Krótka zapowiedź nadchodzących zmian!
Nie przedłużając, niedługo do obiegu wejdzie blog. Tak, kolejny. Wiem jestem pod tym względem nieznośny. Nie przemyślałem czegoś na początku i teraz robię zamieszanie. Chciałbym jednak, żeby zawierał on moją całą "tfurczoźć" w jednym miejscu. Więc byłyby tam Fragmenty, Nauczyciel, Spektrum i opowiadania pisane od września. Myślę, że nie jest to zły pomysł, a mi prościej będzie monitorować swoje postępy w pisaniu. Pierwsze dwa blogi nadal będą działać i pojawiać się na nich będą nowe rozdziały. Zdaję sobie sprawę z tego, że o wiele łatwiej jest natrafić na Fragmenty niż na wszystko, co powstało później, dlatego też tak a nie inaczej. To chyba wszystko. Jakby koncepcja się zmieniła, to dam znać. Czy ktoś ma coś przeciw?

sobota, 30 stycznia 2016

Daniel sprzedał duszę Lewiatanowi internetów! ;-;

Wiecie co? Właśnie pogwałciłem swoje przekonania, a raczej ich brak, co do Facebooka. Nie wiem, czy się on przyjmie czy nie, ale w gruncie rzeczy mogę spróbować. Jeszcze nie wiem, co się tam będzie dokładnie pojawiało poza informacjami o nowej notce. Pomyślałem, że może się to przydać osobom, które nie posiadają bloggera ani GG. No cóż pozostaje mi już tylko was zaprosić.
https://web.facebook.com/Danny-Aldern-539647412880420/

czwartek, 28 stycznia 2016

Hej, to ja.
Napisałem coś...
Tak, zacząłem kolejne opowiadanie, ale nie w tym rzecz.
Gdyby kogoś zastanawiał się z czego wynika większość moich problemów psychicznych, to mogłoby go to zainteresować. Jeśli ktoś natomiast jest uprzedzony i nietolerancyjny, niech lepiej tam nie wchodzi. Rzucę krótkim opisem, żeby nie było niedomówień.

Gdy twoje ciało jest niczym więzienie, całe życie wydaje się być jedną wielką męką. Wyjście do ludzi staje się trudem nad trudy. W tym wszystkim próbuje odnaleźć się Emil, dość niepozorny chłopak o nieciekawej sytuacji w domu. Największą przyjemność sprawia mu praca w kawiarni, do której, szczęśliwie lub nie, trafia nowy pracownik. Szybko się uczy i nie sprawia problemów, ale nie w tym rzecz. Emil jest zaniepokojony tym, że Kornel zbliża się do niego odrobinę za bardzo. Nigdy nie miał przyjaciela płci męskiej, a po pierwszym pocałunku już zupełnie głupio jest się przyznać do tego, że biologicznie jest się kobietą...

Jeśli kogoś by interesowała taka tematyka, to zapraszam tutaj:
Emil czy Emilia?

wtorek, 12 stycznia 2016

Fragmenty duszy V

      - Sebastianie, po co zmieniłeś pościel? - zapytałem, wodząc palcami po chłodnym materiale.
      - Uznałem, że wymaga zmiany, paniczu - odpowiedział beznamiętnie, gdy zapinał ostatni guzik mojej koszuli nocnej.
      - Przecież zmieniałeś ją wczoraj - mruknąłem, ale puścił tą uwagę mimo uszu.
     Uniósł głowę i przez dłuższy czas patrzył mi w oczy. Nie uciekałem przed wzrokiem demona, ale wyczuwałem w nim coś na kształt groźby.
      - Masz mi coś jeszcze do powiedzenia?
      - Zupełnie nic.
     Podniósł się z klęczek, gdy sam wpełzłem pod pościel.
     Ostatnio Sebastian zachowywał się dziwnie. Był jakiś niespokojny i wyjątkowo łatwo przychodziło mi drażnienie go, nawet jeśli nie okazywał zirytowania. Kiedy Elizabeth wróciła do domu, zagrałem mu na nerwach chyba zbyt mocno. W pewnym momencie miałem wrażenie, że na mnie ryknie, choć nigdy sobie na to nie pozwolił.
      - Dobranoc, paniczu.
      - Dobranoc, Sebastianie - odrzekłem, co chyba go zaskoczyło, bo kroki, które kierował w stronę drzwi zatrzymały się na ledwie zauważalną chwilę.
      - Dziękuję.
     Skrzypnięcie drzwi oznajmiło mi, że mężczyzna wyszedł .
     Obróciłem się, wpatrując w ciemność, która mnie spowijała. Dziś wydawała mi się trochę mniej hmmm... straszna? To nie do końca odpowiednie słowo, ale żadne inne określenie nie przychodzi mi do głowy.
     Noce stawały się coraz cieplejsze, ale nadal nie mogłem powstrzymać się przed szczelnym opatulaniem kołdrą. Sebastian wybrał  jedną z moich ulubionych poszewek, tę w irysy, jednak wydawała mi się inna niż zwykle.
     Objąłem ramionami leżącą obok mnie poduszkę. Spanie z Lizzie miało taką zaletę, że chociaż raźniej było zasypiać. Jednak to i tak tylko jednorazowy wyskok. Teraz nie pozostał nawet po niej zapach na pościeli.
     Starałem się oddychać głęboko oraz powoli. Nie czułem woni kwiatów, którymi zwykle pachniały poszewki w posiadłości. Sebastian mnie do tego przyzwyczaił i zrobiło mi się bez tego jakoś nieswojo.
Wtuliłem twarz mocniej w poduszkę. Okazało się, że jednak roztaczała jakiś zapach. Nie był on zbyt wyraźny, ale całkiem przyjemny. Próbowałem przypomnieć sobie, skąd go znam, bo niewątpliwie miałem z nim już do czynienia. Poddałem się, gdy po dłuższej chwili nic nie przyszło mi do głowy.
     Ogarnęło mnie poczucie bezpieczeństwa. Specyficzne uczucie odurzenia, które uspokajało. Zatapiałem się w nim, aż w końcu zapadłem w krainę snów, bez marzeń i koszmarów.

      - Paniczu, już ranek - usłyszałem Sebastiana.
     Wydawało mi się, że szeptał. Mruknąłem coś niezadowolony, że musiałem wstawać akurat w momencie, kiedy było mi tak przyjemnie. Postanowiłem jeszcze trochę ignorować demona. Wymigiwanie się od obowiązków uznawałem za najbardziej dziecinną z moich cech, ale nie mogłem zaprzeczyć, że jestem jej posiadaczem. Ujawnia się zwłaszcza wtedy, gdy przychodziła pora pobudki.
      - Paniczu, proszę się nie wygłupiać - powiedział, jednak bez ponaglenia i nagany.
     W końcu demon wiedział, czy śpię, czy już się obudziłem, więc udawanie nie miało sensu. Nadal jednak nie otwierałem oczu, chcąc jeszcze delektować się cudownym, błogim stanem.
      - Paniczu - chciał kontynuować, jednak uciszyłem go prychnięciem.
     Po moim ciele przeszedł dreszcz. Coś ciepłego musnęło mnie po policzku. Po chwili spróbowałem strzepnąć to coś ręką, którą dotychczas ściskałem kołdrę. Uderzyłem jednak tylko w powietrze.
     Otworzyłem niepewnie oczy. Zdziwiło mnie to, co stało się przed chwilą. Miałem nadzieję, że to nie powrót tych dziwnych rzeczy, które niedawno przestały mnie nawiedzać.
      - Świetnie, że postanowiłeś wstać, paniczu - stwierdził, a na jego wargach zaigrał podejrzany cień uśmiechu.
     Sebastian uśmiechał się rzadko, ostatnimi czasu praktycznie wcale, a nawet jeśli to najczęściej wymuszenie i szyderczo. Więc była to dla mnie niemała odmiana.
      - I co się tak głupio szczerzysz?
     Zawsze tak reagowałem. Nawet sam nie wiedziałem dlaczego, ale chęć zmazania mu uśmiechu z twarzy często mi towarzyszyła. Przejaw wrednej natury? Być może. Poza tym chciałem dać demonowi popalić w grze, w której ostatecznie i tak wygra. Nie mam już nic do stracenia, więc na razie mogę się z nim zabawiać i droczyć, przecież nikt mi nie może zabronić.
      - Po prostu wydaje mi się, że dziś będzie dobry dzień - spoważniał, jednak w błyszczących oczach, jaśniejących i ciemniejących na przemian, jak zdążyłem zaobserwować, nadal mogłem dostrzec ogniki budzącego niepokój entuzjazmu.
      To moje poranne parkania tak go rozbawiły? Przecież zawsze tak robiłem, pewnie nie tylko ja, gdy nie miałem ochoty wstawać, więc co w tym nagle śmiesznego?
      Zresztą nieważne.
      Przyjąłem od Sebastiana herbatę podaną w chińskiej porcelanie, pytając jednocześnie o plany na dzisiejszy dzień.
       - Na popołudnie ma panicz umówioną lekcję historii z panią Collins, a następnie lekcję tańca z panną Moore.
     Skrzywiłem się, gdy usłyszałem wzmiankę o lekcji tańca. Było to dla mnie coś na kształt zła nie do końca  koniecznego, ale demon nie pozwalał mi odpuścić sobie tej umiejętności. Pomimo wielokrotnych ćwiczeń nadal nie umiałem tańczyć z gracją czy choćby namiastką wdzięku. Sebastianowi zawsze udawało się mnie przegadać, kiedy proponowałem odpuszczenie sobie choć jednego spotkania z panną Moore, więc nie widziałem sensu w kolejnej próbie. Nie miałem ochoty szarpać sobie nerwów, ale jak już muszę, to się przemęczę. Może później uda mi się odegrać na demonie. Coś wymyślę, żeby mu dopiec za te tańce towarzyskie. Przynajmniej nie zmuszał mnie do brania udziału w przyjęciach...
     Kamerdyner ubrał mnie i oznajmił, że śniadanie jest już przygotowane, więc mogę zejść na posiłek do jadalni.
      - Zanieś mnie - rozkazałem, chcąc zacząć się z nim droczyć.
      - Paniczu, szlachcic nie powinien być opieszały - powiedział.
      - Zachcianek szlachty się nie komentuje.
     Zbliżałem się do osiągnięcia szesnastu lat, jednak nie potrafiłem się wyzbyć dziecięcej kapryśności i skłonności do przekomarzania. Zresztą mój ojciec w wieku trzydziestu czterech lat nadal przejawiał takie cechy, o ile dobrze pamiętałem.
     Lokaj westchnął, jednak po chwili podniósł mnie powoli i delikatnie z podłogi. Objąłem jedną ręką szyję Sebastiana, żeby prościej było mi utrzymać równowagę.
     Lubiłem, kiedy demon nosił mnie na rękach. Może dlatego, że patrzyłem wtedy z góry tak jak on. Udało mi się trochę urosnąć ostatnimi czasy, jednak nadal mogłem tylko pomarzyć o dorównaniu wysokością  mojemu słudze. Czasem jego wzrost mnie irytował, jednak to, że budził on przestrach w potencjalnych nieprzyjaciołach, niewątpliwie było zaletą.
     Korytarz rozświetlony był promieniami porannego słońca. Widok z okien wychodził na zbudzony do życia ogród, po którym już biegał rozradowany ogrodnik. Że też mu nie zimno. Pewnie na zewnątrz jest jeszcze chłodno.
     Wzdrygnąłem się zaskoczony, gdy Sebastian dość niespodziewanie poprawił uchwyt na moim udzie. Palce demona zsunęły się z materiału spodni na skórę, wywołując przy tym lekki dreszcz. Najwyraźniej nie uszło to jego uwadze, gdyż uśmiechnął się półgębkiem. Udawałem, że tego nie zauważyłem.
     Spojrzałem ponownie za okno. Nabrałem ochoty na spacer po ogrodzie. Myślę, że poobiednia przechadzka będzie w sam raz.
     Przechyliłem się bardziej w stronę demona, gdy ten zaczął schodzić na parter. Przez chwile miałem okazje poczuć jego zapach. Nie zaciągnąłem się nim celowo, oczywiście. Mój kamerdyner emanował subtelnym zapachem herbaty oraz czegoś, co przywodziło na myśl palące się w kominku drewno. Taka ciepła przyjemna woń. Podobna do tej wczoraj...
     Chwila, moment!
     Czemu ten zapach osiadł na mojej poduszce?! Sebastian zawsze zajmował się przygotowywaniem mi posłania, ale nigdy jeszcze nie poczułem na pościeli jego zapachu. Tak mi się przynajmniej wydawało, choć jest jakieś prawdopodobieństwo ku temu, że zwyczajnie nie zwracałem uwagi na cokolwiek poza aromatem kwiatów, ponieważ najzwyczajniej w świecie niczego innego się nie spodziewałem.
     Niemalże poczerwieniałem z zawstydzenia na myśl o tym, z jakim zapałem tuliłem wczoraj poduszkę pachnącą moim sługą.
     Cholera!
     Próbowałem uporządkować napływ dziwnych myśli w czasie, gdy demon niósł mnie w stronę jadalni. Myśli głupich i głupszych. Mądra się nie przytrafiła. To na pewno wina dojrzewania i dodatkowych czynników. Nie było innego logicznego wytłumaczenia.
     Usiadłem za stołem, nawet nie wiedząc kiedy. Bez zapału podskubywałem omlet widelcem.
      - Coś się stało? Nie masz apetytu, paniczu? - pokręciłem przecząco głową.
     Udało mi się zjeść posiłek zanim zupełnie wystygł, jednak potem okropnie mnie mdliło. Obawiałem się, że wszystko zwrócę.
     Poprosiłem Sebastiana, by przyniósł mi do gabinetu jakieś zaparzone zioła na żołądek. Pomogły odrobinę.
     Nie chciałem tego dnia przebywać w towarzystwie demona dłużej, niż było to konieczne. Wystarczająco zbiło mnie z tropu wydarzenie z poduszką i nie chciałem, by w chwili obecnej względny spokój zakłócały mi insynuacje i zaczepki. Choć może chciałem, ale tyko, tylko trochę, żeby zajrzał do gabinetu i zapytał, czy wszystko już w porządku...

     Z trudem udało mi się skupić na lekcji historii, a następnie na lekcji tańca. Bolały mnie wszystkie kości, stawy i mięśnie, ale nie skarżyłem się. Ledwo dawałem jednak radę zajmować się rzeczami, które zwykle przychodziły mi z łatwością. Literki w dokumentach zlewały się w jedno. Na koniec dnia jeszcze wylałem atrament, przewracając łokciem kałamarz.
      - Lepiej żebyś odpoczął, paniczu - zasugerował Sebastian, oglądając ubrudzone atramentem rękawy. - Wydajesz się być przemęczony. Proponowałbym drzemkę.
     Pokiwałem ociężale głową.
      - Zanieś - mruknąłem sennie.
     Niemalże upadłem na demona.
     Co się dzieje? Czy znów będę zmuszony przechodzić przez to piekło?
     Zamknąłem prawe oko i dałem się nieść niczym panna. Ocknąłem się dopiero, gdy usłyszałem dźwięk naciskanej klamki.
      - Nie chcę tu spać - powiedziałem, usiłując skupić wzrok na wnętrzu sypialni.
      - Czy jest ku temu jakiś powód, paniczu?
      - Nie chcę. - Powieka opadła mi na powrót. - Gdzieś indziej...

      - Sebastianie, czy to znów się zacznie?- szepnąłem.
     Obudziłem się po dwóch godzinach zlany potem.
      - Miejmy nadzieję, że nie.
     Przejechał namydloną gąbką po moich przygarbionych plecach. Trwaliśmy w ciszy, mąconej tylko chlupotem wody i kapaniem jej kropli.
      - Czy mógłbyś coś z tym zrobić? Tak jak ostatnio?
     Demon wyszorował dokładnie mój kark, szyję oraz ramiona, po czym odłożył gąbkę na jej miejsce. Sięgnął po pilniczek. Delikatnie ujął moją dłoń. Przez dłuższą chwilę po prostu trzymał moje palce, przyglądając się nim. Kiedy uświadomiłem sobie, że demon nie ma zamiaru mi odpowiedzieć, chciałem ponowić pytanie. Ubiegł mnie jednak i odezwał się.
      - To nie jest dobre rozwiązanie, paniczu.
      - Dlaczego? - zapytałem, podczas gdy mężczyzna pielęgnował paznokcie prawej ręki.
     Milczał przez dłuższą chwilę.
      - Obawiam się, że mógłbyś tego nie przeżyć, paniczu. Albo zostać trwale okaleczonym.
      - Przez co? - zadałem pytanie odruchowo, bez zamysłu.
      - Przeze mnie.
     Ucichłem. Zastanawiałem się, czy kontynuowanie tematu to dobry pomysł. Jednak chciałem wiedzieć.
      - Czy powiesz mi, co zrobiłeś tamtego dnia?
      - Skoro dajesz mi wybór, paniczu - przerwał na chwilę, gdy sięgał po duży, biały ręcznik. - wolałbym nie odpowiadać na to pytanie.
      - Rozumiem.
     Puszysty materiał okrył mnie, gdy tylko ustałem na łazienkowych kafelkach.
     Byłem lekko zawiedziony tym, że demon mi nie odpowiedział, jednak skoro dałem mu wybór, nie mogłem się skarżyć.

     Położyłem głowę wygodnie na poduszce. Wróciłem do spania w mojej sypialni.
      - Zostań dziś ze mną - zatrzymałem kamerdynera w drzwiach.
     On nie sypiał, więc teoretycznie mogłem go prosić o takie rzeczy bez obaw, że będzie niezdolny do wykonywania swoich obowiązków następnego dnia.
     Brunet cofnął się i zamknął cicho drzwi. Zdmuchnął płomyki świec, które trzymał.
     Przyglądałem się, jak podchodzi spokojnie do jednej z kolumienek łóżka podtrzymujących baldachim.
      - Rozpal jeszcze w kominku, skoro już zostajesz.
      - Yes, my Lord.
     Przyglądałem się zmęczonym wzrokiem poczynaniom Sebastiana. Wyciągnięcie zapałek, ułożenie szczap, podpalenie ich. Niby nic nadzwyczajnego jednak wykonanego z niebywałym wdziękiem i wprawą. Bezszelestnie.
      - Podejdź - szepnąłem, kiedy już skończył.
     Mruknąłem zadowolony, gdy przystanął obok szafki nocnej, znajdującej się niedaleko mojej głowy. Nadal był za daleko. A raczej niewystarczająco blisko.
      - Usiądź, oparty o łóżko.
     W ciepłym świetle płomieni ujrzałem lekkie zdziwienie, malujące się na twarzy demona. Nie kwestionował jednak polecenia.
      - Idealnie - powiedziałem, wpatrując się w tył głowy sługi.
     Cieszyłem się, że kamerdyner nie zapytał, co to ma na celu. I tak nie potrafiłbym odpowiedzieć.
     Przybliżyłem się do jego karku. Chciałbym móc bez skrępowania dotknąć jego włosów, które były teraz na wyciągnięcie ręki. Powstrzymałem się, choć mógłbym się spodziewać, jak przyjemne są w dotyku.
      - Dobranoc, paniczu.
      - Dziękuję - odrzekłem, zamykając oczy.
     Ta noc powinna być spokojna.
---------------------------------------------------------------------------------------------------
*wychyla się zza ściany* Witam ;-; ...
Przepraszam za to spóźnienie, ale tak jakoś wyszło, że dopadła mnie deprecha i kryzys twórczy =.=.
Pewnie wszyscy zauważyli już, przynajmniej ci, którzy przeglądają moje blogi na komputerze, że w prawym dolnym rogu lata gdzieś widżet zasponsorowany przez GG. Można do mnie napisać, jak zwykle. Nawet jeśli nie jest się posiadaczem konta Gadu-Gadu. Po prostu dostaje się tymczasowy numer. Oj, chyba wiadomo o co chodzi. W każdym razie ucieszyłbym się niezmiernie, gdyby ktoś wysłał mi jakieś miłe słówko od czasu do czasu bo deprecha to zuo ;-; !
Pozdrawiam
Daniel