Krótka zapowiedź nadchodzących zmian!
Nie przedłużając, niedługo do obiegu wejdzie blog. Tak, kolejny. Wiem jestem pod tym względem nieznośny. Nie przemyślałem czegoś na początku i teraz robię zamieszanie. Chciałbym jednak, żeby zawierał on moją całą "tfurczoźć" w jednym miejscu. Więc byłyby tam Fragmenty, Nauczyciel, Spektrum i opowiadania pisane od września. Myślę, że nie jest to zły pomysł, a mi prościej będzie monitorować swoje postępy w pisaniu. Pierwsze dwa blogi nadal będą działać i pojawiać się na nich będą nowe rozdziały. Zdaję sobie sprawę z tego, że o wiele łatwiej jest natrafić na Fragmenty niż na wszystko, co powstało później, dlatego też tak a nie inaczej. To chyba wszystko. Jakby koncepcja się zmieniła, to dam znać. Czy ktoś ma coś przeciw?

poniedziałek, 17 sierpnia 2015

Nauczyciel XXI

     Pogrążyłem się w rozmyślaniach na temat swojej przyszłości...
     Nad tym co powinienem zrobić...
     Jak się zachować...
     Jednak im dłużej myślałem nad całą zaistniałą sytuacją...
     Tym gorzej się czułem...
     Utwierdziłem się w przekonaniu, że wszystkie moje starania nie mają sensu...
   
     Odłożyłem na biurko opróżniony kubek. Uśmiechający się z niego Święty Mikołaj tak mnie w tej chwili irytował, że miałem ochotę rozbić go w drobny mak...
     Opadłem na łóżko. Pustym wzrokiem wgapiałem się w sufit. Włosy zsunęły mi się na białą pościel, tworząc tym samym coś na kształt szaro-niebieskiej aureoli. Byłem świadomy tego, że paskudna blizna zdobiąca moją prawą część twarzy jest teraz doskonale widoczna, jednak nie miałem ochoty by coś z tym zrobić. Gdybym nie był w tej chwili sam, prawdopodobnie od razu bym ją zakrył, ale w tej chwili...
     Czułem się pusty. Tak jakby uszły ze mnie resztki chęci do życia. Nie miałem obecnie żadnego zadania do wykonania. Jednak szkoła przynajmniej znajduje mi zajęcie w postaci przygotowywania do testów i innych podobnych spraw. A tak? Co ja mam ze sobą zrobić? Nawet muzyka mi jakoś zbrzydła...
      Usłyszałem kroki na schodach. Dość ciche, jednak dosłyszalne. Jak najszybciej umiałem, przewróciłem się na bok i przykryłem kocem. Drzwi otworzyły się. Leżałem twarzą do ściany, ale byłem pewny, że ciocia Ann wpatruje się we mnie. Starałem się oddychać powoli i spokojnie. Kliknięcie drzwi. Wyszła.
      Miałem wprawę w robieniu takich trików. Zawsze, gdy nie miałem ochoty na rozmowę z nią, udawałem, że śpię. Wiedziałem, że chciała dobrze. Próbowałaby wyciągnąć ze mnie powód złego humoru i wymyślić jakieś pocieszenie. Tylko że ja nie chciałem takiej pomocy. Albo poradzę sobie z tym sam, albo wcale. Na razie szala przechyla się w stronę "wcale". Ale chyba jeszcze jestem daleko od myśli samobójczych, więc tragedii nie ma...
     Kiedy usłyszałem, że zeszła już na piętro, wyciągnąłem rękę w stronę telefonu. Na ekranie wyświetlała się tylko godzina. Żadnych powiadomień.
     Chciałem napisać do Sebastiana, ale mimo wszystko nie powinienem. Postanowiłem się od niego odsunąć, jak tylko się da. Choć tak naprawdę nie byłem z tego zadowolony...
     Chyba jednak przyjaźń na poziomie dorosły-nastolatek jest nie do osiągnięcia... a co tu dopiero mówić o miłości... jakie to wszystko głupie! Dlaczego nie mogłem się urodzić w starożytnej Grecji. Mógłbym być oblubieńcem Sebastiana i nikt by się nie przyczepił. A tak to zaraz by się ktoś zainteresował. Się zdziwiłem, że jeszcze nikt nie plotkował o tym, po co do niego chodzę. W sumie nie bywałem tam aż tak często...
     Zastanawia mnie, czy on w ogóle zdaje sobie sprawę z tego, co mi zrobił. Choć nie specjalnie. Oczywiście to nie była jego wina. Ciekawe czy jakiś jeszcze inny chłopak, tak samo zwraca na niego uwagę jak ja... Nie zauważyłem niczego podobnego...Bo jeśli chodzi o dziewczyny, to było widać na pierwszy rzut oka, że robiły maślane oczy na widok profesora Sebastiana. Tylko że niestety tym to one nic nie osiągną. Mnie się wydaję, że one są ignorowane przez katechetę. No ciężko je traktować poważnie skoro wzdychają do chłopaków z plakatów, ale cóż...
     Podniosłem się na łóżku do siadu. Musiałem oprzeć się o ścianę, żeby zmusić do posłuszeństwa wyprane z energii ciało. Może jak wypiję kawę, to mi się choć trochę zachcę funkcjonować...? Ale do tego musiałbym zejść do kuchni... i wejść w konfrontacje z ciocią...
     Pewnie zaczęłaby wypytywać, co wczoraj robiłem i tak dalej...
     Meh...jednak zejdę na tą kawę...

     Ciocia jak zwykle po wstaniu jeszcze mało kontaktowała, więc nie była zbyt groźna...
     Chyba że akurat miała okres, zabrakło kawy, papierosy się skończyły albo zapomniała, gdzie wsadziła środki przeciwbólowe....
     Ostrożnie wyjrzałem zza ściany. Paliła i czytała gazetę... nie wyglądała na wkurzoną...
     Przywitałem się mruknięciem, bo po co marnować tlen na "dzień dobry", na co odpowiedziała mi skinieniem głowy. Obszedłem ją i zacząłem grzebać przy ekspresie.
     Zerknęła na mnie znad gazety.
      - Od kiedy pijesz kawę?
      - Od dzisiaj.
      - Yhym...
     Usiadłem obok niej, czekając aż ekspres do kawy przygotuję mi coś mocnego.
     Przyjrzałem się nagłówkom w gazecie. Akurat rzucił mi się w oczy ten z pedofilem...
     Czyli wracamy do rozkmin o moim obecnym problemie. Chociaż to już by się nie zaliczało. W końcu nie mam już dziesięciu lat. Ale też brakuję mi roku do piętnastu...
      To już naprawdę trzeba być mną, żeby mieć takie problemy!
      Obłoczek dymu papierosowego przeleciał mi koło twarzy.
      Zerknąłem na kobietę, która strzepywała popiół z blatu na podłogę. Nienawidziłem jak peciła dookoła, ale w końcu to był jej dom, więc miałem w tej kwestii mało do powiedzenia.
      Wpatrywała się we mnie. Zapomniałem się przejrzeć w lustrze przy wychodzeniu, ale chyba śladu po kilku uronionych łzach nie było widać. Wyraz twarzy też miałem typowo zasmucony. Jak zwykle zresztą. Raczej nie wyglądałem zbyt podejrzanie.
      Wziąłem gotową już kawę w ręce i zastanawiałem się, czy odejść czy jednak zostać. Zdecydowałem się jednak na to drugie, choć nie wiem czy to nie wyglądało, jakbym uciekał.
       - Coś się stało wczoraj? - Usłyszałem za sobą.
       - Co masz na myśli?
       - Przecież widzę, że jesteś przygnębiony.
       - Zawsze jestem.
       - Ale inaczej niż zwykle.
      Wstrzymałem się od odpowiedzi i po prostu szedłem dalej.
       - Nie udało ci się  kupić wczoraj prezentu?
       - Taaaa... nie udało mi się.
      Spuściłem głowę. Naprawdę nie lubiłem kłamać.

1 komentarz:

  1. Po pierwsze: gdzie Sebuś? Tęsknie za nim! Po drugie: za krótko! Po trzecie: i tak mi się podobało, gdyż lubię, gdy Ciel kmini. A jego lakoniczne skądinąd rozmowy z ciocią są ciekawe, żeby nie rzec zabawne. To chyba tyle z mojej strony. Dużo weny, Danielu.

    Pozdrawiam,

    R.

    OdpowiedzUsuń