Krótka zapowiedź nadchodzących zmian!
Nie przedłużając, niedługo do obiegu wejdzie blog. Tak, kolejny. Wiem jestem pod tym względem nieznośny. Nie przemyślałem czegoś na początku i teraz robię zamieszanie. Chciałbym jednak, żeby zawierał on moją całą "tfurczoźć" w jednym miejscu. Więc byłyby tam Fragmenty, Nauczyciel, Spektrum i opowiadania pisane od września. Myślę, że nie jest to zły pomysł, a mi prościej będzie monitorować swoje postępy w pisaniu. Pierwsze dwa blogi nadal będą działać i pojawiać się na nich będą nowe rozdziały. Zdaję sobie sprawę z tego, że o wiele łatwiej jest natrafić na Fragmenty niż na wszystko, co powstało później, dlatego też tak a nie inaczej. To chyba wszystko. Jakby koncepcja się zmieniła, to dam znać. Czy ktoś ma coś przeciw?

czwartek, 2 lipca 2015

Nauczyciel XV

  Wstawiłem swój urodzinowy prezent do wazonu. Zdziwko mnie chapło, że w ogóle znalazłem taki duży. Kwiaty pozostawiłem w salonie, bo wnoszenie ich na górę do pokoju mogłoby skończyć się tragedią...znowu...
  Wysłałem wiadomość z podziękowaniem za życzenia Sebastianowi. Taka mała rzecz a cieszy. Nie licząc oczywiście kwiatów...Nadal nie miałem pewności, że są od niego, ale pomarzyć można!
  Chciałem znów wpaść do niego z wizytą, ale jak na złość Prosiak postanowił nic nam nie zadać. Nie mogłem wymyślić żadnego innego powodu. Partia szachów nie wydawała się najlepszym pomysłem...
   Ale w sumie, to mógłbym go zaprosić do siebie "na herbatę" w ramach rekompensaty za tamto zadanie domowe. To wydawało się być całkiem w porządku, a  skoro nikogo nie ma w domu...
   Zawszę mogę omotać go swoim urokiem osobistym. Wziąć na tekst, że smutno samotnie spędzać urodziny...
   W środku jest posprzątane. Nawet u mnie w pokoju panuje względny ład, chociaż lepiej byłoby ugościć go w salonie. Nie lepiej, tylko to po prostu logiczne.
   Dobra! Wdech, wydech. Nie nakręcaj się tak, bo jeszcze nic nie jest ustalone. Spokojnie.
   Wsiąkłem w kanapę, usiłując się zrelaksować i wyjąłem komórkę z kieszeni szlafroka. Wypadałoby się chyba ubrać...
  
   Wow...zgodził się... Aż się zdziwiłem... Drugi raz dzisiejszego dnia... Martwię się, że jeszcze nie ostatni...

   Ustaliliśmy, że Sebastian przyjdzie o piętnastej, czyli za pół godziny. W tym czasie musiałem ubrać się, wyczesać i umyć zęby. Zacząłem od końca, bo to wydawało mi się najprostsze.
   Wyczesałem się i umyłem zęby już we własnej łazience. Do "porannego" prysznica wykorzystałem tą cioci. Po prostu była bliżej kuchni niż moja. W moim mniemaniu to nie był wcale przejaw lenistwa.
    Zacząłem przegrzebywać szafę w poszukiwaniu czegoś odpowiedniego. Ciężko było wyczuć w czym przyjdzie Sebastian, ale coś mi się zdaję, że jednak przyjdzie ubrany elegancko. Bardziej elegancko niż w domu mniej niż w pracy. Czyli, że powinienem ubrać się podobnie...chyba...
    Finalnie wybór padł na dość obcisłą czarną bluzkę z krótkim rękawem (nie trzeba było jej prasować) i ciemnogranatowe jeansy. Nic specjalnego, ale wyglądało nieźle, kiedy przeglądałem się w lustrze. Nie miałem żadnych ozdób w stylu wisiorków, więc nie mogłem nic takiego założyć. Może pora zainwestować w coś takiego? Choć najpierw wolałbym ubłagać ciocię na przekłucie uszu... Zawsze wydawało mi się, że dobrze wyglądałbym w kolczykach. Nawet jeśli musiałbym czasem znosić przytyki ze strony innych uczniów. Przecież mogę ją poprosić o to z okazji urodzin...Przedyskutuję to z nią, jak już wróci.
    Wrzuciłem ciuchy, które w międzyczasie pospadały z półek z powrotem do szafy i zszedłem znowu na dół. Ile ja kalorii muszę spalać na tych schodach?
    Sprawdziłem godzinę. Jeszcze piętnaście minut. Przez ten czas stres mnie zeżre...
    Miałem nadzieję, że nikt nie zobaczy, że Sebastian tu idzie. To byłby przegryw roku.
    Zerknąłem przez okno w przedpokoju, czy przypadkiem nie widać go już na ulicy.
    Nie było, więc tymczasem wyciągnąłem z lodówki sernik na zimno, który ciocia zrobiła ostatnio. Jeszcze trochę go zostało, a był naprawdę dobry. Pewnie dlatego, że długo nie jadłem nic podobnego...Trochę szkoda, że nie mogę ruszyć szampana z barku. Ciocia Ann na pewno by się skapnęła i byłaby wtopa. Chociaż....
    Wyciągnąłem z szafki talerzyki i łyżeczki, żeby zanieść je do salonu wraz z ciastem. Wyłączyłem przy okazji telewizor. Włączenie muzyki było chyba całkiem niezłym pomysłem. Przejrzałem wszystkie płyty stojące na stojaku za sofą. Cóż...ciocia podzielała moje zamiłowanie do rocka, a on niespecjalnie budował atmosferę.Ciekawe czego słucha Sebastian...
    Usłyszałem pukanie do drzwi. Momentalnie wyprostowałem się i poprawiłem bluzkę, która dopiero teraz okazała się ciut za mała. Mam nadzieję, że nie wyglądam przez to zbyt gejowato...Szybko podbiegłem do drzwi, poprawiając jeszcze włosy, które na szczęście zdążyły wyschnąć. Otwarcie drzwi oczywiście skończyło się zmarznięciem i to ponownym, ale tym razem również było warto.
    Do domu wszedł Sebastian, ubrany, wreszcie odpowiednio jak na zimową porę, w długi, czarny płaszcz.
   Oczywiście na ten widok Ciel zapomniał języka w gębie, no bo jakże by inaczej...

   Zaprosiłem Sebastiana do salonu i nałożyłem sernika na talerz. Zaproponowałem też herbatę. Odmówił.
    - To może szampana? - zapytałem i nawet nie czekając na odpowiedź, poszedłem po kieliszki do pokoju cioci. No i po szampana oczywiście.
   Było ciężko wybrać z pomiędzy trzech różnych, stojących w barku, ale w końcu wziąłem ten, który miał najładniejszą etykietę. Bardzo poważne kryterium wyboru...
   Wróciłem do pokoju, w którym zostawiłem bruneta. Akurat kończył jeść ciasto. Otaksowałem szybko jego ubiór i stwierdziłem, że ogólnie ubraliśmy się podobnie. Tylko Sebastian zdecydował się na luźną czarną koszulkę, a ja na zdecydowanie nie luźną. Oczywiście rękawiczki były na swoim miejscu...
    Wpatrywał się na mnie przez dłuższą chwilę. Przez myśl mi przemknęło,  żeby jednak tą bluzkę zmienić, ale już trudno.
   - Dasz radę to otworzyć? - zapytał.
   Tego nie przemyślałem...
   Mężczyzna najwyraźniej dostrzegł moje zakłopotanie i sam otworzył butelkę. Korek wystrzelił, a z zielonej szyjki wyleciał "dymek". Usiadłem na kanapie jak najbliżej niego, ale nadal w stosownej odległości. i postawiłem wysokie kieliszki na ławie. Szkło zastukało o marmurowy blat, a zaraz potem ze sprawnością barmana Sebastian nalał do kieliszków złotawego trunku.
  Puknęliśmy o siebie szklanymi naczyniami, jak to się zwykle robi.
  Upiłem trochę szampana. Nie było w nim przesadzonej ilości bąbelków, więc mogłem uznać, że mi smakował. Ogólnie rzecz biorąc nie lubię gazowanych rzeczy. Jednym okiem wpatrywałem się w katechetę. Wydawał się bardziej rozluźniony niż zazwyczaj. Rozglądał się po pokoju. Żeby obserwować jego twarz musiałem nieźle podnosić głowę, a przy okazji uważać, żeby grzywka nie zsunęła się i nie odsłoniła mojej skazy.
    - Dlaczego przyszedłeś? - zapytałem, odstawiając na ławę puste naczynie.
   Spojrzał na mnie jakby nie rozumiał pytania.
    - Poprosiłeś o to.
    - No niby tak...ale teoretycznie przecież mogłeś się nie zgodzić. 
    - Wtedy byś się na mnie obraził i już w ogóle nie uważał na lekcji... - mruknął.
    - Masz rację. - walnąłem lekko głupawy wyszczerz, nie wiedząc czy mam to brać na serio czy nie.
   Brunet uśmiechnął się nieznacznie. Czyli chyba rozmowa zmierza w jakimś kierunku. Jakimś dobrym...
  
   Przez kolejną godzinę rozmawialiśmy. O różnych rzeczach. Jednych poważnych, drugich trochę mniej. Przemaglowaliśmy problemy trzeciego świata, politykę, zahaczyliśmy o psychologię, przeplatając to zgrabnie dyskusją o książkach w stylu "dlaczego "Pięćdziesiąt twarzy" jest takie popularne i dlaczego to gniot". Nigdy bym nie pomyślał, że katecheci w ogóle wypowiadają się na takie tematy. Po mojej katechetce (moher jakich mało) z podstawówki, to raczej nie spodziewałbym się niczego więcej poza stwierdzeniem, że ta książka to dzieło Szatana.
   Stopniowo rozmowa zaczynała dotyczyć coraz bardziej przyziemnych tematów, co nie zmieniało faktu, że nie była nudna. Nie wiem, ile lampek zdążyłem wypić w międzyczasie...
    - Ej, a z profesorem Rafaelem to zawsze byłeś tak blisko? - zapytałem, choć składnia powoli zaczynała się sypać.
    - Emmm? Tak, a co?
    - No bo jesteście kompletnie różni! - powiedziałem, opierając się o ramię nauczyciela. - Ale wiesz przeciwieństwa się przyciągają... - spojrzałem na niego, nieprzytomnym wzrokiem.
    Moment zastanawiałem się nad tym co powiedziałem, zachłysnąłem się powietrzem i palnąłem jak ostatni cep:
    - To ty z nim sypiasz?! - Ciel, coś ty powiedział niemoto?!
    - Co? Oczywiście, że nie!
    - To dobrze - odpowiedziałem już znacznie ciszej. - Bo wiesz, wtedy byłbym zazdrosny.
 (po tym obiecałem sobie, że nigdy więcej nie tknę alkoholu)
    - O co miałbyś być niby zazdrosny? - odsunąłem się trochę od Sebastiana, żeby móc spojrzeć mu w twarz.
    - No bo zawsze jesteś wobec mnie taki niedostępny! A jak już jesteśmy sami to zachowujesz się tak cholernie zimno! Ja tu kminię jak się u ciebie zaskarbić, a ty mnie olewasz! - co ty pieprzysz, idioto?!
    Brunet wpatrywał się przez chwilę na mnie, jakbym był kimś nienormalnym. W tej chwili, przyznaję, niebezpodstawnie.
    - Jesteś pijany - stwierdził po chwili beznamiętnym tonem.
    - Nieprawda! Poza tym właśnie o tym mówię! Jeszcze chwilę rozmawialiśmy normalnie, a teraz się znów odsuwasz! Co z tobą?!
    - To nie jest takie proste! - nie tylko mnie dzisiaj puściły nerwy.
    - To mi wyjaśnij!
    - Nie zrozumiałbyś! A kim ty niby jesteś, żebym próbował ci to wyjaśnić?!
    - A kim chcesz, żebym był?!
    - A kim chciałbyś dla mnie być?! - krótka, acz zauważalna pauza. - I dlaczego?
   Kiedy chciałem rzucić ripostą w stylu "To nie zgadnij, kto to!", Sebastianowi zadzwonił telefon. Wyciągnął go z kieszeni. To oczywiście nie ja dzwoniłem. Byłem w niefortunnym położeniu i nie mogłem zobaczyć, kto dzwoni. A szkoda!
   Brunet wyraził chęć odebrania i wyciągnął rękę w stronę mojej twarzy najprawdopodobniej po to, żeby zatkać mi dziób. Ale ja byłem szybszy. Jednym zwinnym ruchem pozbawiłem jego prawej dłoni rękawiczki!
   - I co?! Szach mat! - wydarłem się jak nienormalny, unosząc dłoń z rękawiczką wysoko w górę.
  Spojrzałem się na rękę,  która cały czas byłą zawieszona w bezruchu. Nie rozumiałem.
  "Ona w ogóle nie wygląda jak normalna dłoń. O co chodzi? Że jak jest pobliźniona, to trzeba ją od razu chować?" pomyślał chłopiec, który chowa całą prawą część twarzy..
   Ręka zniknęła z mojego pola widzenia. Ogólnie wszystko powili zaczęło z niego znikać.

------------------------------------------------------------------------------------------------------
 Wybaczcie mi ten zastój ;-;
 Zwalam to oficjalnie na wakacyjnego lenia! Obiecuję, że to się już nie powtórzy. Przynajmniej bez zapowiedzi ^ ^"

2 komentarze:

  1. Kurcze! Ten rozdział mnie zniszczył! Był rewelacyjny, bo Sebuś postanowił przyjść do Ciela. Jak uroczo! Świętowanie urodzin z własnym katechetą to musi być coś ;). I jeszcze ta cała akcja z pijanym Cielem - hahaha! Miałam cały czas banan na ustach :). Normalnie nie wierzę, że w nasz niepozorny chłopaczek w końcu zdecydował się być bezpośredni. Oj tak! Polać mu, bo dobrze gada. Wiadomo, "słowa pijanych są myślami trzeźwych" czy jakoś tak to leciało :D. W każdym razie dzięki temu rozdziałowi uśmiechnęłam się kilka razy, szczególnie pod koniec. Jednakże fragment o bliznach na dłoniach Sebusia, nieco zbił mnie z pantałyku. Coś Ty mu zrobił, Daniel? Jaką tragedię zaserwowałeś katechecie, hę? Widać, że obydwaj są doświadczeni przez życie. Mam tylko nadzieję, że jego dalszy ciąg będzie szczęśliwszy. Czekam na ciąg dalszy i pozdrawiam serdecznie, zostawiając masę weny, która mi się teraz nie przydaję.

    R.

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajnie sobie wyobrazić bohaterów Kuro we współczesnych ciuchach:) Nieletnich rozpijać! xD Sebcio, ty niedobry ty! Ale akcja, tyle sobie wykrzyczeli! No i akcja z dłonią!

    OdpowiedzUsuń