Krótka zapowiedź nadchodzących zmian!
Nie przedłużając, niedługo do obiegu wejdzie blog. Tak, kolejny. Wiem jestem pod tym względem nieznośny. Nie przemyślałem czegoś na początku i teraz robię zamieszanie. Chciałbym jednak, żeby zawierał on moją całą "tfurczoźć" w jednym miejscu. Więc byłyby tam Fragmenty, Nauczyciel, Spektrum i opowiadania pisane od września. Myślę, że nie jest to zły pomysł, a mi prościej będzie monitorować swoje postępy w pisaniu. Pierwsze dwa blogi nadal będą działać i pojawiać się na nich będą nowe rozdziały. Zdaję sobie sprawę z tego, że o wiele łatwiej jest natrafić na Fragmenty niż na wszystko, co powstało później, dlatego też tak a nie inaczej. To chyba wszystko. Jakby koncepcja się zmieniła, to dam znać. Czy ktoś ma coś przeciw?

środa, 12 sierpnia 2015

Fragmenty duszy XLXIX

     Przeciągnąłem się leniwie. Ziewnąłem, lecz nie otworzyłem oczu. Nadal czułem niemoc, która dopadła mnie po wczorajszych... nieważne.
     Leżący za mną Sebastian przyciągnął mnie do siebie, gdy zorientował się, że minimalnie się odsunąłem. Mruknął, najwyraźniej bardzo zadowolony z siebie. Jeszcze się chyba nie obudził. Nie miałem mu tego za złe, w końcu wydawał się być dość...wyczerpany... Był ostatnio zestresowany.
     Niemal pisnąłem, kiedy jego duża i ciepła dłoń zjechała z mojego brzucha na udo. On to robi celowo nawet przez sen! A było to jeszcze bardziej drażniące z racji tego, że dzisiaj spałem bez ubrania! Jak już się obudzi to dostanie mu się za ten pomysł...grrr...
     Uwolniłem ręce spod pościeli, gdy demon po raz kolejny przejechał dłonią wzdłuż ciała, tym razem zatrzymując się na wystających delikatnie żebrach. Palcami pogładził mnie po mostku. Zaraz potem poczułem ciepły oddech na moim karku. Zarumieniłem się mimowolnie, wciągając powietrze ze świstem.
      - Miau!
     Wzdrygnąłem się na ten odgłos. Otworzyłem oczy i rozejrzałem się po mojej sypialni. A przynajmniej po jej lewej stronie. Wszystko było na swoim miejscu. Może mi się przesłyszało, albo dostaję kręćka?
     Na pościeli przy brzegu łóżka najpierw ukazały się małe, białe łapki, a zaraz po nich zauważyłem duże, szpiczaste uszy. Nie musiałem długo główkować nad tożsamością kota wskakującego na łóżko.
     W szarych, cwaniackich oczach igrały iskierki, a koci pyszczek w jakiś sposób odzwierciedlał złośliwy uśmieszek Spicy. Przysiadła na łóżku i wpatrywała się w nas, machając przy tym ogonkiem.
      Jednym sprawnym ruchem zwaliłem ją z pościeli. Nie zrobiłem tego gwałtownie, bo bałem się, że obudzę Sebastiana. Jednak za moment kot pojawił się znowu. Tym razem przed moją twarzą. Nic sobie nie robiąc z zajścia sprzed chwili, pomiziała swoim różowym noskiem mój. Miałem wrażenie, że jest z siebie bardzo dumna, ale jeszcze nie wiedziałem dlaczego. Przyłożyła łapkę do mojego policzka.
     Weźcie ją ode mnie!
     Po zmaltretowaniu mi lewej brwi, zrezygnowała z dalszego dokuczania i położyła się na wysokości mojego brzucha. Zwinęła się w kłębuszek, choć wątpiłem, że zasnęła.
     Było chyba naprawdę wcześnie, bo przez ciemne kotary nie prześlizgiwał się ani jeden promyczek słonecznego światła. To nie była jeszcze pora na wstawianie, więc na powrót zamknąłem oczy. Miałem nadzieje na spokojną poranną pobudkę, a nie taką jaką zafundowali mi ostatnio Sebastian ze Spicą...
     Wtuliłem się bardziej w mężczyznę leżącego obok mnie. Raczej nie będzie zadowolony z obecności nadplanowego gościa w łóżku, ale może demonicy uda się uciec... Nie reflektuję na rozlew krwi w mojej posiadłości, więc niech lepiej wyjdą na dwór, żeby rozwiązać ten problem... I mają po sobie posprzątać!
     Pogładziłem dłoń spoczywającą na moim boku, delektując się subtelnym ciepłem bruneta. Mogłoby tak zostać na zawsze...tylko może bez Spicy....ale ładny by był z nas obrazek...uroczy niemalże...
     Jak tylko Sebastian się obudzi, zarządzę kąpiel. A do tego jeszcze niezdrowe śniadanie... naleśniki albo omlet...mmm...

     Stuk...stuk...stuk...
     Próbowałem ignorować docierający do moich uszów irytujący dźwięk, który przebijał się nawet przez zasłonę snu.
     Stuk...stuk...skrzyp...
     Dźwięk nie był głośny. Przeciwnie, był ledwo dosłyszalny. Nie mam pojęcia, skąd to wiedziałem, ani jakim cudem go słyszę. Nie bałem się... Czułem, że nie mam czego. Znajoma aura podeszła do łóżka i zatrzymała się przy nim. Ciężar kociego ciałka, który towarzyszył mi od jakiegoś czasu, zniknął.
     Stuk...stuk...stuk...klik...skrzyp...klik...
     Przekręciłem się na drugi bok. Mruknąłem coś, choć nie wiem, co dokładnie. Pewnie nic nie znaczące mamrotanie przez sen. Odnalazłem kark Sebastiana i położyłem na nim rękę, która po chwili bezwładnie zsunęła się po jego szyi. Przysunąłem się bliżej, aż w końcu poczułem ciepły oddech na własnym czole.
     Otworzyłem oczy, choć nie miałem na to wielkiej ochoty. Nie widziałem zbyt wyraźnie. Przetarłem kilka razy lewe oko. Na prawe i tak nie widziałem wyraźnie. Kiedy wreszcie obraz przestał się rozmazywać, zobaczyłem obojczyki mojego mężczyzny, a nad nimi kilka bordowych punkcików, zostawionych przeze mnie w nocy...
     Pogłaskałem demona opuszkami palców po szyi. Przeciągnął się, nieznacznie wyginając przy tym ciało w łuk.
     - Ktoś tu był - szepnąłem.
     - Wiem.
     - Nie wyglądałeś na przejętego - stwierdziłem, przesuwając palcami po umięśnionym ramieniu i uśmiechając się przy tym prześmiewczo.
     - Po co się fatygować...
     - He? Przecież spałeś.
     - Ja nie śpię... - Pocałował mnie w czoło. - tylko czuwam.
    Przeczesał moje włosy, odsłaniając zakryte częściowo prawe oko.
     - Wstajemy? - zapytałem.
     - Najwyraźniej...
    Demon pocałował mnie jeszcze raz tym razem w usta. Przeciągałem pocałunek, ile się dało.
    Sebastian wstał i wyprostował kości. Napięte plecy wydały z siebie kilka trzeszczących dźwięków, co nie zmieniło faktu, że nadal były idealne.  Pozbawiony źródła ciepła przykryłem się szczelniej kołdrą. W końcu spałem dzisiaj bez piżamy...
    Miałem mieszane uczucia co do gościa sprzed chwili, ale zachowałem je dla siebie. Gdyby coś było nie tak Sebastian mi by o tym powiedział...prawda?
     - Zrobisz omlet na śniadanie? - Przyglądałem się, jak demon ubiera koszulę.
     - A z czym sobie panicz życzy?
     - Obojętnie. Tylko ma być słodki.

     - Sebastianie, gdzie jest Spica? - zapytałem, pomiędzy kęsami omletu z owocami leśnymi.
     - Pewnie kręci się gdzieś dookoła posiadłości. Dlaczego pytasz?
     - Po prostu byłem ciekaw...
    Upiłem łyk herbaty z filiżanki w finezyjny niebieski wzorek.
    Trochę zmartwiłem się, że demonica zniknęła wtedy, gdy wyczułem tą obecność. Ale chyba Sebastian też ją wyczuł. Skoro nawet ja ją wyczułem, to raczej na pewno.
     -Wyszedłbym na dwór... - mruknąłem, kiedy już skończyłem jeść swoje śniadanie.
     - Myślę, że moglibyśmy wybrać się na mały spacer - stwierdził demon, zabierając talerz.
     - Naprawdę?! - niemalże krzyknąłem z radości.
     - Czy ja cię kiedykolwiek okłamałem?

     Zimne styczniowe powietrze orzeźwiło mnie porządnie. Zsunąłem z głowy futrzany kaptur, pozwalając lekkiemu wiatrowi zmierzwić mi włosy.
      - Ile razy dziennie będę cie jeszcze musiał czesać? - Usłyszałem za sobą niski głos.
      - Tyle ile trzeba.
     Czułem się dziwnie dziecinnie, gdy cieszyłem się stukotem kamieni pod moimi butami. Nie pamiętam, kiedy ostatnio coś tak mało ważnego wywołało u mnie tak pokręcone i niejasne uczucie.
     Śnieg nie zalegał na ziemi, którą porastała delikatnie oszroniona trawa. Na drzewach i krzewach nie było jeszcze liści, a las, który znajdował się niedaleko posiadłości, sprawiał trochę przerażające wrażenie.
     Mimo tego było mi przyjemnie. Dawno nie wychodziłem na zewnątrz. Choć nie miałem już tak tragicznej odporności jak kiedyś, to i tak bałem się złapać przeziębienie.
     Przeszliśmy z Sebastianem połowę ogrodu. Znów poczułem to dziwne uczucie z rana. Rozejrzałem się, ale nie zauważyłem niczego podejrzanego. Żadnego ruchu. Dosłownie. Nawet cienkie witki krzewów, dotychczas smagane przez wiatr, nie poruszały się.
    Trochę mnie to przeraziło.
    Zerknąłem na demona stojącego obok mnie. Również w tej chwili rozglądał się dookoła, ale wydawał się o wiele spokojniejszy ode mnie. Wiedziałem jednak, że jego mięśnie napięły się, a on sam był gotowy w każdej chwili na...
  
      - Tak właściwie to co się stało? - Nie do końca zarejestrowałem przebieg zajścia...
     Przedstawiało się to mniej więcej tak, że Rogacjusz leżał na ziemi, a Sebastian przyciskał go do niej łokciem.
       - Wiem, że to nie było przywitanie na miejscu, ale możesz mnie już puścić, Mal?
     Oczy mojego demona, które jeszcze przed chwilą jarzyły się jakby piekielnym ogniem, wróciły do swojego normalnego koloru. Mężczyzna podniósł się, dając możliwość wstania.
      - A Spica mówiła, że się zapuściłeś... - marudził, otrzepując swój czarny ubiór.
     Wyglądał na mundur i chyba w istocie nim był. Całkiem ładnie podkreślał figurę shedima...
      - Witam. - Rogacjusz uśmiechnął się do mnie.
      - A gdzie Spica? - zapytał brunet.
      - Tu jestem!
     Usłyszałem za sobą wesoły, wysoki głosik. Potem krótkie, białe włosy mignęły mi koło ucha.
     Dziewczyna z wielką gracją wskoczyła Sebastianowi na plecy.
     Wszystkie jej ruchy były ledwie dostrzegalne. To pewnie dlatego nie zdążyłem zauważyć, co się tak właściwie stało przed chwilą.
      - Złaź ze mnie! - demon szarpnął się, przez co trzymająca się jego ramion Spica spadła prosto na zamarznięty grunt.
      - Buuuu~! Sebuś mi dokucza! - wybuchła udawanym płaczem.
      - To jak? Zaczynamy? - Szaroskóry shedim zwrócił się do Sebastiana, ignorując przy tym zawodzącą dziewczynę.
      - Zaczynamy co?
      - Trening oczywiście.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz