Krótka zapowiedź nadchodzących zmian!
Nie przedłużając, niedługo do obiegu wejdzie blog. Tak, kolejny. Wiem jestem pod tym względem nieznośny. Nie przemyślałem czegoś na początku i teraz robię zamieszanie. Chciałbym jednak, żeby zawierał on moją całą "tfurczoźć" w jednym miejscu. Więc byłyby tam Fragmenty, Nauczyciel, Spektrum i opowiadania pisane od września. Myślę, że nie jest to zły pomysł, a mi prościej będzie monitorować swoje postępy w pisaniu. Pierwsze dwa blogi nadal będą działać i pojawiać się na nich będą nowe rozdziały. Zdaję sobie sprawę z tego, że o wiele łatwiej jest natrafić na Fragmenty niż na wszystko, co powstało później, dlatego też tak a nie inaczej. To chyba wszystko. Jakby koncepcja się zmieniła, to dam znać. Czy ktoś ma coś przeciw?

sobota, 5 września 2015

Nauczyciel XXV

     Doznałem szoku.
     Nie docierał do mnie tłumiony szloch Lizzie, której rzewne łzy kapały na moje prawe ramię. Nie rozumiałem słów, które mówiła do mnie ciotka Francis wychylająca się zza rogu. Miała zaczerwienione oczy. Nie płakała zbyt często.
     Zrezygnowała z jakichkolwiek prób dotarcia do mnie i zniknęła w kuchni.
     Uścisk ramion mojej kuzynki zelżał, aż w końcu trzymała mnie tylko za bezwładną rękę. Ciotka krzyknęła coś do niej z salonu. Dla mnie brzmiało to jak zakłócenia w radiu, choć blondynka zrozumiała o co chodzi. Zaprowadziła mnie do salonu i posadziła na kanapie. Nie zapierałem się.
     Pustym wzrokiem wpatrywałem się to w sufit, to w podłogę.
     Francis wróciła i podała mi kubek z jakimiś zaparzonymi ziółkami. Pewnie na uspokojenie...
     ... ale ja jestem spokojny...
     Bo jestem, prawda?
     Ściskając ciepłe naczynie w dłoniach, próbowałem przyswoić całą, zaistniałą sytuację.
      Ciocia Angelina nie żyje...
      Angelina nie żyje...
      Nie żyje...
     Te słowa poodbijały się echem w mojej głowie.
     Kiedy wreszcie dotarł do mnie ich sens, moim ciałem zaczęły targać drgawki. Dreszcz przeszedł mi po plecach. Po policzkach spłynęły samowolnie słone kropelki...
     Nigdy nie byłem tak wylewny jak Lizzie. Ani w rozmowie, ani w płaczu. Nie potrafiłem nawet porządnie opłakiwać krewnego. Gdy ona krzyczała z rozpaczy, ja potrafiłem zaledwie uronić kilka łez...
     Życie mnie tak znieczuliło? Czy może zrobiłem to sam?
      - I co teraz będzie? - zapytałem, jednak tak naprawdę nie chciałem znać odpowiedzi.

     Czas jakby się dla mnie za trzymał. W tej konkretnej chwili przestał płynąć.
     Elizabeth próbowała mnie rozweselić...jednak z marnym skutkiem. Chciała mnie namówić, żebym otworzył prezent od niej, ale ja nie miałem ochoty na takie rzeczy. Cały dzień spędziliśmy na parterze, nawet nie zaglądając do mojego pokoju. W końcu tam też czekał na mnie prezent...
     Powinienem go otworzyć? Ann chciała tego, zanim wyszła z domu...
      - Zaczekaj tutaj - powiedziałem do Lizzie, wstając z kanapy.
     Oglądaliśmy właśnie "Lady and the Tramp"...Wiadomo kto wybierał...
      - Gdzie idziesz? - Spojrzała na mnie tymi swoimi oczami ze wzrokiem smutnego szczeniaczka.
      - Do łazienki. - Wydała z siebie przyzwalające mruknięcie.
     Pewnie myślała, że pójdę do tej na dole, ale wcale się nie wybierałem do łazienki. Jak najciszej się dało wszedłem na piętro do swojego pokoju. Od mojego wyjścia nic się nie zmieniło. Westchnąłem na myśl, że niedługo będę się z nim musiał pożegnać. I z Sebastianem też...
     Odsunąłem od siebie tę myśl. Nie chciałem płakać kolejny raz tego samego dnia.
     Podszedłem do biurka, na którym nadal leżał prezent dla mnie. Obróciłem go, by móc go rozpakować bez robienia zbytniego bałaganu. Po odchyleniu papieru prezentowego zobaczyłem najpierw tylną stronę okładki jakiejś książki. Wyjąłem ją z cichym szelestem papieru.
     "Rysunek dla początkujących" przeczytałem.
     Sięgnąłem po kolejną zapakowaną rzecz. Poradnik do rysowania lekko mnie zdziwił. Kolejną rzeczą był zestaw do rysowania. Zajrzałem do środka. Pod metalową blaszką kryły się trzy ołówki bezdrzewne i jeden bezdrzewny wodorozpuszczalny, słyszałem o nich, ale jeszcze nigdy nie miałem okazji ich używać, do tego biała kredka oraz dwie brązowe. Jeden wiszer do rozmazywania ołówków i gumka chlebowa. Robiło wrażenie. Dalej był jeszcze opakowanie ołówków, podobne do tego, którego używałem na plastyce. Do tego była jeszcze notka.
     "Wrócę jak najszybciej się da :* "
     To dla mnie się tak śpieszyła...
     Ten cały wypadek... to moja wina...
     To przeze mnie wpadła w poślizg...
     Zabiłem ją...
     Ja ją zabiłem...
     Wiedziałem to od początku, a jednak...
   
      - Ciel? Ciel?! Gdzie ty idziesz?! - Lizzie krzyczała za mną, gdy wybiegałem z domu.
     Nie chciałem jej widzieć. Nie chciałem jej odpowiadać. Nawet nie byłem w stanie. Po policzkach płynęły mi łzy, a ja miałem wrażenie, że zamarzają pod wpływem niskiej temperatury. Wybiegłem z domu w samej bluzie, ubierając pośpiesznie buty i czapkę.
     Biegłem przed siebie, jednak nie miałem pojęcia dokąd mogę pójść. Choć może tak naprawdę podświadomie wiedziałem, gdzie powinienem się w tej chwili znaleźć.
     Szloch, który tłumiłem w gardle, wydawał się mnie dusić.
     Minąłem po drodze kilku spacerowiczów, którzy wpatrywali się we mnie, kiedy przebiegałem obok nich w niezbyt imponującym biegu.
     Nie wiem jak bardzo zdesperowany byłem, że dałem radę przebiec praktycznie całą drogę. Może to zimno mnie tak popędzało? A może świadomość, że Lizzie może za mną gonić? Ciotka Francis pojechała pozałatwiać jakieś tam formalności (nie chciała mnie wziąć), więc się po mnie nie pofatyguje...
     Przebiegłem przez bramę, potem po dróżce i nie przejmując się ani odrobinę istnieniem dzwonka od drzwi, wbiegłem do domu Sebastiana. Niezamierzenie trzasnąłem drzwiami.
     Mężczyzna wychylił się zza rogu. Wyglądał na lekko zdziwionego. Zmusiłem się jeszcze do tego ostatniego biegu i wybuchnąłem niekontrolowanym płaczem, gdy udało mi się objąć go ramionami. Chyba uderzyłem czołem w jego pierwsze żebra.
      - Zabiłem ciocie Ann! - Mój krzyk został częściowo stłumiony przez gruby materiał ciepłego swetra.
      - Co?
     Ale ja już nie byłem w stanie wydukać słowa. Szlochałem, mocząc łzami czarny golf. Byłem naprawdę załamany. Wiedziałem, że prawdopodobnie nigdy więcej nie zobaczę Sebastiana, bo ciocia Francis zabierze mnie do siebie. Ale ja nie chciałem się już przeprowadzać. Nie teraz, kiedy wreszcie udało mi się do niego zbliżyć.
     Poczułem chłodną dłoń, która, po zdjęciu czapki z mojej głowy, zaczęła przeczesywać uspokajająco moje włosy. Nie wiem jakim cudem, ale wiedziałem, że Sebastian nie ma na sobie rękawiczek. Że dotyka mnie samą skórą. Już samo to było dla mnie czymś niezwykłym.
      - Spokojnie...
     Uspokoiłem się. Jakoś. W jakiś dziwny sposób, ale zawsze.
      - Nie chcę znów się przeprowadzać... - Prawie znów jestem sierotą.
      - Rozumiem.
      - Mogę tu jeszcze zostać?
      - A w domu nikt na ciebie nie czekał?
     Mocniej ścisnąłem bruneta w pasie. Dopiero teraz dotarło do mnie, że go dotykam, a on dotyka mnie.
     Jęknąłem w odpowiedzi na pytanie. Westchnął.
      - Nie chcę tam teraz wracać.
      - Dlaczego?
      - Bo to moja wina. Że ciocia Ann nie żyje. Gdyby nie miała mnie na głowie nadal by żyła!
     Łzy z nową mocą uciekały z moich oczu, wsiąkając w ubranie mojego nauczyciela.
      - Nie mów tak.
      - Ale to prawda!
     Nie zorientowałem się nawet, kiedy zacząłem miąć golf Sebastiana.
      - Ludzie zawsze umierali, Ciel. Nie powinieneś się za to obwiniać. Po prostu taka jest kolej rzeczy.
      - Bo Bóg tak chciał?! Boga nie ma!
      - Masz rację. Nie ma go. I nigdy nie było.
 -------------------------------------------------------------------------------------------------------
Yay! 19 k ^ ^"
A teraz trochę gorsze wieści ;-;
Z okazji roku szkolnego i nawału pracy jaki się w związku z nim pojawił  Daniel będzie zdychał przez cały tydzień i odżywał najprawdopodobniej w weekendy (jeśli w ogóle). Tak więc wtedy możecie się rozdziałów spodziewać.
Pozdrawiam Daniel :3

1 komentarz:

  1. Smutne mi... Lubię Angelinę i było mi ciężko pogodzić się z jej śmiercią w pierwowzorze. A teraz jeszcze Ty ją uśmierciłeś... Jedyny plus jest taki, że Ciel w końcu go przytulił ♥. A końcówką mnie zaskoczyłeś. Czekam na ciąg dalszy, nawet jeśli rozdział będzie dopiero za tydzień. Mi to nie przeszkadza :). Szkoła jest ważna, dlatego nie przejmuj się tak bardzo blogsferą. Pozdrawiam :).

    OdpowiedzUsuń