Krótka zapowiedź nadchodzących zmian!
Nie przedłużając, niedługo do obiegu wejdzie blog. Tak, kolejny. Wiem jestem pod tym względem nieznośny. Nie przemyślałem czegoś na początku i teraz robię zamieszanie. Chciałbym jednak, żeby zawierał on moją całą "tfurczoźć" w jednym miejscu. Więc byłyby tam Fragmenty, Nauczyciel, Spektrum i opowiadania pisane od września. Myślę, że nie jest to zły pomysł, a mi prościej będzie monitorować swoje postępy w pisaniu. Pierwsze dwa blogi nadal będą działać i pojawiać się na nich będą nowe rozdziały. Zdaję sobie sprawę z tego, że o wiele łatwiej jest natrafić na Fragmenty niż na wszystko, co powstało później, dlatego też tak a nie inaczej. To chyba wszystko. Jakby koncepcja się zmieniła, to dam znać. Czy ktoś ma coś przeciw?

środa, 7 października 2015

Nauczyciel XXVII

     Przeciągnąłem się i ziewnąłem cicho. Gdy się obudziłem, leżałem na brzuchu, co było dość dziwne, bo tak nie sypiałem. Otworzyłem oczy. Trochę bolała mnie szyja, więc przewróciłem się na plecy, pociągając za sobą coś.
     Zerknąłem w bok. Na skraju łóżka opierał się Sebastian, który najwyraźniej potrafi zasnąć wszędzie i w każdej pozycji. Głowę miał opartą na lewej ręce, podczas gdy prawa była wyciągnięta w moją stronę.
     Trzymałem ją przez całą noc...?
     Zasnąłem przecież wcześniej od niego. Przecież mógł sobie pójść. Spodziewałem się, że tak właśnie zrobi. Pogładziłem jego przedramię. Spod alabastrowej skóry prześwitywały błękitne żyły, wzdłuż których przesuwały się moje palce.
     Pewnie będzie dziś niewyspany. Raczej ciężko wypocząć w takiej pozycji. Wyczuwam ból wszystkiego na dzień dobry.
     Tak właściwie to która godzina? W pomieszczeniu było ciemno, ale nie znajdowało się tutaj żadne okno. Chyba, że za tą kotarą...
     Przysunąłem się bliżej swojego nauczyciela. Nie ma opcji, żebym dał radę przenieść go na łóżko. Może go szturchnę i się obudzi? Zdaje mi się, że to nie jest najlepszy pomysł.
     Ponownie musnąłem długą bliznę opuszkami palców. Pewnie jeszcze trochę ich ma. To by wyjaśniało kwestię jego ubierania się. Dopiero teraz zobaczyłem go w krótkim rękawku. Swoją drogą bardzo zgrabny biceps...
     Zdawałem sobie sprawę z tego, że pokazywanie swoich blizn nie jest ani łatwe, ani przyjemne. W końcu sam mam swoją. Tylko że moja szrama to nie to samo co jego cięcia...
     Ehh...może jednak uda mi się kiedyś coś wymyślić i sprawić, żeby się z tym oswoił...
     Mrrr...mrrr...mrrr...
     Szary kotek przecisnął się przez szczelinkę w drzwiach i miauknął głośno na znak swojej obecności. Zamknąłem oczy, zacisnąłem usta, wstrzymałem oddech, jednak nie zabrałem dłoni z ręki Sebastiana.
     Ponowne, jeszcze głośniejsze miauknięcie. Ciało mężczyzny ruszyło się leniwie i wysunęło z mojego lekkiego uścisku. Usłyszałem trzask zastanych stawów, a potem ciche kroki, którym towarzyszyło urocze kocie mruczenie.
     Kichnąłem kilka razy.
     Przez otwarte drzwi przesiąkało mdłe światło zimowego poranka.
     Odgłosy dobiegające z kuchni były do mnie dziwnie melancholijne. Nie wiem czemu szczęk zapalniczki, bulgot wrzącej wody, stukot drzwiczek kuchennych szafek i brzdęk naczyń wywoływały we mnie takie dziwne uczucie. Nie nieprzyjemne, ale też nie niepokojące. Po prostu dziwne. Nieokreślone...
     Wtuliłem się mocniej w kołdrę, obejmując ją ramionami tak, jakbym chciał przytulić jej właściciela. Nie udawało mi się ponownie zapaść w sen. Wydawało mi się, że mam lekką gorączkę, jednak nie czułem się chory. Może trochę bolały mnie mięśnie, ale poza tym wszystko w normie.
     Nie wiedziałem czy wstawać, czy nie wstawać. Nie chciało mi się spać, ale podnieść się z łóżka w sumie też. Postanowiłem jednak trochę poleżeć. Ciekawe czy mogę liczyć na kawę do łóżka? Hah...
     Mruknąłem, przekręcając się wraz z trzymaną kołdrą na drugi bok. Ciel geniusz odkrył się tym sposobem cały i zrobiło mu się zimno... Przykryłem się nią ponownie.
     Zacząłem znów rozmyślać nad tym, co teraz będzie. Po pogrzebie Angeliny Elizabeth z ciotką pewnie wrócą do siebie i zabiorą mnie ze sobą. Nie chciałem jechać, ale coś czułem, że nie będę miał prawa do dyskutowania. Nie podobała mi się ta wizja...
     Najbardziej bolało mnie to, że musiałem pożegnać się z Sebastianem. Pewnie tylko mnie jest żal z tego powodu. Cóż, mój katecheta przecież mnie nie kocha. Może lubi, ale nic więcej.        
     Tak właściwie jak powinienem się z nim pożegnać? Pomijając podziękowania za opiekę nade mną, bo to przecież oczywiste. Prawdopodobieństwo, że się z nim jeszcze kiedyś zobaczę,  jest bliskie zeru. Powiedziałbym mu, że go kocham, ale to nie jest dobry pomysł.
     Boję się, że bym go tym obciążył w jakiś sposób, że poczułby się niezręcznie. Nie chciałem sprawiać mu jakichkolwiek problemów. Lepiej to przemilczę. Może uda mi się chociaż utrzymać z nim kontakt przez smsy. W sumie...to i tak dużo.
     Ale będzie mi brakowało jego obecności. To ona najbardziej mnie pokrzepiała. Sebastian nie jest zbyt rozmowny, co dopiero mówić by kogoś pocieszał co chwilę.
     Zaniosłem się donośnym kaszlem, którego nie potrafiłem opanować. Kiedy wreszcie minęła ta przeciągająca się męka, do pokoju zajrzał wyraźnie zmartwiony Sebastian.
      - Wszystko w porządku - zapewniłem go, zanim zdążył zapytać.     
     Okazało się, że mam lekką chrypkę.
     Podniosłem się do siadu, tak było mi łatwiej oddychać. Poprawiłem podwinięty T-shirt, który dziwnym trafem znalazł się na wysokości moich żeber, odsłaniając tym cały brzuch. Czyli dlatego było mi tak zimno...
     Jeszcze nie kontaktowałem zbyt dobrze...
     Przeszły mnie dreszcze. Chyba bierze mnie jakieś choróbsko.
      - Zrobię ci coś ciepłego do picia - stwierdził i zniknął.
     Zanurzyłem się na powrót w odmęty pościeli, która zrobiła się jakby większa niż przedtem. A może to ja się skurczyłem w jakiś niewyjaśniony sposób? Nie potrafiłem zająć nawet ćwierci tego wielkiego łóżka. Bez bruneta było tu strasznie pusto. Czekałem aż wróci, lecz czas wydawał się stanąć w miejscu. Minuty ciągnęły się niemiłosiernie, a mnie zdawało się, że sypialnia robi się coraz większa.
     Niepokój ogarnął mnie całego, a w uszach dźwięczał mi szum przepływającej przez tętnice krwi. Zacząłem panikować, ale tak właściwie nie wiedziałem dlaczego. Nie rozumiałem tego, co się dzieje. Chciałem krzyczeć, ale byłem tak sparaliżowany, że nie byłem w stanie wydusić z siebie nawet cichutkiego pisku. Nie czułem się bezpiecznie, zdawało mi się, że powinienem uciekać, ale przed czym do cholery?!
     Nie wiem, ile czasu minęło zanim ponownie usłyszałem uspokajający głos Sebastiana.
      - Chyba masz gorączkę - powiedział,  przytykając dłoń do mojego lepkiego od potu czoła.
     Kiedy się spociłem?! Przecież jeszcze przed momentem było mi zimno!
     Zmierzyłem bruneta wzrokiem, który najprawdopodobniej wyrażał skrajne przerażenie.
      - Coś się stało? - Spuściłem wzrok na kubek, który trzymał.
      - Mogę? - Zupełnie zignorowałem pytanie.
     Wziąłem ciepły kubek w obie trzęsące się dłonie.
     Katecheta przysiadł na łóżku, patrząc na mnie z zaniepokojeniem.
      - Powiedz, jeśli coś będzie się działo, dobrze? - Pokiwałem powoli głową.
     Rozluźniłem się trochę, jednak nadal nie potrafiłem znaleźć przyczyny tego...hmm...napadu lękowego?
     Oparłem się delikatnie o ramię mężczyzny. Nie zdążył jeszcze się przebrać, więc mogłem poczuć jego nagą, chłodną skórę. Uspokoiłem się na tyle, że przestałem się trząść.
     Upiłem trochę brązowego płynu z kubka.
      - To kakao?
      - Czekolada.
      - Lubi pan słodkie rzeczy?
      - Nie przepadam.
      - Więc dla kogo trzyma pan czekoladę?
      - Rafael jest studnią bez dna na wszystko co słodkie.
     Zupełnie zapomniałem o istnieniu mojego wychowawcy jak i to tym że, jest przyjacielem Sebastiana.
      - Często pana odwiedza?
      - Nieczęsto.
     Powoli wypijałem z kubka ciepłą czekoladę, coraz bardziej napierając przy tym na ciało mężczyzny obok mnie. Nie odsunął się. Z jego twarzy nie wyczytałem złości czy czegoś podobnego, więc chyba nie przeszkadzało mu to bardzo.
     Właśnie w tym momencie zacząłem żałować, że jestem taki słaby w kokietowaniu. Składam reklamację, gdzie jest mój seksapil? Przecież jakiś muszę posiadać, no! Jakim cudem mogłem pomyśleć, że podstawy sztuki uwodzenia mogą mi się nie przydać?! I czym ja go mogę zauroczyć? Na biednego misia się raczej nie da złapać...
      - Mogę o coś zapytać? - W odpowiedzi otrzymałem przyzwalające mruknięcie. - Kim jest Loren?
     Nastąpiła chwila milczenia.
      - To pana kochanka?
      - Co? Oczywiście, że nie! - No tak, kochanka raczej nie przysyłała by kartek pocztowych, tylko pofatygowała by się osobiście i... dobra nieważne! - Powiedzmy, że jest przyszywaną siostrą.
      - Przyszywaną siostrą?
      - To skomplikowane...
      - Rozumiem.
     Przynajmniej odpadła jedna z potencjalnych kandydatek na kochankę Sebastiana.
      - Która jest godzina? - zapytałem po chwili, próbując przestać się opierać o bruneta.
     Efekt był taki, że co prawda przestałem się z nim stykać przez chwilę, a zaraz potem straciłem równowagę, tylko ja potrafię tracić równowagę na siedząco, i upadłem tak, że głową uderzyłem w udo siedzącego obok mężczyzny. I nawet nie rozmyślam nad tym, jak mi się to udało zrobić.
     Po prostu leżałem teraz w dość komicznej pozycji obok  lewego biodra mojego katechety, rumieniąc się zapewne i szczerząc jak kretyn. W bursztynowych oczach nie dostrzegłem jednak żadnego złego odczucia. Może lekkie rozbawienie lub zażenowanie.
      - Jest dziewiąta. 
     Zaśmiałem się nerwowo.
      - Może kawa pobudziłaby mój błędnik?
      - Myślę, że jemu już nic nie pomoże. - Przez usta Sebastiana przemknął nikły cień uśmiechu.
     Wstał, a ja jeszcze przez chwilę szarpałem się z kołdrą, która nie chciała się ze mną pożegnać. Skończyłem z dyndającymi z krawędzi łóżka rękoma. Podniosłem głowę, akurat dostrzegając jak tłumiący śmiech brunet wychodzi na korytarz.
     Swoją drogą...Jak można mieć tak zgrabny tyłek...?!
     Dobra już! Spokój!

     Zjadałem właśnie ostatnią łyżeczkę musli z jogurtem truskawkowym. Nie miałem apetytu, ale Sebastian stwierdził, że nie mogę nic nie jeść. Więc po szybkim prysznicu zabrałem się za jedzenie śniadania. A teraz popijałem kawę, a obok Sebastian sprawdzał sprawdziany...
     Taaa... nie każdy ma sprawdziany z religii, nie każdy...
     To sprawdziany pierwszej klasy. Nie znałem tam nikogo za bardzo, więc nie interesowały mnie w ogóle. Byłem już porządnie ubrany i nie tak przemarznięty jak przedtem. Nadal odczuwałem niepokój i byłem przybity, ale starałem się tym nie martwić za bardzo. Póki jestem przy Sebastianie jest dobrze. Przy nim czuję się stabilnie. Nie wiem, czy on też tak czuje. Widziałem jak dzisiaj połyka różowe tabletki, jednak miałem nadzieję, że to nie przeze mnie. Zrobiło mi się głupio, bo nie wiedziałem o moim nauczycielu praktycznie nic, a mimo to mu się narzucałem.
      - Mogę tu zostać do wieczora? - Skinął głową, prawą ręką stawiając ptaszek przy drugim pytaniu, a lewą strzepując popiół z papierosa. - Jeśli przeszkadzam, to mogę sobie pójść teraz.
      - Mówisz tak, ale wcale nie chcesz teraz wracać - mruknął, a mnie zrobiło się głupio, bo to była prawda.
      - Jutro jest pogrzeb...
      - Pójdziesz? - Skinąłem głową. - Mam iść z tobą?
      - Nie. To by było trochę podejrzane. Nie chcę sprawiać aż tylu kłopotów. Poza tym to pewnie ostatni raz, kiedy u pana jestem. Ciocia Francis pewnie zabierze mnie do siebie... - Nieważne ile razy odganiałem tą myśl, ona i tak powracała.
      - Ohhh... - Mężczyzna odłożył stosik kartek i zgasił papierosa.
      - Będzie pan tęsknił?
     Spojrzałem na niego z nadzieją w oczach, ale on milczał.
      - Nie wiem - odpowiedział w końcu. - Po prostu już od dawna za nikim nie tęskniłem. Nie chodzi o to, że cię nie lubię, tylko...ehhh...
      - Nie musi pan się tłumaczyć. Rozumiem.
      - Przepraszam. Nie jestem dobrym kandydatem na towarzysza.        
     Przetrawienie jego słów zajęło mi dłuższą chwilę.
      - Cieszę się, że zaakceptował pan moją obecność. Bardzo mi to pomogło.
     Westchnął ciężko, jakby zastanawiał się, co powinien powiedzieć.
      - Poza tym cieszę się, że pozwolił mi pan poznać się choć odrobinę. - Wielka gula zaczęła dławić mnie w gardle. - Dziękuję.
     Nie możesz mu powiedzieć. Nie powiesz mu. Zostawisz. Zapomnisz.
      

7 komentarzy:

  1. No cóż, wiele do przodu nie ruszyło, ale fajnie, że pojawiła się nowa notka. Ostatni akapit bardzo przypadł mi do gustu. Rozdział przyjemnie mi się czytało, ale przeszkadzała mi masa powtórzeń, które się pojawiły. Podobał mi się Ciel zaplątany w pościel i tracący równowagę, oraz Sebuś, chichoczący, gdy nasz nieporadny dzieciak usiłował uwolnić się z kołdry. Co jeszcze? No chyba to, że czekam na więcej :). Nie chcę się powtarzać, dlatego na tym zakończę i życzę mnóstwa weny :).

    Pozdrawiam,

    R :).

    OdpowiedzUsuń
  2. Moje oczka znowu się zaszkliły. Bardzo przyjemnie się czyta. Z wielką chęcią czekam na następne rozdziały

    OdpowiedzUsuń
  3. Moje oczka znowu się zaszkliły. Bardzo przyjemnie się czyta. Z wielką chęcią czekam na następne rozdziały

    OdpowiedzUsuń
  4. Owww :3 Powinnam się uczyć, ale przez ciebie nie mogę nooo >.< Ale co tam! Twoje opowiadanie ważniejsze xD Strasznie mi się podoba i jest tak uroczo...^^

    OdpowiedzUsuń
  5. Uroczooo *v* jak zwykle mi się podobało, czekam na kolejne rozdziały ^^

    OdpowiedzUsuń
  6. Rozdział przeuroczy. *.* Uwielbiam. Ten fragment z seksapilem to chyba o mnie... XD Czekamy na kolejne rozdziały, a ja czekam na luty. :D Już Ty wiesz dlaczego, Danielku. :*

    OdpowiedzUsuń