Krótka zapowiedź nadchodzących zmian!
Nie przedłużając, niedługo do obiegu wejdzie blog. Tak, kolejny. Wiem jestem pod tym względem nieznośny. Nie przemyślałem czegoś na początku i teraz robię zamieszanie. Chciałbym jednak, żeby zawierał on moją całą "tfurczoźć" w jednym miejscu. Więc byłyby tam Fragmenty, Nauczyciel, Spektrum i opowiadania pisane od września. Myślę, że nie jest to zły pomysł, a mi prościej będzie monitorować swoje postępy w pisaniu. Pierwsze dwa blogi nadal będą działać i pojawiać się na nich będą nowe rozdziały. Zdaję sobie sprawę z tego, że o wiele łatwiej jest natrafić na Fragmenty niż na wszystko, co powstało później, dlatego też tak a nie inaczej. To chyba wszystko. Jakby koncepcja się zmieniła, to dam znać. Czy ktoś ma coś przeciw?

wtorek, 4 sierpnia 2015

Nauczyciel XIX

   Obudziłem się stosunkowo wcześnie, bo o ósmej. Tej nocy nie uświadczyłem na szczęście żadnych łóżkowych ekscesów w postaci koszmarów i tych...bardziej przyjemnych snów. Mniejsza.
   Bez kłopotania się czymś tak trywialnym jak ubranie zszedłem na dół, żeby zjeść śniadanie. Nawet mi się zrymowało! Aż w podejrzanie dobrym humorze wstałem. Hmmm...pewnie to zasługa wczorajszego wieczoru. Oczywiście nie narzekam, ależ skąd!
   Wyjąłem z szafki miskę. Cieszę się, że ciocia też nie jest wysokiego wzrostu, bo jakby te szafki wysiały wyżej to już nic nie dałbym rady ściągnąć. Sięgnąłem po czekoladowe płatki i mleko z lodówki. Dziś zjem całkiem normalne śniadanie. Chyba tylko ja jestem w stanie zjeść coś z mlekiem prosto z lodówki w środku zimy, ale co tam. Bo ciepłe mleko smakuje okropnie. I jeszcze kożuchy...fuj...
   Ciocia jeszcze spała i pewnie prędko nie wstanie, więc teoretycznie nie zorientowałaby się, że wymknąłem się do Sebastiana, jeśli wrócę przed trzynastą. Z napełnionym żołądkiem i kubkiem herbaty w rękach wróciłem do swojego pokoju. Nie byłem pewien, czy moja szafa przeżyje kolejne wybieranie kreacji, ale taka wizyta wymaga poświęceń. Pedalskie bluzeczki oczywiście dziś odpadają...
    Otworzyłem na oścież oboje drzwi, które dotychczas kryły ogromny burdel. Czego nie widać, tego nie trzeba sprzątać, wiadomo. Przekopałem wszystkie koszulki, które wyleciały na podłogę. Zawsze miałem problem z wybieraniem koszul, bluzek i innych takich pierdół. Ze spodniami było prościej, bo mniej przyciągały uwagę. Nie chciałem ubierać się zbyt sztywno.
    Po trzydziestu minutach dobierania tego do tamtego wybór padł na szarą, zwykłą koszulkę z długim rękawem i czarne jeansy. Na wszelki wypadek wziąłem też czarną bluzę. Nie miałem ochoty zmarznąć, a nie łudziłem się, że na zewnątrz jest ciepło...
   Zrobiłem sobie kolejny kubek herbaty, bo co sobie będę żałować. Zdążyłem już zapakować prezent dla Sebastiana. Dziękuję za powstanie YouTuba, bo sam nie poradziłbym się z papierem prezentowym. Dwa razy przed wyjściem umyłem zęby. Tak na wszelki, niepotrzebny wypadek...
   Pomijając setkę dziwnych i mało potrzebnych rzeczy w streszczeniu dzisiejszego poranka, obwieszczam, że wyszedłem z domu o dziesiątej. 
   Było mniej zimno, niż się spodziewałem, co nie zmieniało faktu, że nadal było zimno. Tak, tak, marudzę, wiem. No, ale przecież to, że buty przymarzają do chodnika jest doskonałym powodem, żeby sobie ponarzekać bez wyrzutów sumienia. Chyba zaczynam prowadzić za dużo wewnętrznych monologów. Tak to jest, jak się nie ma nikogo do wygadania się. A już zwłaszcza do marudzenia na warunki atmosferyczne!

   Kiedy już wreszcie cały zmarznięty doczłapałem się do już całkiem znajomych drzwi, byłem praktycznie wniebowzięty, a przy tym cholernie spięty. Wziąłem kilka głębokich oddechów, czego natychmiast pożałowałem. Mojemu gardłu nie spodobało się zimne powietrze w hurtowej ilości...
   Podnosiłem pięść, chcąc zapukać do drzwi, ale ku mojemu zdziwieniu moja dłoń nie uderzyła w drewno. Przecięła po prostu powietrze i wróciła na swoje pierwotne miejsce.
   - Ciel?
   - Pan profesor?! - no to wtopa jak...
  Nie ma to jak spotkać swojego wychowawce w jak najmniej odpowiednim miejscu, w jak najmniej odpowiednim czasie...
   - Co ty tu robisz?
  To ja powinienem zapytać, co pan tu robi! To miał być mój dzień, a pan mi go bezczelnie psuje! I to, że przychodzę bez zapowiedzi, nie ma absolutnie żadnego znaczenia!
  Zza ubranego w zimową kurtkę albinosa, wychylił się Sebastian.
   - Raf, czy ty nie powinieneś już wychodzić? - usłyszałem zza jego pleców.
   - Co? A no tak!
  Odsunąłem się, żeby przepuścić profesora Rafaela. Co on tak w ogóle tutaj robił?!
  Patrzyłem jak odchodzi i znika z bramą. Ciekawe czy wie, że włosy mu się poprzyczepiały do rzepów od kaptura...
   - Wchodzisz?
  Otrząsnąłem się z zamyślenia i energicznie pokiwałem głową.
  Wszedłem do dużo cieplejszego domu katechety. Chyba lubiłem to wnętrze coraz bardziej. Nawet bardziej od własnego pokoju.
   - Dzień dobry - przywitałem się, gdy udało mi się pozbyć kurtki, czapki, szalika, rękawiczek i butów.
  Sebastian nie stał przy mnie, kiedy się rozbierałem, tak jak zwykle, więc powitanie padło w przestrzeń. Nie wiem, czy je usłyszał.
  Wyszedłem z przedpokoju. Rozejrzałem się po salonie. Nie było go tu, więc zajrzałem do kuchni. Robił herbatę i tak jak mogłem się spodziewać palił papierosa. Palił tylko w kuchni? Nie poczułem zapachu dymu nigdzie indziej, ale nie miałem okazji pałętać mu się po domu aż tak.
   Chciałem do niego podejść, ale po chwili namysłu stwierdziłem, że nie będę mu przeszkadzał. Ciocia nie lubiła jak przerywałem jej tą przyjemność, zwłaszcza kiedy była zestresowana albo zdenerwowana. Ewentualnie, kiedy paliła podczas plotkowania z Grellem...
  Tak właściwie to dawno go u nas nie było. Stało się coś? Czasem to nie można się było od niego odpędzić. Nie słyszałem też, żeby Ann rozmawiała z nim przez telefon...podejrzane...
  Eeee...nieważne. Mam własne zmartwienia na głowię, co się będę rudym czymś przejmował. Przynajmniej nie robi hałasu w moim domu. Chociaż jak mogę się spodziewać niedługo się obudzi ze snu zimowego i zacznie się od nowa...
   Usiadłem na kanapie w tym samym miejscu co zawsze i czekałem, aż Sebastian do mnie przyjdzie. Sprawdziłem czy prezent nie zniszczył się w plecaku, ale na szczęście nie. Planowałem dać mu prezent, jak już będę wychodził, ale... Ja tak właściwie przyszedłem tu tylko po to, żeby dać mu ten prezent. Nie miałem, żadnego innego punktu zaczepienia. A mogłem wziąć to zadanie domowe z historii. Dlaczego muszę być taki wolno myślący?!
   Odłożyłem plecach z powrotem na podłogę i po raz kolejny wziąłem kilka głębokich oddechów. Zacząłem kichać. No tak, alergia na kota. Na śmierć zapomniałem. A sprawca mojej kichawki zupełnie niczego nieświadomy stał sobie przy futrynie i patrzył się na mnie dużymi, niebieskimi oczami.
   Machnąłem ręką pomiędzy kichnięciami, żeby sobie poszedł. Szary kotek zaczął powoli odchodzić w głąb korytarza, chowając się w jednym z pokoi.
   Opanowałem kichanie dopiero, gdy mój nauczyciel wszedł do pokoju, niosąc duże kubki z herbatą. To już trzecia dzisiaj. Mnie herbata nie zbrzydnie, więc mogę pić ile się da. Tylko, że nie za bardzo chciałem iść stąd z powodu pęcherza, a z moim szczęściem...
   Nadal zastanawiało mnie, co tu robił profesor Rofocale...
   A jak te wszystkie plotki o tym, że ze sobą sypiają to prawda?!
   Ale, no...no nie! Nie zgadzam się!
   Strzeliłem krótkiego focha i nie odezwałem się do czasu, aż połowa naparu nie zniknęła z kubka.
     - Spędza pan z kimś święta? - przerwałem ciszę.
     - Nie - odpowiedział bez wahania.
   Szczerze, nie takiej odpowiedzi się spodziewałem. Nawet nie wiedziałem, co na to odpowiedzieć. Zawsze uważałem, że spędzanie jakichkolwiek świąt samotnie jest najgorszą rzeczą z możliwych, jeśli chodzi o życie społeczne. Zwłaszcza jeśli jest się samotnym od dłuższego czasu.
    - Przykro mi - szepnąłem niewyraźnie.
    - Przyzwyczaiłem się.
   To chyba nie jest zbyt dobre przyzwyczajenie. Chociaż przynajmniej nie miało się żalu do samego siebie. Ani do nikogo innego...
   Odstawiłem pusty kubek na stolik.
   Nie miałem pojęcia, co teraz zrobić czy powiedzieć. To było trudniejsze od gry w szachy i to dużo. I nie było do tego żadnego poradnika lub instrukcji obsługi, a poziom trudności nie wydawał się spadać. Wręcz przeciwnie. Rósł z każdą chwilą.
   Coraz bardziej utwierdzałem się w przekonaniu, że nie powinno mnie tu być. To nienaturalne. Dziś dodatkowo postawiłem w niezręcznej sytuacji Sebastiana. To była tylko i wyłącznie moja wina, że nie przewidziałem obecności osób trzecich. Zachowałem się jak niewychowany dzieciak. Narzuciłem się.
  Powinienem po prostu z tym skończyć, póki to zupełnie nie złamie mnie psychicznie. Póki ktoś się o tym nie dowie. Tylko sprawiam niepotrzebnie kłopot.
  Wyjąłem zapakowane w czerwony papier w gwiazdki pudełko.
    - To dla pana - wyciągnąłem rękę w jego stronę, odwracając wzrok.
  Czułem, jakbym miał się zaraz popłakać.
  Minęła dłuższa chwila, zanim poczułem ciepło czyjejś dłoni na swoim przedramieniu.
   - Nie mogę tego przyjąć...
   - Może pan - powiedziałem przez zaciśnięte zęby. - W podzięce za wczoraj.
  Ręka mi zadrżała. Później drgnął też podbródek. Potem miałem wrażenie, że drżę cały. Czułem się, jakbym miał w żołądku kamienie.
   - Ale ja nie mam nic dla ciebie.
   - Wiem. Nie szkodzi...
  Weź, póki jestem w stanie powstrzymać się od płaczu.
    - Niech pan to przyjmie. Muszę już wracać do domu - skłamałem.
  W końcu zniknął ciężar dłoni i mniejszy prezentu.
    - Dziękuję - ja też.
    - W takim razie już pójdę.
   Pomimo towarzyszącego mi przytłaczającego uczucia wstałem z kanapy i wróciłem do przedpokoju w którym jeszcze niecałe pół godziny temu się rozebrałem. Ociągałem się z ponownym założeniem całego zimowego uzbrojenia. Kiedy wreszcie byłem fizycznie gotowy do wyjścia, złapałem za klamkę.
     - Zapomniałeś plecaka - usłyszałem za sobą.
   Odebrałem plecak, który trzymał Sebastian i skinąłem głową w podziękowaniu. Nie miałem siły, by się odezwać, lecz zdołałem wydukać jedno słowo na odchodne.
     - Przepraszam.

1 komentarz:

  1. Hahaha! Ciel taki roztargniony. Żeby zapomnieć plecaka... Ech, no cóż, zdarza się i najlepszym, a on w sumie był zestresowany, bo nie co dzień odwiedza się swojego nauczyciela, by wręczyć mu prezent, dlatego nie dziwię się chłopakowi :D. W każdym razie uwielbiam rozkminy Phantomhive'a w Twoim wykonaniu. To jest takie naturalne, normalne i jeśli mam być szczera, to przyzwyczaiłam się do tego :D. I jeszcze to wręczanie prezentu :D. Hahaha! Ten ich dialog - geniusze! Nikt inny nie umiałby prowadzić takiej rozmowy. Czy coś jeszcze? Hmm... Lecę dalej :D.

    R.

    OdpowiedzUsuń