Krótka zapowiedź nadchodzących zmian!
Nie przedłużając, niedługo do obiegu wejdzie blog. Tak, kolejny. Wiem jestem pod tym względem nieznośny. Nie przemyślałem czegoś na początku i teraz robię zamieszanie. Chciałbym jednak, żeby zawierał on moją całą "tfurczoźć" w jednym miejscu. Więc byłyby tam Fragmenty, Nauczyciel, Spektrum i opowiadania pisane od września. Myślę, że nie jest to zły pomysł, a mi prościej będzie monitorować swoje postępy w pisaniu. Pierwsze dwa blogi nadal będą działać i pojawiać się na nich będą nowe rozdziały. Zdaję sobie sprawę z tego, że o wiele łatwiej jest natrafić na Fragmenty niż na wszystko, co powstało później, dlatego też tak a nie inaczej. To chyba wszystko. Jakby koncepcja się zmieniła, to dam znać. Czy ktoś ma coś przeciw?

środa, 30 września 2015

Nauczyciel XXVI

     Rozdział sponsorowany przez zapalenie oskrzeli
----------------------------------------------------------------------------------------------------------
     Czułem jak ciepło Sebastiana przesącza się do mojego ciała. Kiedy stałem tak trzymając się kurczowo mojego nauczyciela, zorientowałem się, że coś się we mnie naderwało. Skruszyło...
     Nagle poczułem jakby coś próbowało zmiażdżyć mi gardło. Odsunąłem się mężczyzny i zaniosłem paskudnym kaszlem. Zgiąłem się w pół. Zasłoniłem usta wierzchem dłoni, usilnie próbując opanować kasłanie. To nie była astma. Prawdopodobnie to od biegu.
      - Wszystko dobrze? - zapytał zaniepokojony.
     Atak kaszlu minął, jednak miałem wrażenie, że to jeszcze nie koniec. Zrobiło mi się jakoś niewyraźnie.
     Pokiwałem mu głową w odpowiedzi.
      - Przyniosę ci coś ciepłego do picia - stwierdził.
     Zauważyłem, że schował dłonie za plecami, jednak nic na to nie powiedziałem. Kiedy wrócił do mnie miał już na założone rękawiczki. Nie wiem, gdzie on je trzymał, ale bez dopytywania się przyjąłem od niego z wdzięcznością kubek letniej herbaty. Ciekawe, ile litrów jej tutaj wypiłem...
     Zwilżyłem gardło i od razu zrobiło mi się lepiej. Wypiłem duszkiem wszystko i pozwoliłem sobie przysiąść na oparcie kanapy. Sebastian wziął ode mnie szklankę, po czym pacnął mnie w głowę.
      - Ałć! Za co to?
      - Za brak kurtki - odpowiedział, mi na powrót znikając w kuchni.
     Rozmasowałem lekko obolały baniak. W gruncie rzeczy słusznie zostałem zdzielony.
     Brunet wrócił po chwili z przezroczystą szklanką w ręku. W środku była musująca tabletka.
      - Wypij.
     Posłusznie wykonałem polecenie, patrząc jak Sebastian zdejmuje z siebie trochę zmoczony przeze mnie golf.
      - Ohyda - poskarżyłem się po opróżnieniu szklanki, po czym odstawiłem ją na stoliczek.
     Zmarszczyłem się. Okropny smak nadal drażnił mnie w język.
     Mężczyzna usiadł obok mnie, po czym zamknął laptopa, którego najwyraźniej używał jeszcze przed chwilą. Nie zdążyłem jednak zobaczyć co na nim robił.
      - To mogę zostać? - zapytałem, gdy ściągnąłem i odstawiłem buty do przedpokoju. - Chociaż trochę. Prooooooooszę~~.
      - Ale nie ponoszę odpowiedzialności za konsekwencje - westchnął.
     Miałem właśnie dziękować, gdy w kieszeni bluzy zawibrował mi telefon. Zerknąłem na ekranik i odrzuciłem połączenie. Usiadłem obok Sebastiana na tyle blisko, że nadal mogłem czuć jego ciepło. Dopiero teraz zaczynało opuszczać mnie zimno. Schowałem komórkę z powrotem do kieszeni.
     Zakaszlałem jeszcze raz, tym razem mniej gwałtownie.
      - Pięknie się załatwiłeś - mruknął, przykrywając mnie grubym, brązowym kocem.
      - Moja specjalność - kichnąłem na potwierdzenie.

     Sebastian zrobił mi kawę z bitą śmietaną. Już się ściemniało, a Lizzie zasypywała mnie nieodebranymi połączeniami i SMSami. Napisałem jej, że jestem bezpieczny i niedługo wrócę, ale nawet to jej nie uspokoiło. Cóż... niedługo powinna do niej dołączyć ciocia Francis, więc wtedy dopiero zrobi się nieciekawie.
      - Czyli że dziś też zostajesz na noc?
     Brunet mieszał swoją kawę długą łyżką. Zmiąłem nerwowo chusteczkę higieniczną. Katar też mnie dopadł...
      - Mogę iść do domu, jeśli...
      - Nie o to chodzi. - Przeczesał nerwowo włosy.
      - Bez obaw. Ciocia Francis pana nie dopadnie.
     Upiłem łyk kawy, przykrywając się szczelniej kocem. Może mi się wydawało, ale chyba zaczynały przechodzić mnie dreszcze. Kichnąłem po raz kolejny.
     Z korytarza wyszedł szary kotek, którego miałem już okazję widzieć. Przystanął sobie na środku salonu i miałknął przeciągle. Wskoczył na parapet jednego z dwóch okien.
      - Muszę wypuścić Absurda.
     Katecheta wstał, przeciągając się. Szara koszulka z długim rękawem podwinęła mu się, dzięki czemu mogłem przez chwilę przyjrzeć się jego plecom.
     Otworzył okno przez, które pasiasty kotek śmiało wyskoczył.
      - Nazwał pan kota Absurd?
      - Całe moje życie to absurd...
      - Obawiam się, że nie tylko pana... - mruknąłem, oblizując się z bitej śmietany.
     Było mi dużo lżej niż dotychczas. Może dlatego że towarzystwo Sebastiana nie było tak absorbujące jak towarzystwo Lizzie.
     Ziewnąłem i podciągnąłem wyżej kolana. Kawa jakoś dziś na mnie nie działała. Może to wina napięcia psychicznego, pod którym się znalazłem...? Pewnie przez nie jestem taki zmęczony. Ewentualnie przez to przeziębienie...
     Zwinąłem się w kocykową kulkę.
      - Jesteś głodny? - Pokiwałem przecząco głową. - To może chcesz się wykąpać?
      - Chcę - wstałem, jednak zaplątałem się w koc i prawie przewróciłem.
     Ledwo byłem w stanie ustać na nogach. Chyba naprawdę mnie rozłoży.
      - Pójdę zrobić. Poczekaj.
     Usiałem ponownie na kanapie, patrząc jak Sebastian odchodzi. Usłyszałem szum wody.
     W jego domu zawsze było cicho. Kiedy zostawiał mnie na chwilę samego czułem się dziwnie. Może byłem aż tą ciszą lekko przytłoczony. Hmmm... raczej jemu to nie przeszkadza. Jednak zastanawiam się, czy nie czuje się czasem samotny. Niby nie jest to duży dom, jednak mieszkanie tylko ze swoim kotkiem może być... no nie wiem... monotonne? Zresztą co kto lubi.
      - Już możesz przyjść.
     Podniosłem się. Zabolały mnie kości.
     Poszedłem do łazienki przez korytarz. W środku czekała na mnie "piżama na jedną noc" i biały duży ręcznik. W pomieszczeniu było bardzo ciepło. Spojrzałem na wannę. Była napełniona praktycznie po brzegi.
Rozejrzałem się. Sebastian musiał wyjść drugimi drzwiami.
     Rozebrałem się i złożyłem ubrania. Podłoga miała ogrzewanie. Podszedłem do ogromnej wanny i zamoczyłem dłoń w wodzie. Była bardzo ciepła, jednak nie na tyle by parzyła.
     Wszedłem do niej. Czułem, jakbym topniał od temperatury, ale odpowiadało mi to. Całkiem przyjemne doznanie.
     Przymknąłem oczy. Ogarnęło mnie niepokojące uczucie. Jakbym został zupełnie sam i miał teraz radzić sobie z życiem w pojedynkę. Bez wsparcia z niczyjej strony.
      - Jesteś tam? - zapytałem cicho, jednak nie uzyskałem odpowiedzi.
     Puls mi przyśpieszył. Nie wiem czemu zaczynałem panikować.
     Ponowiłem pytanie, tym razem niemal krzycząc.
     Do moich uszu doszły szybkie kroki, zbliżające się do drzwi łazienki, a następnie gwałtownie się zatrzymujące. Wyobraziłem sobie Sebastiana, który ma zaraz złapać za klamkę, jednak powstrzymuje się w ostatniej chwili.
      - Czegoś ci potrzeba?
     Zawahałem się nad odpowiedzią. Szczerze nawet nie wiedziałem, co chciałem powiedzieć w tej chwili.
      - Mógłbyś ze mną posiedzieć?
      - Chcesz, żebym wszedł?
      - Nie chcę być sam... - Podciągnąłem kolana pod brodę.
     Minęła dłuższa chwila, zanim dotarł do mnie dźwięk naciskanej klamki. Mężczyzna wszedł do środka z zawiązanym na oczach krawatem. Zamknął drzwi i usiadł pod nimi.
      - Dziękuję.
     Trochę się rozluźniłem. Raczej nie mógł niczego zobaczyć.
      - Mógłbyś się przysunąć? - zapytałem głosem brzmiącym nienaturalnie wysoko, po czym jeszcze kaszlnąłem.
     Spełnił moją prośbę, na oślep przysuwając się do wanny.
     Było mi lżej, kiedy był przy mnie. Poczucie bezradności opuszczało mnie wtedy choć trochę. Brunet oparł się plecami o ścianę, więc głowę miał na wysokości mojej. Położyłem się w ciepłej wodzie.
      - Jak tak dalej pójdzie, to spędzimy ze sobą całe święta - mruknął.
     Jego głos nie był jednak pretensjonalny. Był ciepły i lekko zachrypnięty. Raczej nie gniewał się o moje niezapowiedziane wizyty.
     W sumie zapomniałem, że są święta. Nie czułem ich czaru od dawna.
      - Przepraszam, za to że trzeba mnie niańczyć... Tylko sprawiam problemy.
     Zerknąłem na Sebastiana. Wyglądał, jakby chciał coś powiedzieć, jednak nie wiedział dokładnie co.
      - Jestem słaby w pocieszaniu, ale nie powiedziałbym, że sprawiasz mi problemy. Raczej nieczęsto ktoś mnie odwiedza, więc to miła odmiana.
      - Czyli moje towarzystwo panu nie przeszkadza?
      - Nie.
     Postanowiłem nie ciągnąć dalej tematu i sięgnąłem po stojące na krawędzi wanny mydło w płynie.
      - Mogę użyć gąbki?
      - Jasne. Mogę zapalić?
      - Mówiłem, że mi to nie przeszkadza.
     Zacząłem się dokładnie szorować, przy okazji obserwując delektującego się dymem Sebastiana. Kurde no! Jak można tak zmysłowo palić! To powinno być zabronione!
     Przynajmniej nie widzi, jak się w niego wgapiam. Teoretycznie, bo podobno można wyczuć czyjeś spojrzenie.
      Kolejny raz moja komórka zaczęła wibrować. Była jednak zbyt daleko, żebym mógł odrzucić połączenie.
      - Zignoruj. Zaraz przestanie.
     Przejechałem namydloną gąbką po lewym ramieniu. Trochę piany skapnęło na policzek bruneta.
      - Ej! Bez takich! - wytarł policzek rękawem.
      - To przez przypadek - mruknąłem, zgarniając pianę z gąbki i już całkowicie specjalnie dorobiłem Sebastianowi brodę z piany.
      - Chyba będziesz dziś spać na podłodze...
      - Będę pana asekurował, w razie by pan miał zamiar dzisiaj też spaść z kanapy.
      - Milcz...
     Żarty jednak postanowiły mnie nie opuszczać tak łatwo.
      - Tylko niech mnie pan nie przenosi jakbym zasnął w jakimś dziwnym miejscu... - Zabrzmiało to trochę jak flirt.
      - Przenosiłem cię już dwa razy i za żadnym nie wydawałeś się oponować. - Odbił piłeczkę, gasząc papierosa w popielniczce. Nie zauważyłem jej wcześniej. Ale chyba stała przy umywalce. Pewnie sobie wziął, gdy się przysuwał.
      - Moment, moment... - Odłożyłem gąbkę. - Jak to dwa?
      - Jeden wczoraj, a drugi w twoje urodziny... - O szlag! - Jako ciekawostkę mogę ci powiedzieć, że nie chciałeś się ode mnie później odczepić.
      - To nie fair! Nie jestem w stanie tego zweryfikować.
      - Życie...
     Warknąłem w odpowiedzi.
      - Poważnie, niech pan nie śpi na kanapie. - Zabrzmiało to jak prośba.
      - Nie mogę pozwolić, żebyś spał na kanapie.
      - Czemu nie?
      - No bo nie.
      - Ostatecznie nikt nie broni nam spać razem. - Pomyślałem na głos.
      - Jednakowoż nie wypada.
      - Jeny! Przecież i tak do niczego nie dojdzie!
     Coś ty powiedział, idioto?! Mam okazję się teraz utopić...
      - No niby nie... - odpowiedział w końcu.
      - Nieważne. Wychodzę.
     Postawiłem stopę na kafelku (dop.aut. całe życie żyłem w kłamstwie i myślałem, że "kafelka" a nie "kafelek" ;-;). Poślizgnąłem się na niej oczywiście. I po wykrzyknięciu "Jezus Maria!" szykowałem się na spotkanie z podłogą.
     Nie upadłem jednak. Otworzyłem oczy, by zobaczyć jak blisko podłogi się znalazłem.
      - Złapałem.
     Po chwili odnalazłem się w sytuacji. Desperacko próbowałem stanąć na własnych nogach, jednak jakoś nie wychodziło mi to. Sebastian jedną ręką trzymał moją klatkę piersiową, a drugą złapał prawe udo. Jak na ślepo to perfekt.
     Zrobiłem się czerwony jak burak, bo sytuacja w której się znalazłem była odrobinę żenująca...
     Wstałem i szybko wytarłem się ręcznikiem. Sebastian uśmiechał się pod nosem wrednie. Miałem ochotę go trzepnąć, ale się powstrzymałem. Ubrałem jego podkoszulek i swoje bokserki.
      - Już.
     Zerknąłem w lustro. Wyglądałem trochę jak w sukience. Raczej trochę bardzo.
      - To teraz moja kolej.
     Wziąłem swoje rzeczy i zmyłem się za drzwi.
     Klapnąłem na łóżku w sypialni Sebastiana i pierwsze co zrobiłem, to wyłączyłem telefon. Położyłem się wygodniej i spojrzałem w sufit. Ehhh...
     Słyszałem jak brunet bierze prysznic. Pewnie jest to zniewalający widok...
     Ciekawe czy zgodził by się na wspólne spanie... Przecież to nic takiego. Dodatkowo mogę wymyślić jakiś dobry argument, w stylu "boję się spać sam". Może da się namówić na słodkie oczka....?
     Ehhh... chyba zachowuję się trochę nie na miejscu. Oczywiście śmierć cioci Ann mnie nie obeszła, ale raczej zamartwianiem się nie przywrócę jej do życia. Po prostu będę iść dalej. Jakoś dam radę. Chyba.
     Błądziłem wzrokiem po pokoju. Zamknąłem oczy, wsłuchując się w cichnący plusk wody.
     Nie miałem siły podnieść się do siadu. Okazało się, że Sebastian postanowił jeszcze wysuszyć włosy suszarką. Trzymałem swoje rzeczy na razie na kolanach. W sumie nie chciało mi się jeszcze spać, jednak marzyłem o tym, by ten dzień wreszcie się skończył...
     Może napiję się mleka, to mi się zachce? Z nadzieją skierowałem się do kuchni. Otworzyłem lodówkę i nie rozglądając się po niej zbytnio odnalazłem karton mleka. Wyjąłem go i napełniłem największą szklankę jaką udało mi się znaleźć. Wypiłem zawartość naczynia i napełniłem je jeszcze raz.
     Przynajmniej trochę ochłonąłem.
     Po wypiciu drugiej szklanki zaniosłem się krótkim kaszlem.
     Spojrzałem za okno. Było już zupełnie ciemno. Jak wrócę do domu to ciocia Francis sprawi mi takie kazanie, że z podłogi się nie będę mógł podnieść...
     Schowałem karton z powrotem, a szklankę odłożyłem do zlewu. Oparłem się o jedną z szafek i rozejrzałem po kuchni. Nic się tu za specjalnie nie zmieniło. Chyba wszystko w tym domu miało swoje niezmienne miejsce.
     Zaciekawiony koszyczkiem stojącym na szafce naprzeciwko, podszedłem do niego. Był to ten koszyk z lekami, na który już kiedyś zwróciłem uwagę. Nie chciałem w nim grzebać, jednak przyjrzałem się nazwom na opakowaniach. Nie zdziwiła mnie obecność środków przeciwbólowych ani proszków na przeziębienie. Żelazo w kapsułkach też nie wydało się niczym podejrzanym. Moją uwagę przykuło za to pudełko ledwo widoczne za masą innych. Nie byłem w stanie dojrzeć całej nazwy, tylko pierwsze litery. Zostawiłem to w spokoju.
     Zerknąłem w bok na leżącą, świąteczną kartkę pocztową. Odwróciłem obrazek z choinką na drugą stronę. "Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin stary koniu!" przeczytałem treść, a następnie podpis "Loren". To Sebastian ma urodziny w okresie świątecznym? Najwyraźniej... Ciekawe kiedy dokładnie. Może dzisiaj?
     Odłożyłem na miejsce pocztówkę i jak gdyby nigdy nic wyszedłem do salonu. Nie słyszałem żadnych odgłosów dochodzących z łazienki, więc Sebastian musiał z niej wyjść.
     Przy wchodzeniu do sypialni zobaczyłem znikający w drzwiach od gabinetu szary ogonek. Absurd wrócił...
     Bruneta nie było ani w łazience, ani w sypialni. Pewnie robi coś w gabinecie. Nie będę mu przeszkadzał.
     Przysiadłem na krawędzi łóżka, po czym kichnąłem. I jeszcze raz.
     Położyłem się na prawej stronie dużego łóżka i  przykryłem szczelnie przyjemnie chłodną kołdrą. Nie gasiłem lampki nocnej, która oświetlała pomieszczenie. Zwinąłem się w kulkę i próbowałem zasnąć. Sen jednak nie przychodził. Przewróciłem się na drugi bok. Zobaczyłem akurat jak Sebastian otwiera drzwi.
      - Myślałem, że już śpisz - stwierdził, wypuszczając obłoczek dymu z ust.
      - Nie mogę zasnąć - mruknąłem.
      - Posiedzieć z tobą? - Pokiwałem głową.
     Mężczyzna przysiadł na dywanie i oparł się plecami o swoje łóżko. Przysunąłem się bliżej do niego. Przez dłuższą chwilę nic nie mówiliśmy.
      - Będzie miał pan urodziny za niedługo?
      - Miałem wczoraj - odpowiedział po dłuższej chwili.
      - Ohh... w takim razie wszystkiego najlepszego...
      - Dzięki.
      - Czemu ich pan nie obchodzi? Jeśli mogę zapytać...
      - Tak jakoś... - Wymijająca odpowiedź...czyli pewnie kryje się za tym jakaś głębsza afera. Być może podobna do tej mojej...
     Wychyliłem się trochę i zobaczyłem jak brunet wyłamuje sobie palce.
     Był ubrany w granatową koszulkę z krótkim rękawem. Przyjrzałem się jego odsłoniętym przedramionom. Na prawym zobaczyłem ciągnącą się od wnętrza dłoni w stronę łokcia dość szeroką bliznę. Była wygojona, jednak nadal widoczna. Rozcięcie zaczynało się pewnie gdzieś pod rękawiczką.
      - To był wypadek.
     Kłamał. Wiedziałem, że kłamał, jednak nie powiedziałem nic. O takie rzeczy nie powinno się nachalnie wypytywać.
      - Mogę pana potrzymać za rękę?
     Zaoferował mi prawą, wpatrując się w nieokreślony punkt na dywanie. Splotłem swoje palce z dłuższymi palcami Sebastiana. Pogładziłem grzbiet jego dłoni. Usłyszałem ciche syknięcie.
     Chciałem powiedzieć mu, że wiem. Ale chyba tym sposobem tylko bym go od siebie odsunął. Nic więcej bym nie uzyskał...
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Wszystkiego najlepszego z okazji dnia chłopaka ^ ^ !

3 komentarze:

  1. O Boże *-* Jakie to urocze no :3 Normalnie będziesz mi płacił za insulinę x'D Tak długo czekałam na Nauczyciela i wreszcie jest!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ritorumonsuta! :D Przepraszam, przepraszam... Zagapiłam się troszku, ale już przeczytałam. Jak zwykle rozdział cudowny :D. Sebuś <3 Scena w łazience bezcenna. Domagam się ekranizacji XD. Loffki x miljon. :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Cześć! Przybyła spóźnialska. Co mi się najbardziej podobało? Imię kota - ono wygrało :). No i jeszcze Sebuś z krawatem na oczach. Mimo całej tragedii, które doznał Ciel, rozdział był raczej lekki i humorystyczny. To ich przekomarzanie się było całkiem zabawne :). Czy coś jeszcze? Niesamowite, że Sebuś spełnił wszystkie zachcianki Ciela. Widać, jest bardziej ludzki, niż się wydaje na pierwszy rzut oka. No i to chyba tyle ode mnie. Ślę wenę!

    OdpowiedzUsuń