Piątku właściwie nie miałem. Zupełnie nie pamiętam co się działo. Byłem pogrążony w apatii i amoku. Nic do mnie nie docierało. Ledwo wlokłem się na nogach z klasy do klasy.
Cały dzień byłem pusty. Odczuwałem tę pustkę bardzo boleśnie. Tak jakbym w ogóle nie istniał. O tym, że żyję, świadczyły jedynie niepowpisywane nieobecności w szkolnym dzienniku.
Moje zrezygnowanie sięgnęło szczytu na ostatniej lekcji
Siedziałem po prostu zamknięty pośród zielono-niebieskich ścian sali od geografii. Z względnie nowych szafek spoglądały na mnie globusy. Za mną wisiały mapy świata. Ery i okresy geologiczne. Ręce opierałem na obdrapanej ławce. Wodziłem wzrokiem po klasie, a mimo tego nie widziałem nikogo...
...nikogo poza nim.
Przechadzał się pomiędzy ławkami, dyktując notatkę, tak jak zwykle to robił. I nawet kiedy przechodził obok mnie, wydawał się być tak odległy jak jeszcze nigdy. Sebastian nawet na mnie nie spojrzał.
Postanowiłem nazywać go samym imieniem chociaż w myślach. Pewnie nigdy nie będę mógł go tak nazwać bezpośrednio.
Przemknęło mi przez myśl, że mogło go urazić to, że podczas smsowania nie mówię do niego na "pan". Nie powiedział mi tego, ale on ogólnie mało mówi. Jednak to, że zwracałem się do niego poprzez wiadomości właśnie w taki sposób, nie było okazywaniem braku szacunku. Po prostu w ten sposób wyrażałem chęć zbliżenia się do kogoś. Tylko skąd on mógł o tym wiedzieć...?
Po dzwonku wyszedłem z klasy, włócząc nogami. Wsłuchiwałem się jeszcze ukradkiem jak Sebastian ściąga okulary i chowa je do etui. Zrezygnowałem z patrzenia na niego, kiedy wraca do domu. Bałem się, że skończy się to jak ostatnio.
Szybko dotarłem do domu. W środku panowała cisza. Ciocia poszła do pracy. Mey Rin nie było. Dowlokłem się do mojego pokoju, zahaczając o kuchnię, żeby zwinąć z niej mleko czekoladowe. Przysiadłem na łóżku i łyknąłem sobie porządnie jedynego dostępnego antydepresanta. Nie było sensu brać szklanki. Miałem zamiar wypić te pół litra na raz.
Kiedy opróżniłem całą butelkę i wyrzuciłem ją do kosza, położyłem się na łóżku. Wpełzłem pod pościel. Chciałem zasnąć. Wtedy nie musiałbym czuć się taki...niepotrzebny... Nie musiałbym myśleć o tym, co zaprzepaściłem...
Przysnąłem na chwilę. Obudziła mnie ciocia, która zajrzała do mojego pokoju po powrocie z pracy. Wycofała się, gdy dostrzegła, że śpię. Choć tak naprawdę wcale nie spałem. Leżałem po prostu bez celu. Przewróciłem się na drugi bok i wpatrywałem się w zamknięte drzwi.
Błękitne ściany mojego pokoju wydawały mi się ciemniejsze, przez zmrok panujący na dworze. W całym pokoju było ciemno, ponieważ nic go nie oświetlało. Myślę, że mogę powiedzieć, że lubię ciemność. Czasami mam wrażenie, że żyję w niej cały czas...że jest moim jedynym kompanem.
Sięgnąłem po telefon, żeby sprawdzić godzinę. Nie miałem nadziei na jakąkolwiek wiadomość od Sebastiana. Na ekranie wyświetlała się 19:17.
Nie chciało mi się spać, ale nie wstać nie chciało mi się bardziej. Wychyliłem się z łóżka tylko po to, żeby zgarnąć z biurka słuchawki. Wiedziałem, co pomoże mi spuścić z siebie napięcie.
Ostatnio upodobałem sobie utwory Michaela Ortegii. Ciężko go porównywać do Chopina czy Bacha, ale jego muzyka pozwala mi się odstresować. Wyszukałem w telefonie "Inception". Płakałem już po pierwszych kilku dźwiękach.
Płacz zawsze w jakiś dziwny sposób pomagał mi się uspokoić. Pozbyć się nagromadzonego stresu i złych myśli. To chyba całkiem normalne. W porównaniu do samookaleczenia nawet bardzo.
W pewnym sensie podziwiałem osoby, które się okaleczały. Mi nigdy nie starczyłoby odwagi, żeby zrobić coś takiego. Choć cięcie się przez niektóre dziewczyny z mojej szkoły, bo chłopak je rzucił, to nic, że piąty z rzędu, albo żeby wymusić na rodzicach kupno nowego telefonu czy butów, było dla mnie skrajnie idiotyczne.
Wsłuchiwałem się w "Broken Hearts", poprawiając przy tym już wilgotną od łez poduszkę.
Chciałem napisać do Sebastiana, że źle się czuję, płaczę i go potrzebuję. Jednakowoż, jakie są szanse na to, że potraktuje mnie poważnie. Pewnie doszedłby do wniosku, że nie umiem sobie poradzić z życiem bez ojca i szukam zastępstwa...
I to nie byłaby nieprawda. Zdawałem sobie z tego doskonale sprawę, ale chyba jednak nie szukałem w nim ojca. Ale gdybym miał szansę znaleźć w nim choć takie oparcie, byłbym bardzo szczęśliwy.
Mógłbym się do niego zwracać z prośbą o pomoc, rozmawiać z nim. I to wszystko bez stresu, że on tego nie chce. Jednak nie ma sensu robić sobie nadziei...
Kolejna godzina minęła mi na słuchaniu pianina oraz skrzypiec, ale już bez egzystencjalnych rozmyślań. Kiedy skończyła mi się playlista odłożyłem telefon na podłogę obok łóżka. Łzy przestały spływać tak rzewnie po policzkach. Odwróciłem mokrą poduszkę na drugą stronę.
"Laleczka z saskiej porcelany
Twarz miała bladą jak pergamin
Nie miała taty ani mamy
I nie tęskniła ani, ani"
Mama śpiewała mi tą kołysankę zawsze, gdy nie mogłem zasnąć...
"Aż dnia pewnego na komodzie
Prześliczny książę nagle stanął"
- Ej, miałyście już lekcje z tym nowym katechetą?!
- Nie, a co?
- Słuchajcie, jakie ciacho!
"A w niej zabiło małe serce
Co nie jest taką prostą sprawą..."
Nigdy nie wierzyłem w miłość od pierwszego wejrzenia, więc wysłuchiwanie szczebiotania damskiej części gimnazjum było dla mnie dość męczące. Zawsze każda podnieca się wyglądem, a potem okazuje się, że jej chłopak to palant. Raczej z wiekiem się to nie zmieniało. Ładna skórka, psia naturka. Ale w tym przypadku oba człony świetnie ze sobą współgrały.
"Lecz jakże kruche bywa szczęście
W nietrwałym świecie z porcelany..."
Teraz nawet na mnie nie patrzy. A to wszystko było moją winą. Nie miałem pojęcia jak to odkręcić. Jak zwrócić na siebie jego uwagę jeszcze raz? Jak znów się do niego zbliżyć?
"I znowu stoi obok lustra
Na toaletce całkiem sama
I tylko jedna mała kropla
Spłynęła w dół po porcelanie"
Obudziłem się w moje urodziny bardzo późno. Ciocia Ann wyszła już do pracy. Zostawiła mi na biurku karteczkę, że i tak kupi mi tort albo jakieś dobre ciacho. Po przeczytaniu tego, zorientowałem się jaki bardzo jestem głodny. Skutek nie zjedzenia wczoraj obiadu i kolacji.
Zwlekłem się z łóżka. Ledwo byłem w stanie otworzyć zapuchnięte od płaczu oczy. Zastanowiłem się, czy lepiej najpierw iść się myć, czy coś zjeść. Głód wygrał. Nie śmierdziałem wcale tak bardzo, więc bez głębszej analizy zszedłem do kuchni.
Zapchałem się płatkami kukurydzianymi i herbatą. Potem wskoczyłem pod prysznic. Tego właśnie mi było potrzeba. Włączyłem radio, które jakaś wspaniałomyślna osoba postanowiła w niego wmontować. Lady Gaga była w tym momencie całkiem do zniesienia. Włosy też sobie umyłem. Przyjemny zapach mentolu oraz chłodna woda rozbudziły mnie.
Wyszedłem spod prysznica, wycierając się pobieżnie. Zarzuciłem na siebie szlafrok. Za to właśnie uwielbiałem bycie samemu w domu. Opuściłem łazienkę, zostawiając za sobą szlaczek kropelek, które spadły z moich ledwo muśniętych ręcznikiem włosów.
Dzisiaj czułem się już dużo lepiej. Nawet nabrałem ochoty na oglądanie telewizji. Włączyłem telewizor i poszedłem jeszcze po telefon, żeby wysłać cioci SMS, że czuję się dobrze.
W telewizji akurat leciało jakieś durne talk show dla kobiet nie mających co robić. Miałem zamiar przełączyć to dziadostwo, ale jak na złość ktoś zadzwonił do drzwi. Może Eliot pamiętał o moich urodzinach?
Poprawiłem szlafrok i otworzyłem drzwi, przygotowany na to, że zaraz zmarznę. Nie zobaczyłem ku mojemu zaskoczeniu uśmiechniętej mordki szatyna, tylko mnóstwo białych róż.
- Poczta kwiatowa dla pana Ciela Phantomhive'a - oświadczył mi młody mężczyzna, który trzymał bukiet.
Wziąłem go niepewnie do rąk. Może to jakaś pomyłka albo co?
- Dziękuję - odpowiedziałem zakłopotany.
Róże ledwo mieściły mi się obu rękach.
- Nie ma za co - mężczyzna uśmiechnął się dziarsko, rozbawiony zapewne moim widokiem. - Do widzenia! - pożegnał się i szybko zniknął za bramą domu.
Zamknąłem drzwi nogą, bo dłonie miałem zajęte. Niespecjalnie ogarniałem całą tą sytuację. Położyłem białe kwiaty na ławie w salonie i zacząłem szukać jakiejś karteczki z podpisem od kogo. Jeśli to jakiś dziwny żart od cioci Ann, to się na nią obrażę.
Róże przerażały swoją ilością. Nawet nie podejmowałem próby liczenia ich w tej chwili. Rozsądnym wydawało się poszukanie wazonu, w który można by je wstawić, ale czy ja znajdę w domu coś w tym rozmiarze?
Telefon zawibrował w kieszeni szlafroka.
"Wszystkiego Najlepszego" od Sebastiana.
Emmm...powinienem coś odpisać? Że kwiaty doszły czy coś? Chwila, moment. Przecież nawet nie mam pewności, że to on je wysłał, dlaczego od razu założyłem, że on się na mnie wykosztował? Po co miałby to robić, dla jakiegoś dzieciaka?
Co ogólnie oznaczają białe róże? Nigdy nie interesowałem się mową kwiatów, no uważałem, że mi się nie przyda. Najlepiej będzie sprawdzić w internecie. Jest sobota i nie mam ochoty główkować nad czymkolwiek.
Sprawdziłem w telefonie i ogólnie wyszło na to, że białe róże dowodzą o prawdziwości czyichś uczuć. No wszystko ładnie pięknie, tylko czyich i jakich?!
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------
No to mamy wakacje :D !