszcie osiągnąłem spełnienie.
  Oddychając głośno, patrzyłem jak demon oblizuje usta, ale nie miałem siły, by to skomentować czy powiedzieć cokolwiek. Byłem okropnie spocony, a w kącikach oczu zgromadziło się kilka łez.
   Nigdy bym nie pomyślał, że przeżyję coś podobnego...
  ---------------------------------------------------------------------------------------------------------
 Przepraszam za tą przerwę,ale coś Danielkowi zjadło cały czas ;-;

niedziela, 10 maja 2015

Fragmenty duszy XL

  Wpatrywałem się w mojego demona. Jego skóra znów zbladła. Zapewne dzięki chłodnej wodzie.
   Teraz martwiłem się, że Sebastian się wyziębi...Czy demony są stałocieplne?
   Pogładziłem nieprzytomnego mężczyznę po twarzy.
   To nie był najlepszy pomysł, żeby wracać do tej społeczności, prawda? Jak podejrzewam, to nie był jednorazowy szok. Pewnie takie sytuacje zdarzą się jeszcze wielokrotnie....
   Dlaczego nie mogę zatrzymać go tylko dla siebie ?Nie przytrafiłoby mu się wtedy nic podobnego. Byłby bezpieczny. Wiem, że takie zachcianki są egoistyczne. Narażać świat demonów i im bliskich istot, żeby zatrzymać swojego ukochanego przy sobie.
   Nie ważne jak bardzo bym się nie starał, nie uda mi się go uchronić. Póki nie zrozumiem wszystkich praw rządzących jego światem, nie mogę mieć na to nawet najmniejszej nadziei. Chciałem też dowiedzieć się, co usłyszał podczas tej rozmowy. No i co się stało, że ma skrzydło na wierzchu.
  Omiotłem wzrokiem napomkniętą kończynę.Była brudna i zaniedbana. Nie wiem czy Sebastian zdawał sobie w ogóle sprawę z tego, że ją ma. Jeśli o niej nie pamiętał, to logiczne, że nie wiedział, że powinien ją pielęgnować. A może po prostu nie mógł na nią patrzeć...?
  Mimo stanu w jakim znajdowało się to jedno skrzydło, nadal uważałem, że jest piękne.
  Wziąłem pierwszy lepszy z brzegu ręcznik i zamoczyłem go w wodzie.
  Chyba nie będzie się gniewał, że je trochę wyczyszczę, prawda?
  Doprowadzanie czegoś tak ogromnego do porządku zajmie dużo czasu, ale i tak nie mam nic innego do zrobienia. I nie zostawię teraz Sebastiana samego.
  Zabrałem się do zmywania brązowej cieczy z lotek, które miałem najbliżej siebie. Przysunąłem sobie krzesło, bo jak mogłem przypuszczać, demon nie obudzi się zbyt prędko.
  Kiedyś zapewne brzydziłbym się dotknąć czegoś ubroczonego krwią. Ale jeśli to krew mojego mężczyzny to jest w porządku...
  Starałem się, by zabarwiona woda nie ubrudziła mi ubrania, ale niestety nie wyszło mi to najlepiej.
  Zdjąłem z siebie marynarkę i kamizelkę. Szkoda by mi było, jakby się zniszczyły.
  Zmyłem już brud z pierwszorzędowych lotek. Jeśli akurat miałbym porównywać skrzydło demona do skrzydła ptaka, to to były lotki pierwszego rzędu.
  Pióra wyglądały o wiele bardziej majestatycznie, kiedy były czyste. Miały kolor podobny do rogów Sebastiana. Chorągiewka była czarna i jaśniała odrobinę przy stosinie.
  Zdziwiło mnie to, jak przyjemne były w dotyku. Mocne a jednocześnie jakby miękkie i delikatne.
  Uśmiechnąłem się pod nosem, na myśl jak podobne jest to skrzydło do charakteru jego właściciela.
  Trochę zachlapałem podłogę przy tych zabiegach pielęgnacyjnych, ale mówi się trudno.Później to wytrę. Póki się na tej kałuży nie poślizgnę, to nie będzie mi przeszkadzała.
  Miałem właśnie moczyć ponownie ręcznik w wodzie, kiedy skrzydło, które trzymałem lewą ręką,wyrwało się z niej. Spojrzałem na demona. Nie był chyba zadowolony z zaistniałej sytuacji.
  Uniósł opierzoną kończynę na zaledwie kilka centymetrów, po czym opuścił ją. Chyba nie miał siły dźwignąć jej wyżej. Ułożył ją więc rękoma, tak żeby cała mieściła się w wannie.
    - Jak się czujesz? - zapytałem, choć wiedziałem, że Sebastian nie jest w nastroju na pogawędki.
    - Lepiej nie pytać - prawie warknął.
   Woda wokół mężczyzny przybrała szkarłatny kolor. Oparł się o brzeg wanny, chcąc się podnieść i z niej wyjść, ale nie dał rady.
    - Może kogoś zawołam?
  Pokręcił przecząco głową i zacisnął zęby.
  Znów podniósł skrzydło. Woda ściekała z niego drobnymi strużkami. Wystawił je za krawędź kadzi, powiększając tym samym kałuże, którą zrobiłem wcześniej.
  Wyciągnąłem z szafki suche ręczniki i zacząłem wycierać nimi zmoczone pióra.
   - Dziękuję.
  Zerknąłem tylko na Sebastiana, nie przerywając zaczętej czynności. Obrócił się, żebym mógł osuszyć też pierze, znajdujące się bliżej torsu.
  Wydawało mi się to w jakiś sposób intymne. Nie byłem pewny,czy demony dają dotykać takich skrytych części ciała komukolwiek. Podobne uczucie towarzyszyło mi, kiedy dotykałem rogów czarnowłosego. Dreszcz podekscytowania i jednocześnie lekki strach.
  Mężczyzna z trudem ustał na nogach. Podałem mu kolejny duży ręcznik, żeby mógł się wytrzeć. Umknął mi fakt, że nadal miał na sobie spodnie. Przemknęło mi przez myśl, że może faktycznie lepiej byłoby je zdjąć, ale wolałem tego nie proponować z pewnych przyczyn.
   - Eeee...to ja cię zostawię... - zdołałem wydukać. - Poradzisz sobie, prawda?
  Skinienie głowy.
  Wyszedłem z łazienki. Chyba nie chciałem naruszać prywatności Sebastiana w takiej chwili...
 
   Przysiadłem w fotelu, czekając aż brunet do mnie dołączy. Wątpiłem, żeby miał ochotę znów leżeć w łóżku, nawet pomimo tego, że nie odzyskał jeszcze w pełni sił. Starałem się wymyślić jakieś zajęcie dla niego, ale w tym momencie nic nie przychodziło mi do głowy. Moje myśli błądziły w ogół trochę innej rzeczy...
   Zerknąłem na rozpalony w kominku ogień, przy którym wyschła mi przed chwilą lekko pomoczona koszula i spodnie. Pewnie rozpalił go Rogacjusz albo Lucyfer, kiedy wychodzili. Miło z ich strony.
   Usłyszałem skrzypnięcie i odgłos zamykanych drzwi. Odwróciłem się, żeby móc zobaczyć, jak Sebastian ubrany w biały szlafrok trzyma swoje skrzydło, żeby nie wlokło się po podłodze i spokojnym krokiem zmierza w moją stronę.
  Przysiadł na leżance obok mnie, puszczając pierzastą kończynę, która zwisała teraz bezwładnie, dotykając dywanu.
  - Nie jest ci zimno? - zapytałem.
  - Nie. Jest w porządku.
  Zmierzyłem go podejrzliwym spojrzeniem.
  Wstałem i bez słów wyjaśnienia usadowiłem mu się na kolanach.
  - Faktycznie nie jesteś zimny - stwierdziłem na pozór obojętnie, wtulając się bardziej w szlafrok przesiąknięty już zapachem demona.
   Wyciągnąłem bardziej szyję, by móc złożyć pocałunek na żuchwie mężczyzny.  Dalej nie dosięgałem, więc zacząłem obcałowywać jego grdykę. Widocznie mu się to podobało, bo wydał z siebie podniecający pomruk.
  Rozluźnił się i osunął się bardziej na leżankę.
  Pocałowałem go tym razem w usta, do którym miałem teraz łatwy dostęp. Chciałem wsunąć swój język pomiędzy wargi mężczyzny, ale on mnie ubiegł. Chyba nigdy nie pozwoli mi dominować w pocałunku, ale jakoś nie specjalnie przeszkadzała mi ta myśl.
  Przysunął mnie bliżej siebie jedną ręka za lędźwie, drugą natomiast gładził drażniąco po karku.
  Westchnąłem, kiedy zaczął muskać wargami moją skroń, schodząc coraz niżej.
  Jedną rękę przełożyłem przez ramię Sebastiana,a drugą dłonią zacząłem głaskać jego tors,z którego zsunął się niedbale założony szlafrok.
  Mężczyzna znów złączył nasze usta. Pieszczota przeciągała się bardzo długo. Stawała się coraz bardziej łapczywa. Brunet  uwolnił mnie dopiero wtedy, gdy naprawdę zaczęło brakować mi tchu.
  Zlizał czule strużkę śliny spływającą mi po podbródku, kiedy ja dyszałem ciężko, próbując odzyskać oddech.
   - Jesteś zbyt zachłanny... - wysapałem zaczepnie do ucha czarnowłosego.
   - Wiem - odpowiedział, uśmiechając się szelmowsko półgębkiem.
  Przewrócił mnie na plecy, tak że teraz on miał kontrolę nad całą sytuacją.
   - Myślałem,że nie masz siły.
   - Mam jeszcze mnóstwo siły... - wymruczał.
 
  

sobota, 9 maja 2015

Nauczyciel VIII

 Brunet wyciągnął rękę,by móc sięgnąć po przyniesione przeze mnie "pomoce naukowe".Rękaw jego koszulki smyrnął mnie po nosie,więc mogłem niepostrzeżenie zaciągnąć się jego zapachem.Choć ta przyjemność trwała tylko chwilkę,zdążyłem wyczuć piżmo i czarną herbatę.Do tego dochodziła jeszcze ledwo wyczuwalna nutka tytoniu,ale ona chyba nie pochodziła z perfum.
  Mężczyzna przekartkował szybko moją prace domową,po czym wyraził swoją dezaprobatę w stosunku do niego poprzez skrzywienie warg i zmarszczenie brwi.
  -Nie wiem jakim cudem Adams dostał tę posadę...-wyburknął i upił z kubka łyk brązowego naparu.-Przecież  on nie dość,że nie umie uczyć,to zadań domowych też nie umie zadawać.
  Nawet ja uważałem,że dziesięć stron zapełnionych pytaniami z tak obszernego tematu jak "Anglia Plantagenetów" to jednak zbyt dużo.Nawet jeśli miało się tydzień na odrobienie tego dziadostwa.
 Żeby nie wyjść na kompletnego nieroba rozwiązałem kilka zadań,ale nie mam pojęcia czy dobrze.
 Zajrzałem mojemu nauczycielowi przez ramię,przysiadając się trochę bliżej niego.Żeby lepiej widzieć oczywiście.Właśnie przeglądał te strony,które akurat wydały mi się najłatwiejsze i je zapełniłem.
  -To masz dobrze...i to też.
  -Yhym...-dałem znak,że słucham,choć tak naprawdę w tej chwili wdychałem ten cudowny zapach,który mężczyzna roztaczał wokół siebie.
 Katecheta znalazł wskazany dział w moim podręczniku.Jak się spodziewałem na niego też prychnął.
  -Prosiak jest naprawdę okropnym nauczycielem,prawda?
 Takim właśnie przezwiskiem ochrzczono naszego jakże lubianego nauczyciela historii.Z racji jego zadartego nosa,wiecznie czerwonej twarzy i tłustego ciała.On nawet śmiał się jak knur...
  -Taa...to ja nawet nie chcę wiedzieć,jak za mną wołacie,jak nie słyszę...
 Chyba nie wypadało wspominać o "Sebusiu"...ani o "szatanie" lub "księciu ciemności"...
 Uśmiechnąłem się tylko na tą wypowiedź,co najwyraźniej trochę rozluźniło gospodarza.Mnie samego chyba też.
  Brunet wstał,a ja wydałem w myślach jęk zawodu.Podszedł do jednego z regałów,najwyraźniej szukając jakiejś pomocnej książki.Zaklął cicho,albo tak mi się tylko wydało,gdy okazało się,że wcale nie ma na nim tego czego szukał.
   -Zaraz wrócę.
   Zniknął za jedną ze ścian.Przyjrzałem się teraz tytułom opasłych tomiszczy,które tak właściwie stały poustawiane w salonie.Większość z nich dotyczyła...właśnie historii...
  Chwila,chwila...a co z religią?
  Pytać o to czy nie pytać...?
  Może lepiej nie.
  Wypiłem do dna herbatę,a kiedy katecheta nie wracał postanowiłem go poszukać.Wiem,że to nie ładnie pałętać się komuś po domu,ale...nie będzie się gniewał,co nie?
   Z tą nadzieją podążyłem w tę samą stronę,tak jak on wchodząc zza ścianę.Zajrzałem za pierwsze drzwi,które były otwarte.Jak się okazało były to drzwi do sypialni.
  Przystanąłem chwilkę,by lepiej jej się przyjrzeć.Tylko królewskiej wielkości łóżko,zaścielone czarno-czerwoną kołdrą i poduszkami w tych samych kolorach,zdążyło rzucić mi się w oczy.
  Nie miałem czasu rozglądać się po niej dalej dłużej,bo usłyszałem jakieś skrzypienie ze swojej lewej strony.Z pomieszczenia,znajdującego się na końcu korytarza,wyłonił się profesor Sebastian,niosący jeszcze bardziej opasłą książkę w ręku,niż te które stały w salonie.
  -Już znalazłem.
 Nie widział nic podejrzanego w tym,że kręcę mu się po domu?
 Wróciliśmy razem do dużego pokoju.Przerażająco wielka książka nosiła tytuł podobny do tak znienawidzonego przeze mnie okresu w dziejach Anglii.Czyli tam powinna być większość przydatnych informacji.
  -Skąd pan ma te wszystkie książki?-palnąłem bez zastanowienia.
  -Skończyłem studia historyczne-odpowiedział jakby to była najbardziej błaha rzecz na świecie.
  Jakby to powiedział Johnny: "kopara opada".No to mi zaimponował...
  -To dlaczego uczy pan religii?!-zapytałem z lekkim wyrzutem,bo znacznie lepszą wizją byłaby lekcja historii z profesorem Sebastianem,niż z Prosiakiem.
  -Też się nad tym zastanawiam- tą kwestią ostatecznie uciął temat.

   Zrobienie tego koszmaru,które ułożył dla nas profesor Adams zajęło nam w sumie trochę ponad godzinę.Jakbym miał to robić samemu,to siedziałbym nad tym bite trzy godziny.
  Schowałem zadanie z powrotem do torby i podziękowałem za pomoc.
  W sumie powinienem się już zbierać,ale wcale nie miałem ochoty opuścić tego mieszkania.
   -Masz jeszcze ochotę na herbatę?-zapytał siedzący obok mnie nauczyciel.
   Kiwnąłem tylko głową.Wszystko,żeby tylko jeszcze móc chwilkę zostać.
   Jeszcze raz dokładnie przyjrzałem się wszystkim obiektom w salonie.Zdziwiła mnie jedna rzecz...
   Nie dostrzegłem żadnych rodzinnych zdjęć ani nic w tym stylu.Może nie przywiązywał uwagi do takich rzeczy,albo po prostu nie utrzymywał z krewnymi kontaktów z jakiś powodów.
   Znów nie mogłem się oprzeć pokusie i tym razem też podążyłem za gospodarzem.Przechodząc przez łuk drzwiowy do kuchni,zlustrowałem po raz kolejny wszystko,obok czego przechodziłem.
   Mężczyzna stał oparty o parapet,plecami w moją stronę.Nie widział mnie najwyraźniej.Uchylił okno i wydmuchnął za nie dym.Palił w tej chwili.
  Opierając się niedbale na łokciu z papierosem w drugiej ręce,wyglądał niebywale seksownie.Żałowałem,że nie mogłem zobaczyć wyrazu jego twarzy w tej chwili.
  Ponownie byłem oczarowany wyglądem mojego nauczyciela.Nie wiem,dlaczego tak na mnie działał,ale z tego,czego zdążyłem się już dowiedzieć z wychowania seksualnego,nigdy się tego nie wie.
  Jego ciało było bardzo smukłe,ale nie wyglądało na zaniedbane czy wychudzone.Byłem pewny,ze gdyby zdjął z siebie ubranie,nie wyglądałby gorzej niż ci wszyscy modele z okładek czasopism dla kobiet.
  Woda w czajniku zdążyła się już zagotować i katecheta odwrócił się w jej stronę.Ujrzał mnie kątem oka,ale nie skomentował mojego zachowania.Zaparzył po prostu w spokoju herbatę,gasząc ostatek papierosa w popielniczce na parapecie.
  Podszedł do mnie i podał mi gorące naczynie.Kiedy chwytałem kubek moje ręce musnęły jego dużą dłoń.Poczułem jakby popieścił mnie prąd.

środa, 6 maja 2015

Fragmenty duszy XXXIX

  Minuty mijały i powoli przekształcały się w pełną godzinę. Nie mogłem usiedzieć w miejscu. Próbowałem czytać nową nowelkę, która Sebastian przywiózł mi z Londynu, ale mimo, że wzrok krążył po zdaniach, ich sens do mnie nie docierał.
  Luna próbowała złagodzić jakoś mój podły nastrój. Przez ten krótki czas zdążał zmienić się diametralnie. Najpierw był smutek, później wściekłość, następnie apatia, a teraz coś na kształt rozdrażnienia. Nie mogłem znieść tego, że żaden dźwięk nie dobiega zza drzwi. Nie wierzyłem, żeby były aż tak szczelne, żeby nie przepuściły żadnego słowa.
  Ledwie zdążyłem to powiedzieć, a usłyszałem jakiś podejrzany szelest.  Szmer...i głośnie puknięcie...
  Nadstawiłem uszu jeszcze bardziej, ale nic więcej nie wydało żadnego podejrzanego odgłosu. Podszedłem więc bliżej, by móc sprawdzić, czy aby na pewno nic się nie stało.
   - Nie... - cichutkie, ledwo słyszalne słowo... - Nie...
  Najciszej jak umiałem podbiegłem do drzwi i przyłożyłem bez żadnego wstydu do nich ucho. Luna najwyraźniej też to usłyszała, bo wychyliła się z fotela w moją stronę, patrząc się na mnie z zaciekawieniem.
  To samo słowo tylko trochę głośniej. Od początku nie miałem żadnych wątpliwości, że to Sebastian tak  żarliwie zaprzecza....tylko czemu ?
   - Nie! - tym razem był to już krzyk, w którym pobrzmiewało niedowierzanie i rozpacz.
 Wiedziałem, że zabroniono mi tam wchodzić (choć nie zrobiono tego w tak dosadny sposób, ale to można sobie samemu wywnioskować), ale mimo to znalazłem się w pomieszczeniu najszybciej jak umiałem.
  Odnalezienie się w sytuacji zajęło mi chwilę. Pierwszym, co mnie uderzyło po przekroczeniu progu pokoju, to zapach. Metaliczny...w pewnym sensie rdzawy...
  Zasłoniłem nos, żeby choć trochę stłumić tą woń.
  Lucyfer stał, podczas gdy Rogacjusz trzymał "coś". Tak właściwie co?
  Nie wiem, ale wokół tego było pełno...pierza? Nieważne...
  Gdzie jest Sebastian?!
  Białowłosy demon odwrócił się w moją stronę, kiedy dostrzegł, że tutaj wszedłem. Jego twarz wyrażała zmartwienie. A może bardziej politowanie...
  Co się tutaj stało do cholery?!
    - Jestem... - znów niemrawy głos mojego ukochanego, dobiegający znikąd...- jestem... - już głośniej.
   Dopiero po chwili zorientowałem się, że jego głos dobiega zza pozlepianego ciemnobrązową cieczą "czegoś", wokół którego wala się tyle czarnych piór...
  Ciel łącz fakty, bo na tę chwilę cienko ci idzie!
    - Jestem jednoskrzydłą kaleką! - Sebastian zawył przez zaciśnięte zęby. (Tak poza tym, to dzięki za uświadomienie, bo sam bym prędko nie ogarnął, tego co tu się dzieje)
   Byłem już kompletnie skołowany, bo jakoś nadal nie potrafiłem pojąć, co zaszło...
   Białowłosy mężczyzna próbował mi uświadomić, że nie powinienem na to patrzeć, ale ja ani myślałem gdziekolwiek się przemieszczać.
   Po chwili przestała nawet docierać do mnie jego argumentacja. Całe moje ciało zesztywniało, kiedy wreszcie dotarło do mnie, że to właśnie Sebastian leży pod pozlepianym czymś, które nadal trzymał jego były, choć w sumie nie wiem jak to teraz wygląda, doradca.
   Chciałem podejść bliżej, ale nogi odmówiły mi posłuszeństwa. Nie potrafiłem zrobić w tej chwili nic, by sprawić, że leżący na podłodze mężczyzna przestanie się trząść.
    - Puść go, nie pomagasz... - zganiał demona, który też najwyraźniej chciał pomóc, ale nie wiedział jak.
   Skrzydło opadło ciężko na ciało czarnowłosego,przykrywając większą jego część.Posypała się z niego masa brunatnych kawałeczków...
    Chwila, moment...czy to jest krew?!

    Tak właściwie...to nie wiem,co się stało...
    Czułem tylko przeszywający ból po prawej stronie pleców. Docierał do mnie jeszcze tylko kojący chłód podłogi.
    Czy mówiłem coś? Nie mam pojęcia. Ale wydaje mi się, że nie.
    Słyszałem za to jak ktoś coś mówi, lecz czy to było do mnie? Potem kroki i odgłos otwieranych drzwi.
    Dziewczęcy krzyk.
    Jakieś drobne ręce dotykające moich barków, trzęsące mną delikatnie. Dwie, może cztery...
    Krzyczano coś, ale nie rozumiałem żadnego ze słów. Tylko przerażający ból głowy...
    Chciałem odwrócić się w drugą stronę, bo widziałem tylko ścianę, jednak nie mogłem. Nie miałem siły...a  może nawet nie chciałem...
    W zasięgu mojego wzroku pojawiły się smukłe nogi i choć chciałem podnieść wzrok, by zobaczyć kto to, nie potrafiłem tego zrobić.
    Czy to dlatego, że bałem się spojrzeć temu komuś w oczy...?

    Uklęknąłem na podłodze i pochyliłem nad nią głowię, by móc spojrzeć Sebastianowi w twarz.
    Spod półprzymkniętych powiek widać jeszcze było zmętniałe oczy. Nie zareagował na moją obecność w ogóle. Odgarnąłem z jego czoła czarne włosy. Miał gorączkę, tak mi się przynajmniej zdawało.
    Rzęsy demona ostatecznie zetknęły się z policzkami, kiedy nie miał już siły utrzymywać rozwartych powiek.
    Nie wiedziałem, co zrobić w takiej sytuacji. Spojrzałem pytająco po zgromadzonych w pomieszczeniu, do których dołączyła też Luna. Wyglądała na bardziej przerażoną ode mnie.
    Rogacjusz, który był akurat najbliżej potwierdził, że Sebastian ma podwyższoną temperaturę.
     - To co robimy? - zapytałem, choć głos łamał mi się niemiłosiernie.
     - Zaniesiemy go do wanny z zimną wodą.
    Nie znałem się zbyt na medycynie domowej, więc o zbijaniu gorączki nic nie wiedziałem. U demonów tym bardziej, tak więc nie oponowałem.
     - Luno, nalej wody, proszę.
    Dziewczyna na polecenie białowłosego pobiegła do łazienki.
     - Ja za głowę, ty za nogi.
     Dwa demony zręcznie podniosły leżącego na ziemi mężczyznę. Tylko zakrwawione skrzydło odmówiło współpracy i wlokłoby się po ziemi, gdyby go w tej chwili wynieśli. Podniosłem je. Z pomiędzy piór posypały się kolejne odłamki ciemnej, zaschniętej cieczy.
   Było dość ciężkie jak na skrzydło, chyba nawet jak na część ciała o takich rozmiarach.
   Doniesienie demona do wanny nie było trudne, poza składaniem skrzydła podczas przechodzenia drzwiami.
   Ułożyliśmy Sebastiana w wannie tak ,że moczył się praktycznie cały.Wystawała mu tylko szyja i głowa. Najbardziej przeszkadzający członek ułożyliśmy tak, że częściowo przykrywał czarnowłosego, a częściowo wystawał poza wannę. Inaczej się nie dało.
   Zostałem z Sebastianem sam. Nie miałem tego nikomu za złe ,ale...
  ...co się tu do jasnej cholery stało?!

sobota, 2 maja 2015

Fragmenty duszy XXXVIII

  Drzwi zatrzasnęły się, a potem usłyszałem cichy odgłos szybkich kroków i trochę głośniejszy, lecz bardziej spokojny ,chód mu towarzyszący. Na początku przestraszyłem się i czym prędzej odsunąłem się od Sebastiana. Dopiero po chwili uświadomiłem sobie, kto mógł wejść do naszych pokoi o tej porze.
  Zza półprzymkniętych drzwi  prowadzących do sypialni wychyliła się najpierw niebieska głowa a później bystre, granatowe oczy.
  Luna omiotła wzrokiem pomieszczenie, a gdy natrafiła wzrokiem na mnie i demona, jej twarz nabrała żywszego wyrazu. Szepnęła coś do osoby stojącej za nią. A drzwi otworzyły się bardziej ukazując postać białowłosego Lucyfera, który wślizgnął się do środka z tacą w rękach.
  Dziewczynka swoim skocznym krokiem podbiegła do łóżka.
   - Dzień dobry! - jej wysoki głosik wypełnił cały pokój.
  Kiedy była już na tyle blisko, by móc swobodnie na nas spojrzeć, odruchowo zabrałem ręce z torsu demona, gdzie dotychczas się znajdowały. Zarumieniłem się znowu. Naprawdę denerwowało mnie to, że nie mogę zapanować nad tak trywialną reakcją, która zawsze musiała mnie zdradzić.
  Wiedziałem, że w sumie w świecie demonów "takie rzeczy" nie były potępiane i wytykane palcami, tylko stanowiły normę. Jednak jakoś nie mogłem się z tym oswoić.
   Lucyfer postawił tacę z parującymi miseczkami na szafkę nocną po prawej stronie Sebastiana.
   - Jak zdrówko? - zapytał, omiatając czarnowłosego demona ciepłym i nadal zmęczonym spojrzeniem.
   Kiedy tak dłużej się mu przyglądałem, doszedłem do wniosku, że Lucyfer wygląda na zaspanego. Pewnie funkcja, która pełni wymagała masy skupienia. Zrobiło mi się go trochę szkoda, że musi się tak z tym męczyć, bo wyglądał tak jakby nigdy nie odpoczywał.
  Szturchnąłem mojego demona łokciem, kiedy uznałem, że wcale nie ma zamiaru odpowiadać.
   - Ujdzie w tłoku... - wydukał w końcu, najwyraźniej niezadowolony, że przeszkodzono mu w tej chwili.
   - Malfas obudził się nie w humorze,pff... - zahihotała Luna, a ja sam uśmiechnąłem się wrednie pod  nosem.
  Sebastian najwyraźniej nie był zadowolony ze znajdowania się w centrum uwagi i chyba nawet trochę się speszył. Jak słodko...
  Zgromił zaraz spojrzeniem małą Lunę, która, najwyraźniej nic sobie z tego nie robiąc, podbiegła do swojego ukochanego i wzięła od niego ciepłą parującą miskę, która podała mnie.
  Usadowiłem się wygodniej ,opierając się plecami o poduszki, i odebrałem od dziewczynki łyżeczkę. Spojrzałem do miski z ciepłą owsianką.
  Nigdy nie szalałem za owsianką, ale nie wypadało mi chyba odmawiać, prawda? Poza tym ta wyglądała nawet apetycznie.
   - Lucyferze, nie jestem umierający i nie muszę jeść... - usłyszałem po swojej prawej stronie, w która teraz zerknąłem.
  Władca piekieł próbuje wmusić w mojego demona owsiankę...
  Bardzo zabawny widok, zwłaszcza, że Sebastian nie miał najmniejszej ochoty otworzyć ust, by zjeść zawartość łyżeczki latającej mu wokół twarzy.
   - Widzę, że ani trochę się nie zmieniłeś - skomentował demon, nadal próbując wcisnąć owsiankę w drugiego.
  Ja tymczasem zająłem się zjadaniem swojej. Byłem głodny i nie trzeba mnie było zachęcać do jedzenia w żaden sposób. Wyczułem orzechy i cynamon...chyba owoce leśne...w każdym razie to było bardzo smaczne.
  - Wcale... - Sebastian wyraził ochotę potwierdzenia faktu, że jest niereformowalny, a Lucyfer korzystając z okazji, wepchnął mu owsiankę w rozchylone usta.
  Demon przeżuł niechętnie i połknął, a gdy zobaczył, że białowłosy nabiera kolejną łyżkę, szybko dodał:
   - Wole jeść sam!
  Silnie powstrzymywałem się przed parsknięciem śmiechem.
  Z obu misek zaczęło ubywać białawej masy. Z mojej chyba trochę szybciej.
   - Rogacjuszowi zrobiłoby się przykro, jakby zobaczył,że ci nie smakuje... - Luna próbowała zachęcić Sebastiana do jedzenia. Spojrzał na nią znad swojego śniadania.
   - Komu?
  Niebieskowłosa speszyła się i naprędce próbowała wymyślić jakąś odpowiedź, jednakowoż z marnym skutkiem. Chciałem jej pomóc ,ale w sumie sam nie wiedziałem, kim Rogacjusz właściwie jest. Wiedziałem tylko to ,że umie robić dobrą herbatę i znał mojego kochanka (ha!powiedziałem to!). No i nie najgorzej robi owsianki.
   - To twój były doradca... - miło ze strony Lucyfera ,że poratował Lunę, ale...
   - Kto?! - zapytałem jednocześnie z Sebastianem.
 Mnie szczęka opadła, a demon obok mnie wydawał się już niczego nie rozumieć. Doradca od spraw czego tak właściwie?
  Mężczyzna zerwał się z łóżka,odstawiając na szafkę miseczkę. Chyba był gotów wyjść na korytarz w samych spodniach i bandażach, kiedy przyswoił te wiadomość.
  - Cieszę się, że siły wróciły, ale masz leżeć - białowłosy powstrzymał mojego demona przed wyjściem gdziekolwiek.
  - Ale..
  - Żadne "ale". Masz leżeć. Ja z Luną po niego pójdziemy. Jak ładnie zjesz śniadanko, oczywiście - uśmiechnął się.
  - Z demonami jak z dziećmi - podsumowała całą sytuacje Luna.


  Siedziałem w saloniku z kominkiem, w którym to pojawiłem się wraz Sebastianem, popijając herbatę razem z Luną. W tym momencie akurat zajadała się ciasteczkami, starając się przy tym nie kruszyć ze skutkiem dość słabym.
  Spojrzała na mnie w przerwie pomiędzy kolejnym kruchym ciastkiem z orzechami a ciastkiem z kremem.
  - Naprawdę nie umiesz się sam ubrać? - zapytała, pałaszując rurkę z czekoladową masą.
  - Umiem! - zaprzeczyłem, zerkając ukradkiem na krzywo zawiązaną kokardkę pod kołnierzem i niezawiązane sznurowadła. - Po prostu brak mi wprawy...
  Byłem lekko poirytowany. Lucyfer przyprowadził Rogacjusza tak ja obiecał, a mnie irytował fakt, że nie mogłem być przy rozmowie, która teraz odbywała się zza drzwiami sypialni.
  Nie wiedziałem o czym mogą tak właściwie rozmawiać, ale poczułem się w jakiś sposób odsunięty. Chyba powinienem coś wiedzieć, skoro jestem najbliższą dla Sebastiana osobą. I miałem nadzieję nią pozostać, a coraz bardziej obawiałem się, że ktoś mi ten tytuł zabierze.
  To ja skrywam w sobie jego przeszłość, więc to chyba mną powinien interesować się w pierwszej kolejności prawda? Jakie to wkurzające! Tak jestem zazdrosny! Zawsze byłem cholernie zazdrosny i zaborczy!
  - Ciel, nie chmurz się...
  Będę się chmurzyć... 

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Przepraszam za tak krótki rozdział,ale chciałem coś wrzucić.