Krótka zapowiedź nadchodzących zmian!
Nie przedłużając, niedługo do obiegu wejdzie blog. Tak, kolejny. Wiem jestem pod tym względem nieznośny. Nie przemyślałem czegoś na początku i teraz robię zamieszanie. Chciałbym jednak, żeby zawierał on moją całą "tfurczoźć" w jednym miejscu. Więc byłyby tam Fragmenty, Nauczyciel, Spektrum i opowiadania pisane od września. Myślę, że nie jest to zły pomysł, a mi prościej będzie monitorować swoje postępy w pisaniu. Pierwsze dwa blogi nadal będą działać i pojawiać się na nich będą nowe rozdziały. Zdaję sobie sprawę z tego, że o wiele łatwiej jest natrafić na Fragmenty niż na wszystko, co powstało później, dlatego też tak a nie inaczej. To chyba wszystko. Jakby koncepcja się zmieniła, to dam znać. Czy ktoś ma coś przeciw?

czwartek, 20 sierpnia 2015

Nauczyciel XXII


     Dziś był 24 grudnia... Boże Narodzenie... niemalże magiczny dzień... który będę musiał spędzić sam...

      - Ciel, przepraszam! Naprawdę próbowałam ich przekonać, no ale sam rozumiesz! Nie wiem jak do tego doszło! Tak mi przykro! Zabrałabym cię ze sobą, ale to żadna frajda spędzać Wigilię w szpitalu!...
      - Nic się nie stało...

     Tak wtedy powiedziałem, ale wcale nie chciałem zostawać sam...
     Było po szóstej, kiedy ciocia wyjechała z domu.
     Skuliłem się na łóżku, przyciskając mocniej termofor do piersi. Siedziałem w półmroku. Pokój oświetlała tylko lampka stojąca na biurku. W jej świetle połyskiwał zapakowany w błyszczący papier prezent. Dla mnie. Od cioci. Dała mi go przed swoim wyjściem, żebym miał zajęcie. A  ja nawet go nie rozpakowałem.
     Zerknąłem za okno. Pierwszej gwiazdki nie było widać. Może niebo jest zachmurzone? Nie zdziwiłbym się, gdyby tak było.
     Zajrzałem do pustego kubka po herbacie. Nie miałem ochoty wstawać, żeby zrobić sobie kolejną. Odłożyłem naczynie z powrotem na biurko, po czym sięgnąłem po leżącą na nim komórkę. Żadnych wiadomości.
     Szybko wybrałem szukany kontakt i wystukałem na klawiaturze najzwyklejsze życzenia.
     Nie musiałem długo czekać na wiadomość...
     Chciałem pociągnąć jeszcze rozmowę. Być może to pomoże mi poczuć się trochę mniej samotnym.
      Nie miałem zamiaru odpowiadać na to pytanie. Zadałem za to inne...
 
     Długo zastanawiałem się nad odpowiedzią na to pytanie. Czy powinienem w ogóle mówić mu coś takiego? Jakby się zastanowić, sam nie powinienem go pytać.
     Odpowiedź nie przyszła natychmiastowo. Po chwili pomyślałem, że Sebastian uznał mnie za żałosnego i niewartego rozmowy. Chyba jednak za bardzo się odkryłem. Dlaczego zwierzyłem się jemu, a nie potrafiłem powiedzieć tego ciotce? Wpływ chwili? Powoli przestaję rozumieć własne działania...
     Jeszcze bardziej zasmucony odłożyłem telefon na pościel obok mnie i objąłem rękoma kolana. Uczucie wewnętrznej pustki jakby się nasiliło. Chciałem położyć się spać, ale senność omijała mnie szerokim łukiem. Zdecydowałem się jednak położyć. Wtuliłem głowę w poduszkę, jednak nie przykryłem ciała.
     Przymknąłem oczy. Mogłem wcześniej zgasić lampkę. Ehh...
     Poczułem wibracje tuż przy moim uchu. Nie ukrywam, wystraszyło mnie to. Wyciszyłem komórkę, ale nie wyłączyłem wibracji, czyli jak zawsze. Zerknąłem na rozjaśniony ekran.
     Sebastian dzwoni!
     Co robić?! Co robić?!
     Zerwałem się z łóżka, tak że z impetem przywaliłem łokciem w ścianę. Brawo ja!
     Nie zwracając uwagi na ból, a przynajmniej usilnie próbując go ignorować, nacisnąłem zieloną słuchawkę.
      - Halo? - Starałem się sprawiać wrażenie jak najbardziej opanowanego.
      - Ciel, wszystko w porządku? - Głos mężczyzny niewiele tracił na swoim elektryzującym brzmieniu przez telefon.
     Kto wymyślił takie dobre komórki?!
      - Emmm ... w miarę. - Postanowiłem udać głupiego.
      - Przecież widzę, że coś się dzieję. Masz mnie za kretyna?
      - To naprawdę nic ważnego! - skłamałem po raz kolejny.
      - Ciel, nalegam...
     Przez moją głowę przebiegały różne scenariusze rozmowy i późniejszych wydarzeń, zależnych od tego, co teraz powiem.
      - Ciocia musiała pojechać na dyżur do szpitala i... - To, że jestem sam, nie chciało mi przejść przez gardło. - Ja...
      - Zostałeś sam? - Nie czekał na odpowiedź. - Tak mi przykro...
      - Jest w porządku napraw-
      - Czy mogę ci jakoś pomóc?
     Zamarłem na chwilę, słysząc tę propozycję.
      - Nie, nie! Na prawdę nie musi pan!
      - Muszę się przecież jakoś odpłacić za ten prezent. - Miałem wrażenie, że głos mężczyzny stał się nieco bardziej niespokojny.
      - Emmmm...
      - Proś o co chcesz.
     "Kochaj mnie" przemknęło mi przez myśl, jednak wiedziałem że to była prośba nie do spełnienia.
      - Czy ja... czy ja mógłbym... - jąkałem się, próbując wymyślić coś na szybko. - zobaczyć się z panem?
      - Zobaczyć się? - powtórzył, chyba lekko zdziwiony.
      - Czy mógłbym do pana przyjść? - zapytałem, łamiącym się głosem.
     To nie był dobry pomysł. To nie była absolutnie prośba na miejscu. Mentalnie uderzyłem się w policzek.
      - Jeśli to ci poprawi humor... a co na to twoja ciocia?
      - Nie mam ochoty z nią rozmawiać - szepnąłem.
      - Rozumiem, ale czy to na pewno w porządku? Wychodzić nikogo o tym nie informując?
      - Proszę. Zadzwonię do cioci albo wyślę jej sms, tylko błagam niech się pan zgodzi! - Potok słów uciekł  z moich ust bez konsultacji z mózgiem.
     Co ja zrobiłem?!
     Nastała chwila ciszy. Do oczu napłynęły mi łzy. W myślach modliłem się, by przystał na tą prośbę, ale wiedziałem, że oczekuję bardzo wiele...zbyt wiele.
       - Dobrze.
      - Słucham? - Byłem pewny, że się przesłyszałem.
      - Możesz przyjść.
     Ha?!
     Zacząłem bełkotać coś, choć sam dokładnie nie wiedziałem co. Nie spodziewałem się takiego obrotu sytuacji.
      - Mam po ciebie przyjść? - Katecheta zignorował moją paplaninę.
      - Nie! Nie, nie trzeba! - Uspokój się, idioto! - Przyjdę sam.
      - Będę czekać.
      - No to... do zobaczenia?
      - Do zobaczenia.
     Minęła chwilka, a ja nadal słyszałem jego cichy, spokojny oddech przez słuchawkę.
      - Dlaczego się pan nie rozłączy?
      - Czekałem, aż ty to zrobisz - powiedział chyba lekko zakłopotany.
      - A! Dobrze!
     Rozłączyłem się.
     Buu! I wszystkie postanowienia poszły! Daleko poszły!
 
     Czy ja powinienem coś wziąć?
     Podniosłem z podłogi plecak i otworzyłem go. Zdziwiło mnie to, że nie był pusty. W środku znajdowało się dość pokaźnych rozmiarów pudełko. Wyjąłem je.
     Czekoladki. Wyglądały na drogie. Sebastian mi je włożył...?
     Nie lubi słodyczy...? Albo czy ja wyglądam na aż tak lubiącego słodycze...? Wyglądam na miłośnika drogich słodkości...? No tak chyba właśnie wyglądam...
     Wezmę je.
     Przebrałem się w coś o wiele bardziej wyjściowego. Jeszcze uczesałem się i umyłem zęby. A zajęło mi to niecałe dwadzieścia minut!
     Nie wysłałem wiadomości do cioci, ani nawet nie zadzwoniłem do niej. Miałem zamiar wrócić o jakiejś normalnej godzinie, a nie rano, więc nawet się nie zorientuje, że mnie nie było.
     Założyłem dość niechętnie zimową kurtkę i buty. Czapkę schowałem do kieszeni. Wziąłem plecak w rękę i wyszedłem, zamykając drzwi na klucz.
     Na zewnątrz byłoby kompletnie ciemno, gdyby nie uliczne lampy i światła błyskające z okien. Wpatrywałem się w nie tęsknym wzrokiem, zastanawiając się, kiedy tak właściwie spędzałem święta w rodzinnym gronie. Chyba jak miałem jedenaście lat. Wtedy pojechaliśmy razem z ciocią do domu Lizzie. U nich zawsze dużo się działo. Pamiętam nieudolne próby cioci Francis w nauczeniu mnie fechtunku. Nawet się za nią trochę stęskniłem.
     Chłód nie był taki przeszywający jak ostatnio. Wiatr też na szczęście nie wiał. Przechodziłem wzdłuż płotów na mojej ulicy. Minąłem dom Eliota, kiedy skręcałem w prawo. Zatrzymałem się na chwilę przed nim. W salonie paliło się światło. Pewnie już usiedli do stołu.
     Poszedłem dalej. Chciałem jak najszybciej znaleźć się u Sebastiana, żeby móc spędzić u niego jak najwięcej czasu. Przyśpieszyłem trochę kroku, ale nadal uważałem na śliski chodnik, który już kilka razy zdążył mi w tym roku dokuczyć.
     Przeszedłem obok mojego gimnazjum i podstawówki. Przekroczyłem pasy i minąłem ceglany murek, którym ktoś wyznaczył sobie prywatność. Byłem już całkiem blisko.
     Zanim jeszcze dowiedziałem się, że mój nauczyciel mieszka niedaleko tej ulicy, przychodziłem tu na spacery. Po mojej lewej stronie znajdował się rządek domów, a po prawej droga asfaltowa prowadząca do kolejnego miasteczka. Obok niej rosły też drzewa jak można się było spodziewać. Byłem już przy kolejnej uliczce, gdy zaczął prószyć śnieg. Uśmiechnąłem się lekko.
     Wykonałem kolejny skręt w prawo, następnie w lewo i już stałem przy bramie domu mojego katechety. Wszedłem na teren jego posesji i po kamiennej ścieżce dotarłem do drzwi. Zapukałem.
      - Dobry wieczór! - powiedziałem, choć zdecydowanie za głośno.
     Znów dopadł mnie ten cholerny stres!
     Sebastian skinął mi głową i przepuścił w drzwiach.
      - Przepraszam za najście - mruknąłem, ściągając plecak i kurtkę.
     Mężczyzna wziął ją ode mnie i powiesił na wieszaku. Już czułem napływające do policzków ciepło...
     Zdjąłem buty, a kiedy się wyprostowałem, zerknąłem na bruneta.
      - Dziękuję, że pozwolił mi pan przyjść... - szepnąłem.
     Oczekiwałem jakiejś odpowiedzi z jego strony, ale się nie doczekałem.
     Poczułem jednak ciepło dużej dłoni, gładzącej mnie po włosach delikatnie.
     Nogi zrobiły mi się jak z waty, ale jeszcze byłem w stanie się na nich utrzymać. Miałem ogromną chęć przytulić się do Sebastiana, jednak nie pozwoliłem sobie na to. Zacisnąłem zęby na wardze, żeby przypadkiem nie powiedzieć czegoś głupiego.
      - Herbaty? - Głos katechety był lekko zachrypnięty.
     Przytaknąłem, gdy dłoń zostawiła moje włosy.
     Sebastian obrócił się, by iść do kuchni. Poszedłem za nim, zostawiając swój plecak po drodze w salonie. Nie chciałem być teraz sam, a mężczyzna nic nie powiedział na moje zachowanie.
     Usiadłem na krześle stojącym przy ścianie. Z jakiegoś powodu byłem teraz bardzo szczęśliwy, choć nadal bardzo skrępowany. Przyglądałem się dyskretnie parzącemu herbatę mężczyźnie.
     Stał do mnie plecami, więc w sumie nie mógł widzieć, że go obserwuję, ale myślę, że był tego świadomy. Podniósł paczkę papierosów leżącą obok kuchennego blatu i podniósł ją do góry.
      - Mogę?
     Przez chwilę nie rozumiałem, o co pyta.
      - Oczywiście, że tak. Nie musisz się o to pytać. Znaczy! Nie musi się pan pytać. - Poprawiłem się.
     Wyjął z kiszeni spodni srebrną zapalniczkę zippo. Zawsze mi się podobały, ale chyba były drogie.
      Dopiero teraz zwróciłem uwagę na jego ubiór. Był ubrany bardzo elegancko. W czarną koszulę, białą kamizelkę i wyjściowe spodnie. Jakby przed chwilą wrócił z jakiegoś uroczystego bankietu. Ciekawiło mnie, czy miał na sobie prezent ode mnie, ale z tej odległości nie widziałem. Włączył okap (dop.aut. - ja nie wiem jak to inaczej nazwać, więc jak ktoś wie, to może mnie oświecić xD), po czym odwrócił się w moją stronę.
      Zaciągnął się kilka razy dymem. Wyglądało to cholernie zmysłowo, tak że praktycznie ślinka leciała.
      Spojrzałem w inną stronę, żeby się nie wgapiać w mężczyznę za bardzo. Choć może to właśnie chciał osiągnąć? Taaaa, Ciel rób sobie nadzieję, na pewno wyjdzie ci na dobre...
      Poczułem ssanie w żołądku i właśnie uświadomiłem sobie, że tak właściwie to od rana nic nie jadłem. Hahaha...znowu...
      Uwielbiam niekontrolowane reakcje mojego ciała, które przypomina sobie o nich w najmniej odpowiednich momentach. Przynajmniej jeszcze nie przypomniało sobie o "tej". I niech tak zostanie.
      Kiedy brunet skończył palić, podał mi kubek z herbatą. Samemu zrobił sobie kawę. Tak na noc?
      Przeszliśmy do salonu z kubkami w rękach. Wyjąłem z plecaka czekoladki, na widok których Sebastian trochę się speszył. Rozpakowałem je z foli i otworzyłem. Były pozawijane w czerwono-złote papierki.
      - Chce pan?
      Długie palce nadal skryte pod rękawiczkami zręcznie chwyciły pierwszą z brzegu czekoladkę.
      Przyglądałem się jak rozpakowuje ją i przegryza siekaczami. Czekoladki okazały się być nadziewane i kilka kropel czerwonawej cieczy skapnęło mężczyźnie na podbródek.
       - Szlag... - zaklął pod nosem.
      Wytarł brodę kciukiem, brudząc przy tym rękawiczkę. Parsknąłem kiepsko stłumionym śmiechem i sam zjadłem jedną czekoladkę. Wiśnie z rumem?
      Sięgając po następną, kątem oka zobaczyłem, że Sebastian wytyka język. Spojrzałem na niego, jednak już zbyt późno. Może mi się zdawało?
      Zjadłem chyba już pięć czekoladek, jednak nie byłem nimi w stanie zaspokoić wymagań żołądka.
       - Jesteś głodny? - Katecheta odstawił kubek z kawą na stolik.
       - Tylko trochę.
       - Chcesz coś zjeść?
       - Nie, wytrzymam.
       - Może jednak?
      Dopiłem herbatę i jeszcze z ustami zakrytymi kubkiem, powiedziałem:
       - Zgoda.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Hejcia :3
Druga część rozdziału najprawdopodobniej pojawi się pojutrze, przy dobrych wiatrach jutro.
Zapowiadam drobną zmianę, mianowicie za jakichś czas pozamienia się lekko numeracja rozdziałów. Chodzi o to, że zamiast np. I oraz II pojawi się I cz.1 oraz I cz.2. Po prostu nastawiam się na drukowanie moich wypocin i nie chcę wprowadzać teraz jakiś nieścisłości ^ ^"
A tak w ogóle to dziękuję bardzo za 17 tys. wyświetleń. Jesteście wspaniali :D

2 komentarze:

  1. O jacie! Jak ja tu dawno nie byłam! Wybacz Danielu, ale R miała mnóstwo pracy, bo jej blog w końcu zaczął działać :D. Co prawda, dopiero jeden z iluś, ale zawsze coś :D. A co do notki - no Sebuś był! To mi wystarczy do szczęścia! Jestem totalnie rozanielona jego gestem w stosunku do Ciela :D. Taki ojcowski gest, a jednak głosik mu ochrypł :D. Jak fajnie, że spędzają razem Wigilię :). Słodko! I jeszcze to z tym językiem - powaga? Oby więcej takich akcji :D. A co do Twojego pytania, to się nazywa okap kuchenny, po prostu :). Ja czasami mówię "uruchom wentylator, jak coś gotujesz" :D. Ale zwyczajowo mówi się "okap". Lecę dalej, bo chcę nadrobić i od razu iść spać, dlatego na gadulca nie piszę.

    Pozdrawiam,

    R :).

    I gratuluję takiej ilości wyświetleń!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chodziło mi o coś w stylu: "uruchomił okap"; "włączył wiatrak/wentylator", a nie o to, że nie wiem jak się mówi na okap. Ale dzięks :3

      Usuń